🍅(Nie)mądre stwierdzenia🍅

795 82 273
                                    

Uwaga!
Po tym rozdziale już nigdy nie spojrzysz na świat tak samo.

(Kiedy masz ponad 40° gorączki i w momentach kiedy jesteś przytomny stwierdzasz "A może by tak coś napisać...". Nie polecam. Albo właśnie polecam. Jest ciekawie. Jeśli chodzi o pisanie..)

- No bo patrz. - Gilbert zdecydowanie wypił za dużo. - Jak maż hot dogi, to jest tam bułka i parówka, no i jeszcze ten... sos. I to wygląda jakby ta bułka i parówka były kochankami w trakcie aktu seksualnego! No i jeszcze ten sos, który wycieka...

- Tobie chyba już wystarczy... - mruczę zażenowany jego wypowiedzią.

- Tosiek przestań. Ja chętnie posłucham jego spektakulacji! - śmieje się Francis, który wyraźnie ma niezły ubaw.

- Ja się dopiero rozkręcam! - woła Gilbert, po czym bierze kolejny łyk piwa.

- Ja się nie dziwię, że jesteś idiotą, skoro zadajesz się z takimi debilami... - Słowa te padają z ust mojego najcenniejszego pomidorka, którego nie zjem, bo wolę wykorzystać go do innych celów.

Spoglądam na niego. Siedzi delikatnie wtulony w moje ramię. Zdaje się, że jest zmęczony, bo właśnie ziewa.

- Więc, wracając... - o nie. Znowu się zaczyna. A Lovino to takie niewinne dziecko... - Ty i ty! - pokazuje na nas. Znaczy mnie i mojego przyszłego męża. Tylko najpierw musimy wyjechać do Hiszpanii. - Wy na pewno idealnie to zrozumiecie, bo to coś, co jest wam bliskie. Chociaż znając nieporadność umysłową Tośka... Pewnie między wami jeszcze do niczego nie doszło. A szkoda. Nie. Nie odbiegam od głównego wątku. Po prostu stwierdziłem, że nie mogę tak bezczynnie siedzieć i biernie przyglądać się temu, jak to dalej się potoczy. Więc posłuchajcie rady zaglibistego mnie. Pieprzcie, bo to dobre dla zdrowia. Tak mówi wielu mędrców. Znaczy... nikt tak nie mówi, ale to szczegół. W czasach, kiedy chodziliśmy jeszcze do szkoły, ciebie to "jeszcze" nie dotyczy, bo ty ciągle chodzisz, nasza znakomita nauczycielka biologii powiedziała, że pieprz jest zdrowy. A, nie. Czekaj. Teraz ogarniam jej słowa. Chodziło jej o przyprawę... - biedny Gilbert... całe życie w błędzie. - Ale to nie zmienia faktu, że macie się pieprzyć.

Odwracam wzrok od albinosa i kieruję go na moje kochanie. Awww~ jaki on uroczy! Jest cały czerwony. Chyba Gilbert go zawstydził. A szkoda.. bo jeśli Loviś byłby chętny, to moglibyśmy pójść na górę, robić ciekawe rzeczy. Takie jak sadzenie pomidorów w doniczkach. Heh. Żartuję. Mniej niewinne niż to. Dużo mniej.

- Ten idiota nie ma prawa mnie nawet dotykać! - naburmusza się Lovino i o ironio wtula się we mnie jeszcze bardziej, więc postanawiam go delikatnie objąć w talii.

- Taa... - słyszę wątpiącą w słowa mego serduszka wypowiedz Gilberta.

Francis spojrzał tylko na nas z miną mówiącą "bo ci uwierzę". Co się dziwić, skoro jego słowa przeczą czynom.

- Słońce~ - mruczę mu do ucha. - może pójdziemy do...

- WŁAŚNIE! SŁOŃCE. - Pan zaglibisty bezczelnie przerywa mi zabranie Lovino na górę. - Myślę, że tym określeniem nie powinno nazywać się swoich życiowych wybranków. Jest ono na swój sposób obraźliwe. To tak jakbyś nazwał kogoś dziwką, tylko że ładniej. Bo wiesz... słoneczko. To samo w sobie jest złe. Chyba nie muszę tłumaczyć.

- Och Gilbercie~ - Francuz postanawia się odezwać. - Dobrze wiemy o co ci chodzi, ale to nie zmienia faktu, że nikt z nas by na to nie wpadł.

- A wiesz dlaczego? - pyta albinos, na co Francis przecząco kręci głową. - Bo wy nie jesteście tak zaglibiście inteligentni jak ja.

- Chyba tak zaglibiście zjebani jak ty. - odpowiada blondyn z delikatnym uśmiechem.

- Och Gilbert... przecież to tak jakby się wyklucza. - Mówię i przybijam piątkę z Francisem.

- Bez sensu, że kłócicie się o to, kto jest największym idiotą. - Odzywa się Lovino. - Przecież każdy wie, że tytuł ten należy do Antonio.

- Zgadzam się z młodym. - Stwierdza szybko białowłosy. - Myślę, że się dogadamy i polubimy.

- Myślę, że nie. - odpowiada mu mój pomidorek z mordem albo pogardą w oczach. Sam nie wiem. Odwraca już łagodniejszy wzrok na mnie. - Tosiek, chcę spać.

Moi przyjaciele patrzą na siebie porozumiewawczo, a ja doskonale wiem, o co im chodzi. W sumie im zawsze chodzi tylko o jedno...

- Ja ci to przetłumaczę Tonio! - deklaruje się Gilbert. - "Chcę spać" znaczy tyle, co "Chcę się z tobą pieprzyć, ale powiem to trochę subtelniej, bo jesteśmy w towarzystwie". Pamiętaj Antek. Zawsze jak ktoś mówi ci, że chce spać, to chodzi o seks. Z A W S Z E. Więc życzę ci miłego przypieczętowania waszego związku.

- Nie jesteśmy razem! - protestuje cały czerwony Lovino. Och~ on jest taki słodki, że chętnie bym go... ekhem. Gilbert wszedł za mocno. Znaczy. Nie, że wszedł tak dosłownie, ale tak w przenośni. Mózgu błagam. Ogarnij się.

- Tak, tak. - Gilbert macha ręką, wyrażając swoje przekonanie do słów młodszego, a raczej jego brak.

- Pozwól, że my o tym zdecydujemy. - Stwierdza Francis, biorąc kieliszek do ust.

- Ale... - zaczyna moje serduszko, podnosząc głowę z mojego ramienia.

- Odpuść skarbie. - wstaję i biorę go na ręce. - Im i tak nie przemówisz do rozumu, kiedy mają jakieś przekonania.

- SKARBIE! - wołają za nami zgodnie moi najlepsi przyjaciele. Czasem zastanawiam się, czemu tak w ogóle się przyjaźnimy, skoro w kółko żartujemy z siebie nawzajem. Cóż. Uroki przyjaźni.

- Skarb to coś cennego i ukochanego, więc nie próbujcie nam wmawiać, że się nie kochacie! - słyszę kolejny wywód albinosa. Śmieję się pod nosem i udaję się w kierunku schodów. - A jak już mówimy o kochaniu, to to jest synonim pieprzenia się, aktu seksualnego czy też uprawiania miłości, jak kto woli więc jeśli... - Co on tam dalej mówi, to nie mam pojęcia.

Teraz jestem sam na sam z Lovino. W pokoju, do którego mam pewność, że nikt nie wejdzie.

Z tego co widzę on sam nie ma nic przeciwko temu, że go w ogóle dotykam. Powiedziałbym, że coś nowego, bo dotyk jest tym, czego on się boi, ale w moim przypadku chyba nigdy się go nie bał. Ten uroczy chłopiec mi ufa. Wierzy, że nie zrobię mu krzywdy. Och... to się rano zdziwi.

Żartuję. Przecież nie miałbym serca mu coś zrobić. To mój mały pomidorek. Moje serduszko. Co innego, gdyby chciał. Wtedy bym to dokładnie przemyślał.

Przestań Tosiek, dobrze wiesz przecież, że nie zdążyłbyś się nad tym zastanowić. Pewnie bym stwierdził, że skoro oboje tego chcemy i się kochamy, to czemu nie.

Kładę mój skarb na dużym, dwuosobowym łóżku. Uśmiecham się do niego ciepło. Niech wie, że jest ważny. Muszę mu to pokazywać w każdy możliwy sposób. To ważne, tym bardziej, że mniej więcej znam jego sytuację. Jego psychikę. On tego potrzebuje.

- Ko.. - Ej, Tosiek, ale zwolnij ty trochę. - Pomidorku? - Bo pomidory to miłość, więc na jedno wychodzi.

- Tak? - mruczy jak kotek. Jest piękny. - I nie nazywaj mnie tak!

- Dobrze, dobrze~ - siadam obok niego i odgarniam mu włosy z policzków.

Och! Są całe czerwone! To urocze, że się tak rumieni. Mowa ciała~. Czyli... em... uczyłem się tego no... o! Pamiętam. Rumieńce to było zawstydzenie. Albo może też być złość, a biorąc pod uwagę, że jest tak bardzo czerwony jak pomodorek, to zaraz mnie zabije. Więc ten... obstawiam na pierwszą opcję, bo to małe, słodkie, niewinne, skrzywdzone bubu. Czyli skoro zawstydzenie, to musi mnie lubić. A skoro aż takie... to on mnie kocha. Ja to wiem.

Dobra. Muszę przystopować z moim mózgiem, bo zaraz znowu sobie coś ubzduram...

- Chciałbym z tobą porozmawiać. - kontynuuję. Może troszkę za poważnie? - Bo mam do ciebie bardzo ważne pytanie. - Czy wyjdziesz za mnie? Ale najpierw niech się na rozmowę zgodzi. Ej... W sumie mam kilka, a nie jedno. Bo jeszcze sprawy zawodowe...

Paint my world [SPAMANO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz