Przez ostatnie kilka dnia Mel i Nathan widywali się codziennie. Razem śmiali się, płakali, pocieszali... Można pomyśleć "Jaka cudowna para" "Jak oni ślicznie ze sobą wyglądają"... Otóż nie moi drodzy. Jak każdy już wie to tylko zlecenie. Zlecenie rozkochania jej w sobie i zabicia. Trudno jest to teraz mówić, gdy wszystko układa się pomiędzy nimi tak idealnie, a jednak... Choć niełatwo w to uwierzyć on ją pokochał... Pokochał, choć nie powinien. Ona zrobiła to samo... Próbowała zapomnieć o tych wszystkich snach. "Przecież sny się nie spełniają" - mówiła do siebie. Ten choć krótki ale wspaniały czas spędzili razem ze sobą, nie z nikim więcej. Razem rozkoszując się tym, że mają siebie obok. Nie potrafili nie myśleć o sobie choć minutę. Jedno zaprzątało głowę drugiemu... Nie chodzi tutaj o złe zaprzątanie głowy, takie jak marudzenie. Chodzi tutaj o miłość. Ona cieszyła się chwilą, on robił to samo. Nie myślał o tym, że niedługo może ją stracić. Nie chciał tego robić... Nie chciał jej zabijać, ale wiedział, że z nimi nie wygra. Nie uciekną przed nimi... Jedyne co zrobią to to, że ona może cierpieć jeszcze bardziej... Nie wiedział, że najgorszy ból jaki mógł jej ktokolwiek sprawić, jest śmierć z rąk swojej drugiej połówki. To nie jest żaden dramat romantyczny, ani horror. To jest życie... Co prawda, w rzeczywistym świecie, nikt bliski nas nie zabija, ale to nie jest wytłumaczenie. Największy ból tak czy inaczej sprawiają nam ludzie, których kochamy... Nic na to nie poradzimy. Płaczemy do poduszek... Twierdzimy, że mamy najgorzej... Choć wszyscy mówią nam, że nie jesteśmy jedyni, że inni też cierpią i to dużo bardziej, my i tak sądzimy inaczej... W pewnym stopniu mamy rację. Każdemu z nas przydarza się smutek, inny od wszystkich, a jednak taki sam... Różnie sobie z nim radzimy. Jedni z nas zamykają się w sobie, drudzy chodzą do psychologa, trzeci zatracają się w narkotykach, alkoholu, czwarci zaczynają się ciąć, piąci uprawiają sporty żeby się wyrzyć, a szóści - ci najmądrzejsi - spowiadają się ze wszystkiego drugiemu człowiekowi.
Mel należała do pierwszych, Nathan pierwszych, trzecich i piątych, choć nie, nie należał do piątych bo czy zabijanie ludzi jest sportem? No właśnie...
***
Już mają się pocałować, ich twarze są dostatecznie blisko siebie, jednak coś im przeszkadza, nie coś, tylko ktoś. Drzwi otwierają się, a przez nie wchodzi mężczyzna. Ten sam mężczyzna, którego Melania widziała kilka dni temu. Człowiek - potwór. Nathan wie, że to już niedługo. Jego głowa buzuje ona nadmiaru myśli.
"Będę musiał ją zabić..."
"Kocham ją..."
"Nie mogę tego zrobić..."
Nagle tajemnicza dla Mel postać odzywa się.
- Brawo Nathan spisałeś się jak ulał.
Chłopak czuje, że dziewczyna się spina, wie że to przez niego się boi, wie a nic nie może na to poradzić. Chciał by czuła się przy nim bezpiecznie, ale to nie jest im pisane.
- Dziękuję szefie. Możemy ją zabierać. Jestem gotowy. - wcale nie był, ale musiał to powiedzieć.
Dziewczyna wiedziała o co chodzi, wiedziała, że to ten sen... Nie było już dla niej ratunku.
- Nie, poczekaj. Najpierw się troszkę z nią pobawimy, a dopiero później to zrobisz. Mężczyźni po tym postanowieniu, zabierają Mel do auta i przewożą do jakiegoś budynku, ona zna ten budynek i to bardzo dobrze, oni nie wiedzą o tym. Szarpiąc dziewczynę, Nate wprowadza ją do jej "celi". Jest dla niej zupełnie innym człowiekiem. Nie może się pogodzić z tym, iż ją straci i tak wyładowuje złość.
Przez kolejne dni chłopak przychodzi do niej i ją katuje. Jest ona gwałcona i wie, że nie ma już szansy na ratunek. Wie co się stanie... Codziennie pyta Boga "Dlaczego akurat ja?", ale nie zna odpowiedzi na to pytanie. Jedyne co pozostaje jej do końca to wiara. Wiara, że tam na górze będzie jej dużo lepiej, że już nikt jej nie skrzywdzi. Nie zrobi to ani jej rodzina, ani żadna miłość. W jej sercu pozostaję tylko żal, żal do Nathana, że to zrobił. Już bez tego wystarczająco by cierpiała.
- Wytłumacz mi tylko dlaczego? Dlaczego to robisz? - pyta przez łzy codziennie. Nigdy nawet nie myśli, że dostanie odpowiedź, lecz pewnego dnia to się zmienia.
- Bo cię kurwa kocham i nie chcę, żebyś przez nich cierpiała jeszcze bardziej. Nie chcę! - mówi płacząc. Tego ona nie przewidziała, niestety.
Chłopak siada na podłodze i płacze jeszcze bardziej.
- Nawet nie wiesz, co oni zrobili mojej rodzinie. Oni robią to wszystkim na kim mi zależy...
- Wolę zginąc z ich rąk niż z twoich.
- Ja wolę nie pozwolić na to żeby ktoś jeszcze cię zranił. - powiedział.
- To zabij mnie w końcu. - błaga dziewczyna.
- Nie mogę tego zrobić jeszcze. - uderza ją ostatni raz. Jej krzesło przewraca się razem z nią i całymi jej planami na przyszłość. Traci ona przytomność...
Mijają kolejne dni, on codziennie przychodzi. Jest dla niej zupełnie innym człowiekiem. Mel budzi się codziennie z chęcią śmierci, ale nie może nic z tym zrobić.
Pewnego dnia do jej "pokoju" wchodzi mężczyna. Jak dziewczyna dobrze zgadywała, szef ich wszystkich. Zaczyna on ją dotykać, ona go nie słucha. On się denerwuje i woła Nathana.
- Już czas. - mówi do niego i wychodzi.
Ona wie o co chodzi to jest już koniec. W końcu poczuje ulgę.
- Przepraszam Mel. - tłumaczy płaczący Brown. Wciska na spust. Strzela. Na własnę oczy widzi jak jego miłość umiera...
Do pomieszczenia wchodzi mężczyna, który mu gratuluje. Chłopak dziękuje mu i wychodzi. Po niedługim czasie znajduje się w swoim samochodzie. Zatrzymuje się w jakimś lesie. Ból w sercu go męczy. Wiedział jak to się skończy, wiedział, że to zrobi. Wychodzi z auta, wyjmuje pistolet, przystawia go sobie do głowy i już po kilku sekundach, nie czuje on nic. Zupełną pustkę, taką samą, jaką czuła Mel...