1. Obiecaj

2.7K 220 27
                                    

   Kolejny szary dzień nie zapowiadał się na najgorszy, ale nie napawał też optymizmem. Jak co rano zbudził mnie dźwięk harfy, dobiegający z telefonu mojej najlepszej przyjaciółki Mii, który sprawiał, że miałam ochotę zakryć uszy poduszką tuż po wyrzuceniu urządzenia za okno. Moja współlokatorka była nauczycielką w szkole muzycznej, gdzie uczyła gry na tym okropnym instrumencie. Kiedyś wydawał mi się piękny, bajeczny i kojarzył się z aniołkami, a teraz? Odkąd słyszałam go, co rano to na sam dźwięk harfy miałam ochotę mordować. Mia, jednak wciąż twierdziła, że jest cudowny, bo to dzięki niemu trafiła do tej szkoły muzycznej w Denver, gdzie poznała Granta - swojego przyszłego męża i moją zmorę. Nie to, żeby było z nim coś nie tak, ale narzeczony mojej przyjaciółki miał jedną wadę, a było nią to, że nie miał żadnej. I jak tu z tym konkurować miał mój facet fleja i obdartus?

— Kolejny piękny dzień — szepnęła Mia, podnosząc się z łóżka. 

     Kojarzycie te wszystkie zdjęcia, na których ludzie chętnie wstają, przeciągają się z uśmiechem i są gotowi do życia? Tak codziennie rano wyglądała Mia, szczerze mnie tym irytując. Ja lubiłam spanie i nie cierpiałam, gdy nie zdążyłam się pomalować czy zjeść. Może, dlatego, że moja fleja - Patrick, przynosił mi codziennie do pracy bajgla i świeżą kawę, a dla pięciolatków nie musiałam się malować. 

— Przymknij się, proszę i daj pięć minut — burknęłam, zakrywając głowę przed światłem słonecznym z okna, które odsłoniła moja współlokatorka. 

— Nie ma opcji, Lay. Obiecałaś, że przed ślubem zaczniesz ze mną biegać, żebyśmy obie wyglądały zachwycająco. 

   Przewróciłam oczami na samą myśl, że wciąż wypominała mi tą słabość. Tego wieczoru, gdy Mia wróciła z pierścionkiem obie wypiłyśmy po winie wszystko planując, a ja głupio zaproponowałam uprawianie sportu i jak to się skończyło? Muszę przestać mówić, gdy piję. 

— Patrickowi nie przeszkadza moja waga — usprawiedliwiłam się, wiedząc, że to marne wytłumaczenie. 

    Moja przyjaciółka i facet się nie cierpieli, a ja czasami miałam wrażenie, że Mia cudem powstrzymuje się przed prychnięciem na niego jak zaborcza kotka. Z jednej strony to rozumiałam, bo Patrick w dzieciństwie był strasznym dupkiem i dokuczał mojej przyjaciółce z prostej przyczyny - była ruda i wyglądała jak chłopak. Mia miała dwóch braci i jej samotny ojciec po prostu całemu rodzeństwu ciął włosy na krótko, co powodowało wiele niemiłych żartów, które skończyły się dopiero, gdy ja w geście solidarności ścięłam moje włosy. Wtedy zostałyśmy przyjaciółkami, a Patrick zauważył mnie. W siódmej klasie zaczęliśmy się spotykać i jakoś trwało to do teraz bez większych wzlotów i upadków. 

— Bo sam wygląda jak oblech — sapnęła, a ja mruknęłam spod poduszki. — Kiedy w końcu z nim zerwiesz, Layla? Obie wiemy, że jesteście ze sobą z przyzwyczajenia, a ciebie stać na kogoś lepszego niż dred w dresie, który jedyne, co ma do zaoferowania to bajgle. 

    Wiedząc, że teraz nie ma mowy, żeby dała mi spokój, wstałam z łóżka i pożałowałam, że nie mam tyle siły do życia co Mia. Przed chwilą wstała z łóżka i jak zwykle zakręciła niechlujnego koka na czubku głowy, a i tak wyglądała lepiej niż ja, gdy już wychodzę. Zazdrościłam Mii tego, że zawsze wyglądała tak dobrze. 

— Kochamy się — oznajmiłam bez przekonania, biorąc do ręki szczotkę do włosów i przeczesując kołtun na głowie.

— Jest tyle fajnych facetów... — zaczęła, ale natychmiast jej przerwałam. Skoro zbudziła mnie o te pół godziny wcześniej to przynajmniej powinna mnie nie irytować z rana gadką o moim facecie. 

     Patrickowi daleko było do ideału, ale nie miałam lepszych widoków na związek i bałam się być sama. Od sześciu lat zawsze byłam z nim, a nie chciałam się dowiadywać jak to jest być singielką. Wiedziałam, że ciężko by mi było zwłaszcza, gdy na horyzoncie zjawiał się Pan Idealny. Granta dało się opisać jedynym słowem, które uwielbiała większość pań - pantoflarz. Kiedyś wydawało mi się, że to najgorszy typ faceta na świecie taka ciapa, a nie mężczyzna, ale odkąd mam przykład w swoim otoczeniu i porównanie do Patricka to zmieniłam zdanie. Czasami fajnie było myśleć, że ktoś jest tak kompletnie zapatrzony w ciebie.

    Patrick był buntownikiem, który za zbrodnie uważał włożenie koszuli i kupienie kwiatów, a ja nigdy nie przyznałam się do tego, że chciałam, by ją włożył i przyniósł mi bukiet. Nasz związek przetrwał na takich niewyjaśnionych niedomówieniach, przez które oboje nie do końca czuliśmy się dobrze, ale nie chcieliśmy się kłócić. 

      W ten sposób wylądowałam w związku z dresem o dredach dłuższych niż moje czarne włosy, a on z dziewczyną, która nie cierpiała piłki nożnej i jakiejkolwiek aktywności fizycznej. 

— Czasami tak bardzo chciałabym ci przyłożyć, Reevers — burknęłam, wkładając spodenki do biegania. 

— Ale tego nie zrobisz, bo wkrótce wychodzę za mąż. — Uśmiechnęła się od ucha do ucha, poprawiając bluzkę. 

— Gdybym nie była druhną to bym się nie wahała, ale myśl, że bym cię musiała poskładać mnie powstrzymuje. 

         Ruda się uśmiechnęła, gdy jej telefon zawibrował i z rumieńcem na twarzy odeszła pod okno pokoju. Patrzyłam jak rozmawia ze swoim narzeczonym trochę zazdroszcząc im tego, co mają, a czego Patrick i ja nigdy nie mieliśmy. Te tajemnicze uśmiechy, rumieńce, kradzione pocałunki czy przytulenie podczas zmywania. Czy wymagałam wiele, chcąc by ktoś mnie objął, gdy ja będę płukać naczynia? 

    Gdy byłam już gotowa, Mia skończyła rozmowę i podeszła do mnie zadowolona jeszcze bardziej niż przed chwilą. Grant dzwonił, co rano, gdy wychodził do pracy, a że dzieliła nas różnica czasowa to u nas było wcześnie, u niego już nie. 

Obiecaj — odezwała się tajemniczo Mia z tym podstępnym uśmiechem krasnala, którego bałam się najbardziej, mimo że moja przyjaciółka była tycia. 

— Ale co? 

— Powiedz, że obiecujesz

— Nie ma mowy. Ostatnio w taki sposób nabrałam się na twoją kolejkę sobotniego sprzątania. 

     Mia przystąpiła z nogi na nogę, niecierpliwiąc się, ale z nieschodzącym z twarzy uśmiechem. Musiała wymyślić iście diabelski plan.

— To nie ma nic wspólnego ze sprzątaniem, ale obiecaj. To coś na miarę Petera. 

   Peter Saterra był moją pierwszą miłością i to dzięki grze w obiecaj stał się także chłopakiem, który pocałował mnie jako pierwszy. Miał miękkie usta i smakował piwem, które podkradł ojcu chłopak Mii i wypiliśmy je we czworo w jego piwnicy.

— Obiecuję — powiedziałam, czując, że podpisuje kontrakt z diabłem w rudych lokach.

    Mia pisnęła i klasnęła w dłonie. Wyszłyśmy do salonu się porozciągać przed biegiem, gdy ją zastanawiałam się na co się zgodziłam.

— Więc? Na co się zgodziłam?

— Na to, że nie przyjdziesz na mój ślub z Patrickiem — powiedziała lekko, a mi opadła szczęka.

    Musiała żartować. Umowa odnośnie obiecaj jasno mówiła, że nie można tym ingerować w istniejący związek bez względu na to czy on się nam podobał czy nie.

— To mój chłopak, Mia. Wiem, że go nie lubisz, ale nie zerwę z nim miesiąc przed twoim ślubem, żeby pójść z jakimś palantem, który zepsuje mi wieczór.

    Moja przyjaciółka uśmiechnęła się podstępnie, gdy wychodziliśmy z mieszkania.

— Chcę, żebyś poznała kogoś, kto nie jest palantem, Layla.

— O czym ty mówisz?

— O facecie, który za kilka godzin zgodzi się pójść z tobą na mój ślub.

Czując Twój OddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz