Rozdział 3

318 22 0
                                    

– Ghra! Wracaj tu, ty mały, wredny, głupi Insekcie! – zawołałam, pokonując zakręt. Ledwo utrzymałam równowagę, ale biegłam dalej.

Przerażona femme stanęła w miejscu. Korytarz tutaj się kończył. Spojrzała na mnie, po czym cofnęła się pod samą ścianę.

–Ja nie chciałam! – jęknęła ze strachem w optykach. Stanęłam nad nią z założonymi rękami na piersi.

– Nie chciałaś? Nie chciałaś?! To czemu żeś to zrobiła!? – wykrzyczałam do niej. Odkąd femme poczuła się w miarę bezpiecznie w moim towarzystwie, stała się irytująca. Jednak to, co zrobiła, przekraczało wszelkie granice. Poważnie zastanawiałam się nad rozdeptaniem jej.

– Skąd mogłam wiedzieć, że będziesz przez to taka brzydka? – Przerażona zakryła usta dłonią. – Nie! N-nie o to mi chodziło! Chciałam powiedzieć "inna"! Bardzo fajnie wyglądasz! Serio! Jesteś... emm... słodka!

– SŁODKA?!

Dziewczyna podskoczyła przestraszona, po czym zaczęła wymachiwać rękami.

– To nie tak! Znaczy... ah! –starała się jakoś uratować swoją sytuację. Może będę na tyle wspaniałomyślna, by kupić jej trumnę. – W różowym ci naprawdę do twarzy!

– Wyglądam jak jakaś Barbie! – wrzasnęłam. Wiedziałam, jak wygląda ta ziemska lalka, gdyż Lizzy musiała kupić ją swojej młodszej siostrze i użyła do tego mojego data-pada. I moich oszczędności (które w sumie nie były mi jakoś bardzo potrzebne, no ale).

– W sumie... – Zaczęła mi się przyglądać. – No nieco tak.

Warknęłam zirytowana, po czym bezsilnie uderzyłam moją różową dłonią w ścianę, zostawiając na niej nieco farby.

– Masz dzień. Rozumiesz?! D z i e ń! – syknęłam, na co się wzdrygnęła.

– Ale... – zaczęła, lecz nie dałam jej dokończyć.

– Bez żadnego "ale"!

– Nawet nie wiem, co mam zrobić! – zauważyła zirytowana.

– Oh... – sapnęłam, jednak szybko się pozbierałam. – Na przemalowanie mnie z powrotem na czarno – powiedziałam, podnosząc podbródek delikatnie do góry, by pokazać swoją wyższość nad nią.

– Ale nie mamy takiej farby – jęknęła femme.

– To już twój problem – stwierdziłam, odwracając się i zbierając do zrobienia czegoś przydatnego.

– Musisz zawieźć mnie do miasta – oznajmiła femme, zagradzając mi drogę.

– Niby czemu?

– Sama tam nie dojdę – Lizzie skrzyżowała ręce na piersi, jak wcześniej ja. Westchnęłam.

– Niech ci będzie – mruknęłam w końcu, wiedząc, że ma racje. NIestety.

Takim właśnie sposobem znalazłam się w lesie, siedząc w krzakach w trybie pojazdu i psiocząc pod nosem. Femme już długo nie wracała, więc byłam lekko zestresowana. Nie pomagał mi fakt, że wciąż nie dokończyłam zagłuszacza sygnału i starzy znajomi mogli w każdym momencie złożyć mi wizytę.

Transformowałam się i wyjrzałam zza krzaków. Zaraz jednak padłam na ziemię, gdyż zbliżała się do mnie grupa węglowców, głośno o czymś dyskutujących. Wśród nich była Lizzie.

Ugh, wiedziałam, że ta femme ściągnie na mnie kłopoty.

Może mogłabym ich trochę postraszyć?

Szybko odsunęłam od siebie tę myśl, chociaż nie mogłam powstrzymać chytrego uśmiechu. Oj, już wiem, co będę robić w najbliższym czasie.

/przepisywane/When we came to Earth/transformers primeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz