Minął miesiąc od rozpoczęcia się tego wszystkiego. Miesiąc od pojawienia się tego snu w głowie Mel. Teraz wszyscy stoją nad jej grobem. Jej zgon orzeczono dokładnie cztery dni temu o 4:32. 4:32? Czy ta godzina nie jest Wam jakoś znajoma? Mi się ona skądś kojarzy... Marzenia senne nie pojawiają się przecież z byle kąd i znikają nie pozostawiając po sobie nic. Choć to jest nieprawdą. Te nocne fantazje nie pozostawiają po sobie zupełnie nic. Koszmary - zostawiają wystraszonego człowieka, który najczęściej budzi się w środku nocy. Natomiast pozostałe sny, dobre sny pozostawiają szczęśliwą osobę przez cały dzień. Większość ludzi nie pamięta swoich wizji. Budzi się i nie wie o czym "myślał" w nocy. Jednak są też osoby, które wszystko pamiętają... Pamiętają, choć nie chcą...
Taką osobą była nijaka Melania White. Wszyscy uważali ją za szczęśliwą kobietę, która potrafi sobie poradzić ze wszystkimi przeciwnościami losu... Jednak z jednym nie dała rady sobie uporać... Wszyscy wiedzą, że było to morderstwo, choć sprawca jest nie znany... Nikt nie wie kim on był... Tylko my... Jak pamiętamy dobrze był to nijaki Nathan Brown... Chłopak z koszmaru... Koszmaru, o którym Mel chciała zapomnieć... Po tym wydarzeniu zniknął bez śladu... Seryjny zabójca - powiadają, ale oni nie wiedzą... Nie wiedzą, że być może został do tego zmuszony... Że nie miał innego wyboru... Teraz niestety nic go nie usprawiedliwi... Liczy się to, że zabił człowieka... Zabił z zimną krwią...
Jak już mówiłam zniknął bez śladu. Tak naprawdę po tym co zrobił, jak to się mówi, "strzelił sobie kulkę w łeb"... Nie mógł żyć ze świadomością, że pozbawił życia bezbronną dziewczynę. Szczerze mówiąc z czyjejś głupoty zginęły dwie osoby. Tak, z czyjejś głupoty! Jak inaczej można nazwać fakt, że ktoś rozkazał komuś zabić drugą osobę, dlatego że ona mu przeszkadzała? No powiedzcie mi jak?!
Teraz stoimy nad grobem Melanii White i wspominamy ją jako dobrą, kochaną, szczęśliwą, miłą, bezbronną kobietę, która nie zasłużyła na taką krzywdę. Wszyscy płaczemy... Obwiniamy za to tego człowieka... Ale dlaczego nie możemy oskarżyć za to siebie? Przecież to właśnie my nie zauważyliśmy, że dzieje się z nią coś złego, że tak naprawde nie jest już taka szczęśliwa, że z każdym dniem robi się z niej wrak człowieka. Przecież mogliśmy jej pomóc! Mogliśmy sprawić, że przez te ostatnie dni swojego życia, czułaby się tak jak kiedyś! Tak, mówię ostatnie dni życia, ponieważ przeznaczenia nie da się oszukać. Stałoby się to napewno... Wszystko jest gdzieś tam zapisanę, co ma nam się stać, kiedy mamy umrzeć i jak. Niektórzy na to czekają, czekają na swój wyrok, a inni żyją i cieszą się z tego faktu, dziękując codziennie Bogu za to, że ich stworzył. Do tych drugich należała Mel, która teraz zapewne wraz z pozostałymi aniołami żyję sobie wesoło w raju. Była ona aniołem za życia i jest nim po śmierci. Patrzy na nas z góry i obwinia się za to, że my cierpimy, ale to nie jest jej winą... To nasza wina i wina tego człowieka... Ale przecież on nie zaplanował tego, że jej się to wszystko przyśni... Nie wiedział o tym... Ona natomiast miała przeczucie... Przeczucie, które mówiło jej, że nie powinna bagatelizować tego snu... Nie posłuchała go... Podobno sny się nie spełniają... Jednak jak widać są wyjątki od tej zasady. Mel nim była... Była cholernym wyjątkiem!
Uroczystość kończy się. Każdy rozchodzi się w swoją stronę, uprzednio składając kondolencje jej rodzicom. Oni nie wiedzą... Tak naprawdę wogóle się nią nie interesowali, ale Mel miała dobre serduszko i zawsze wybaczała im wszystkie błędy jakie popełniali.
Odchodzimy od grobu. Stajemy na moment, po czym odwracamy głowę i ostatni raz patrzymy na nagrobek:
"Melania White
Żyła 24 lata.
Zmarła 23.09.2014r.
Odeszłaś ale żyjesz w naszej pamięci."
Może i uraniamy kilka łez, może i jesteśmy smutni, ale taka już jest kolej rzeczy człowiek rodzi się i umiera. Fakt faktem ale Mel nie miała okazji nawet pożyć...
Wycieramy dowody naszej słabości ręką. Odwracamy głowę w drugą stronę i idziemy. Idziemy dalej, ale mam nadzieję, że nikt z nas nigdy nie zapomni o Mel i jeszcze nie raz tu powróci. Ona patrząc na nas z góry uśmiechnie się i powie "dziękuję".
KONIEC