𝟟

135 13 3
                                    

Wyszłam z budynku i odłożyłam pełny plecak koło krzesła, na którym usiadłam. Wzięłam łyk kawy, rozglądając się po okolicy. Było chłodno, jednak zrozumiałe z powodu zbliżającej się zimy. Pasmo górskie było ledwo widoczne przez poranną mgłę. Słychać było cichy ćwierkot ptaków. Mimowolnie czułam ulgę, opuszczając góry Whitetail, będące terenem Jacoba.

— Brrr... ale zimno. Mam nadzieję ze nie bedzie tak zimno na moim kempingu — stwierdził Sharky ocierając dłońmi o siebie — będzie cyrk u Faith, wiesz o tym? — spytał, na co kiwnęłam twierdząco.

— Chce po prostu uratować Camerona... — stwierdziłam, po chwili dopijając kawę. Była to jednak półprawda.

— Rozumiem, przejrzę raz jeszcze auto, aby niespodzianki nie było — Podszedł do auta, by podnieść jego maskę — zależy mi na sprawności świec, bo dawno nie były wymieniane...

— W razie co masz zapasowe, jak by trzeba było je zmienić? — spytałam, podchodząc do niego — a poza tym ojciec Hurka nie może nam pożyczyć swojego auta, po którego jechaliście?

— Oj uwierz, że Senior zrobiłby nam z dupy helikopter na samo pytanie. Po tym co kuzyn odjebał to mu się nie dziwię — Viktor wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wyjął jednego ustami — chcesz? — Kiwnęłam głową twierdząco. Podał mi opakowanie wraz z zapalniczką i kluczykami do auta — odpal silnik.

— Jasne — zapaliłam papierosa i weszłam do pojazdu, by przekręcić kluczyk w stacyjce. Zaciągnęłam się dymem i zaczęłam puszczać kółka, będące prawie niewidoczne — W ogóle co Hurk zrobił z tym autem?

— Jebniesz się ze śmiechu, jak ci to opowiem — Sharky parsknął śmiechem — Ten idiota pojechał tym autem na takie "spotkanie zapoznawcze" tego kultu z nadzieją, że za frajera będzie miał bronie, żarcie i napalone kobity. Obsrał zbroję gdy zaczęli wymieniać te wszystkie zasady kultu, w stylu czystość do ślubu, brak imprez, alkoholu i tak dalej...

— Mam rozumieć, że się niemiło zaskoczył? — spytałam, strzepując popiół z końca papierosa.

— Otóż to a fakt, że miał tam okazję pogadać z Jacobem, słynącym z bardzo przyjaznego usposobienia to się nawet nie dziwię, że spierdalał, gdzie pieprz rośnie z buta, a nie autem.

— Nie dziwię się, że uciekał, do najmilszych on pewnie nie należy — Starannie dobierałam słowa, parskając śmiechem dla niepoznaki. W tym hangarze wyglądał na tak zagubionego i niepewnego jednak ludzie wokół widzą go jako tyrana. Ich wyobrażenie o Jacobie było dla mnie nadto przerażające.

— Musiałaś się natrudzić, by podpierdolić paliwo spod nosa aż dwóch Seedów. Jak ty to zrobiłaś?

— W pewnym momencie poszli sobie do lasu, więc wykorzystałam ten moment, by zejść z dachu i wziąć paliwo — skłamałam. Jacob dał mi przecież kanister pełen benzyny, po wymuszonym przez brata przyznaniu się do bycia moim ojcem.

— Miałaś ogromnego farta, że cię nie znaleźli — Stwierdził Sharky. Jak bardzo bym chciałabym, żeby to była prawda.

━ ❈ ━

— Za niedługo będziemy na terenie Faith... — stwierdził Sharky prowadząc auto — W najbardziej przejebanym kurwidołku, jaki jesteś sobie w stanie wyobrazić. Trzymaj się jak najdalej od wody, w niej jest więcej błogości niż ci się wydaje.

— Już miałam okazję się o tym przekonać. — stwierdziłam, przypominając sobie moment, gdzie się otarłam o śmierć.

— niby kiedy?

— Uciekając przed kultem, wraz z Cameronem i jednym z zastępców szeryfa przejeżdżaliśmy przez most, który wysadzili. Wpadliśmy do wody i przez to się jej trochę nałykałam. Widziałam podwójnie i zdawało mi się, że słyszę.

Tylko ty [Far cry 5 ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz