Idę uliczką.
Zatrzymuje się przed pasami i patrzę.
Patrzę w prawo.
Patrzę w lewo.
Nic nie jedzie.
Przechodzę.
Na przeciwko mnie widzę mężczynzę.
Biegnie.
Nie zwracam na to uwagi.
Odpycha mnie na bok i biegnie dalej.
Za nim dwójka następnych.
Jeden zatrzymuje się.
Patrzy na moją twarz.
Drugi krzyczy.
Pierwszy szybko go dogania.
Pozostaje sama na ulicy.
Sprawdzam zegarek.
4:32.