10.

15 1 0
                                    

* Chcę tylko powiedzieć, że sytuacja z tego rozdziału dalej dzieje się w sobotę, tylko jakiś czas przed spotkaniem Victorii i Carli. *



- Jeżeli w tej chwili nie powiesz mi, co my tak właściwie tutaj robimy, to rozszarpię cię na strzępy, przysięgam. - Mruknął złowrogo Max, choć tak naprawdę kompletnie nie był zły. Meghan zawsze go fascynowała, dlatego nie mógł się doczekać tego, co tym razem wymyśliła. Mimo to starał się grać tego złego, może nawet obojętnego chłopca, który ma wszystko w dupie. 

- Oh, zamknij się. - Fuknęła, pocierając ręce. Było zimno, wietrznie, i zdecydowanie to nie była odpowiednia pora na spacery po parku, ale Meghan miała już swój plan, jak zemścić się na tym szurniętym i chamskim chłopaku, który nawet nie poczuł się choć trochę zakłopotany, kiedy prawda wyszła na jaw. 

Wywróciła oczami, kiedy chłopak znowu zaczął marudzić, że jest mu zimno. Choć starała się to ukryć, w jakimś stopniu nawet bawił ją ten chłopak. Był dziwny i dziecinny, to fakt, ale przy tym był zaskakująco uroczy, co zdołała zauważyć dopiero teraz. 

W końcu dotarli do punktu docelowego. Stali przed jakimś kioskiem, który stał na uboczu. Max nie rozumiał co tutaj robią, ale zdawał sobie sprawę, że raczej nie przyszli tutaj kupić sobie biletu na tramwaj, czy jakąś gazetkę. Meghan zjechała go wzrokiem od czubka głowy po palce u stóp, a chłopak patrzył na to zdezorientowany. Nie rozumiał, o co jej chłodziło. W końcu jak chciała mu się poprzyglądać, mogła to zrobić w zupełnie innym miejscu. No i jeszcze jedna sprawa - ona nigdy nie zrobiłaby tego pod jego czujnym spojrzeniem. Raczej ukrywałaby fakt, że chłopak w jakimś stopniu ją pociąga. Teraz jednak bezkarnie przypatrywała się jego twarzy, czarnej kurtce, tego samego koloru spodniach, i butach. 

- Rozbieraj się. - Powiedziała po chwili, patrząc mu w oczy. Zdziwiony parsknął śmiechem, mając to za "dobry" żart. No bo jak to miałby się tutaj rozebrać? I po co? - Ja nie żartuję Max. - Dodała, kiedy chłopak wciąż patrzył na nią z wesołymi iskierkami w oczach. Kiedy jednak dotarł do niego sens jej słów, mógł szczerze przyznać, że został wmurowany w ziemię. 

- Co? Jak chciałaś popatrzeć na mnie kiedy jestem bez koszulki trzeba było po prosić o to w domu. Wiesz, dla ciebie chętnie bym się rozebrał. - Uśmiechnął się głupio, ale zaczął zdejmować potulnie kurtkę. Nadal nie widział w tym żadnego sensu, ale nie chciał się z nią spierać. Tym bardziej, że był bardzo pewien swojego ciała. Przeszkadzał mu tylko ten chłód.

Dziewczyna na jego słowa wywróciła oczami, jakby jego słowa tylko ją rozdrażniły, ale prawda była taka, że zaraz potem oblała się rumieńcem. Odwróciła głowę w stronę fontanny, ignorując jego głupi uśmieszek, którym raczył ją obdarować. Nie mogła w końcu dać mu do zrozumienia, że faktycznie chciała zobaczyć go w takim wydaniu. 

- Dobra, a teraz idziesz do tego kiosku. Musisz kupić prezerwatywy, z tekstem, że mało brakło a za dziewięć miesięcy skończyłbyś z bobasem na rękach. A! No i udawaj zmęczonego, i że ci się śpieszy. Wiesz, wyleciałeś z łóżka w popłochu, czy coś. - Powiedziała, kiedy chłopak stał przed nią w samych bokserkach i butach. Spojrzał na nią głupio, ale nie odezwał się ani słowem. Zrobił kilka pajacyków i przysiadów, a potem szybko podbiegł do okienka w kiosku, i zrobił dokładnie to, o co prosiła go dziewczyna. Po chwili wrócił do dziewczyny z paczą prezerwatyw, i rumieńcem na policzkach.

- Nigdy więcej. - Mruknął tylko, i zaczął ubierać na siebie spodnie. 

- Coś się stało? - Spytała ze śmiechem, przyznając w myślach, że jest jeszcze słodszy, kiedy się rumieni. 

- Tak. Nie. Może. W sumie, nie twój interes. - Burknął, i przeciągnął przez głowę zielony t-shirt. Meghan zaśmiała się, i sprawdziła godzinę w telefonie. 

- No dobra, czas się zbierać. - Powiedziała do niego, na co tylko przytaknął.

Szli parkiem w ciszy. Chłopak rozmyślał nad słowami pana z kiosku. To nie tak, że były dla niego w jakiś sposób kłopotliwe, raczej były cholernie prawdziwe, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nie jest tak dobry w mówieniu kłamstw jak mu się wcześniej wydawało.

dziewczyna za to wciąż nie mogła uwierzyć, że ten dzień był tak miły. Fakt, chłopak nadal trochę ją irytował, ale teraz widziała w nim pozytywy, które wywoływały w niej dziwne uczucia. Nigdy nie pomyślałaby, że taki chłopak jak on może mieć w sobie tyle niesamowitych cech, których wcześniej nie zauważyła. 

- Wiesz, co byś zrobiła, gdyby ktoś zaproponował ci wylot w kosmos? - Spytał niespodziewanie Max. Meghan parsknęła śmiechem.

- Co? Ty dobrze się czujesz?

- Serio pytam. - Wywrócił oczami.

- Oh - mruknęła, i choć dalej ją to bawiło, postanowiła trochę się wysilić. - Myślę, że przyjęłabym propozycję - dodała po chwili. 

- Dlaczego? - Spytał zaskoczony. Spodziewał się słów " Nie zgodziłabym się. Wiesz, bardzo bym się bała!" ale dziewczyna jak zawsze bardzo go zaskoczyła, i jeszcze bardziej zaintrygowała. 

- Ponieważ lubię wyzwania - wzruszyła ramionami. - Po co iść na skróty, skoro można zdobyć nowe doświadczenia idąc na około? - Zerknęła na niego ukradkiem. - Myślę, że ludzie boją się swoich marzeń, a zwłaszcza czegoś nowego. Niby mówią, że rodzina, praca, ale tak naprawdę mają wewnętrzną blokadę, o nazwie "chcę ale nie mogę". Rozumiesz?

- Yhym. Wiesz, to w sumie mądre. Chociaż czasem ludzie mają powód do strachu. Czasem naprawdę zależy im bardziej na rodzinie, a czasem są na to za biedni, czy coś. Nie chcę mówić, że nie masz racji, ale jest wiele powodów, przez co ludzie nie spełniają swoich marzeń, i idą na skróty. Czasem zmusza ich do tego sytuacja. 

- Pierdolenie. - Powiedziała, a chłopak aż się uśmiechnął. Uwielbiał tą jej szczerość, otwartość, a nawet brutalność. Jego zdaniem była wyjątkowa. - Jeżeli nie mam pieniędzy - idę do pracy. Rodzina? - Jak chce dla mnie dobrze, to zrozumie. Wiesz, taki wylot w kosmos nie jest na zasadzie "już nigdy nie wrócisz". Co innego, jak masz blokadę w stylu " co powiedzą inni". Wtedy to ewidentnie zaniżona samoocena. Nienawidzę, kiedy ktoś zamiast myśleć o sobie, myśli o innych. Przecież to niedorzeczne! - Wyrzuciła do góry ręce, w akcie frustracji. 

- Czasem liczy się też poświęcenie. Co zrobiłabyś w sytuacji, kiedy masz na swoich plecach chorego brata albo siostrę? Czasem naprawdę nie da się nic zrobić.

- Dobra, masz mnie. - Przyznała po chwili ciszy, i wewnętrznym walczeniu ze sobą, czy przyznać mu rację czy nie. - Ale i tak można wynająć niańkę - dodała po chwili. Zacisnęła usta powstrzymując się od śmiechu, kiedy zobaczyła, jak chłopak posyła jej minę w stylu "ty tak serio czy na żarty?". Dobrze wiedział, że dziewczyna nigdy nie zrobiłaby tego swojemu rodzeństwu.

W końcu wyszli z parku, i udali się w stronę domu Meghan. Max jako dżentelmen postanowił odprowadzić ją do domu, ponieważ na dworze robiło się coraz ciemniej, oraz ( do czego nie chciał się przyznać sam przed sobą) chciał spędzić z nią jeszcze trochę czasu. Był świadomy tego, że jednym dniem nie naprawi u niej swojej reputacji. A już na pewno nie zostaną przyjaciółmi. Będzie po staremu, albo trochę lepiej. Nie powie w końcu koleżanką " Hej, wiecie, myliłam się! Max jest super!". To byłoby nierealne. Dlatego kiedy stanęli przed jej domem, poczuł dziwny uścisk w sercu. Ona miała dokładnie tak samo.

- Tak, to... hm cóż - odchrząknęła - do zobaczenia w szkole. 

- Tak, do zobaczenia. - Uśmiechnął się lekko, i powoli zaczął się wycofywać. Już odwrócił się na pięcie, kiedy usłyszał głos dziewczyny.

- Max, fajnie dziś było. - Krzyknęła jeszcze, i szybko weszła przez frontowe drzwi. Z uśmiechem na ustach wrócił do domu, myśląc o szurniętej Meghan i jej szurniętych pomysłach.

Trudne decyzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz