2.Smutna wiadomość

722 22 7
                                    

Moje łapy stąpały po ściółce. Po około 10min przystanęłam, bo zrobiło się już późno. I właśnie dopiero teraz, gdy na chwilę stanęłam poczułam potworny ból w lewej kostce. Zaczęłam kuleć.

I akurat w tym momencie usłyszałam wycie, które oznajmiało, że ktoś nieznajomy znalazł się na terenie watachy.

Czym prędzej biegłam ile tchu. Już słyszałam za sobą tupot łap wilków z tej watachy. Biegłam tak kulejąc, kierując się w stronę miasta.

W końcu mi się udało uciec i znowu przemieniłam się w człowieka. Miałam na sobie ubrania. To bzdura, że ludzie myślą, że przy przemienianiu rozszarpują nam się ubrania. One po prostu znikają i pojawiają się wraz z wszystkimi rzeczami, które mamy w ręce. W każdym bądź razie udało mi się uciec.

Tym razem nie biegłam, tylko spokojnie szłam w stronę domu.

Gdy doszłam, spokojnie weszłam przez drzwi. I nagle BUCH! Naskoczyli na mnie bracia, i ojciec, który już wrócił do domu. Zaczęli tak zadawać mi pytania, że nic nie rozumiałam. Chciałam ich wyminąć, ale nagle Dylan mnie podniósł, przerzucił przez ramię i poszedł do salonu. Uderzyłam go parę razy w plecy, ale to nic nie dało. Rzucił mnie na kanapę i staną na przeciwko. Wszyscy wtedy poszli za nim i teraz podszedł do mnie tata.

- Chłopaki, zostawcie nas samych, muszę na poważnie porozmawiać z Lydią. - Powiedział tata nie znoszącym sprzeciwu głosem. Po wypowiedzianych słowach jak tata powiedział, wszyscy wyszli i zostaliśmy sami.
- Lydio, Ludwik mi powiedział o twoim dzisiejszym zachowaniu. Mogę wiedzieć co cię skłoniło do wyskoczenia przez okno, ucieczki niewiadomo gdzie i pyskowania braciom? - Po wypowiedzianych przez ojca słowach, rozpłakałam się. Tak. Rozbeczałam jak jakiś bachor. Gdy tata to zobaczył przytulił mnie.
- Ciiiiiii... Spokojnie... - Powiedział tym razem troskliwym głosem.
- Tato... Bo ja... Po prostu miałam dosyć ich nadopiekuńczości. Ciągle się pytają co i jak... Nie dają mi spokoju... A dziwnie się zachowywałam, bo Vanessa mnie wkurzyła i miałam jej serdecznie dość. - Powiedziałam płacząc.
- Dobrze, już dobrze... Dam ci już spokój idź do swojego pokoju. A... I chcę ci powiedzieć, że przeprowadzamy się.
- CO?! - Zatkało mnie - Ale nie daleko, prawda?
- Nie, będziemy mieszkać w tym samym mieście, tylko przeniesiesz się do innej szkoły.
- Kiedy się przenosimy? I co z naszą watachą? - Spytałam trochę poddenerwowana.
- Przenosimy się za trzy dni do domu koło lasu. I niestety, przenosimy się do innej watachy. - Zatkało mnie jeszcze raz. Czy chodzi o tą watachę co dzisiaj wtargnęłam na ich teren? - Jutro mamy spotkanie z naszym Alfą, który już załatwił to z Alfą watachy "czarnych wilków". - I zatkało mnie już trzeci raz podczas tej rozmowy. Nowa watacha? Alfy już ustaliły wszystko?
- Tato... Dobrze... Ja... Idę się położyć.
- Dobrze. Ja przenoszę się też do innej pracy i jutro już nie idę do starej więc, po szkole będziesz się pakować.

Wstałam z kanapy i się przewróciłam, bo kostka tak niemiłosiernie przeszyła mnie bólem, że nie mogłam stać.
- Lydia, co ci jest?! Chłopaki chodźcie tu! - Krzykną mój ojciec, a w moich oczach znowu pojawiły się łzy. Do pokoju najpierw wpadł Ludwik, a potem reszta.
- Ej siostra, powiedz coś! - Odezwał się Richard. Ja tylko zacisnęłam zęby i wydukałam:
- Lewa kostka... - Od razu wszyscy się tam spojrzeli, a tata poszedł po apteczkę. - Jak wyskoczyłam przez okno... - Powiedziałam jeszcze.
- Boże, dziewczyno ty jesteś niemożliwa. - Odezwał się Dylan, a tata bandarzował mi kostkę.
- Do jutra będzie zagojona, przez to, że szybciej nam się wszystkie rany zagajają, a teraz niech któryś jej pomoże dojść do pokoju i wszyscy idziecie spać. - Stwierdził, zmęczony już tym wszystkim ojciec.

Will został mi pomóc, a wszyscy inni się rozeszli. Z pomocą brata, weszłam po schodach i doszłam do pokoju, po czym walnęłam się na łóżko i poszłam spać.

(Elo człeku! Ja nie będę pisać jakiś tam "time skapów" tylko wymyślę coś kreatywniejszego!)

Minęła noc i nastał ranek (XD)

Obudził mnie budzik do szkoły. Kostka mi się już zrosła i niebolała, więc zdjęłam bandaż. Zwlekłam się z łóżka, poszłam się umyć i ubrałam się w szary sweterek oraz czarne jeansy.
Ładnie kontrastowało to z moimi kolorowymi włosami.

Zrobiłam sobie lekki makijaż, wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły i poszłam do kuchni z zamiarem zjedzenia czegoś.

W kuchni siedzieli bliźniacy i kłócili się o coś, ale szczerze to nie obchodziło mnie to. Dzisiaj już miałam lepszy humor i cała w skowronkach zrobiłam sobie trzy kanapki.

Zjadłam jedną i już miałam brać się za jedzenie drugiej, ale przypomniały mi się wczorajsze słowa Vanessy. Oj tam. Mam ją gdzieś. Lecz przypomniała mi się jedna scena z dzieciństwa...

- Mam już 7 lat i muszę dużo jeść! - Krzyknęłam zdenerwowana na Kirę.
- Oj, już nie przesadzaj grubasku, wystarczy ci już. - Odpowiedziała śmiejąc się moja przyjaciółka.

Otrząsnęłam się. Tak. To prawda. Jestem gruba i muszę coś z tym zrobić. Nie zjem tych kanapek. Nie mogę pozwolić abym była jeszcze grubsza i aby wszyscy się ze mnie śmiali. Popatrzyłam się na Willa i Richarda.
- Hej chłopaki, macie po jednej kanapce, bo ja już nie mogę... - Uśmiechnęłam się słodko, wstałam z krzesła, wzięłam z podłogi plecak, wyszłam z kuchni a potem z domu.

Gdy tak szłam sobie do szkoły myślałam o tym, że muszę się zacząć rzegnać ze wszystkimi znajomymi ze szkoły. Ale cieszyło mnie to, że nie przeprowadzamy się do innego kraju, albo miasta, bo tego bym niewytrzymała.

Gdy już doszłam do szkoły, zobaczyłam Kirę, którą zagadywał Mark. Mark potajemnie podkochiwał się w Kirze i myślał, że nikt tego nie widzi. Kira jest wilkołakiem, a Mark nie, i właśnie to jest taki mały problem.

- O! Hej, Lydia! Wiesz, Mark... Ja muszę już iść z Lydią na lekcje. Paaa...! - Powiedziała szybko moja przyjaciółka i podbiegła do mnie. - Boże, mam dość tego palanta, a nie umiem mu powiedzieć, że ja nie czuje tego samego co on. - Zaśmiałam się na jej słowa. Ale zaraz potem spowarzniałam.
- Kira... Mam coś ważnego ci do powiedzenia. - Dziewczyna, która szła koło mnie w stronę szkoły, też spoważniała.
- Co się stało? Wyczuwam, że to są złe wieści.
- Ja się przeprowadzam. - Powiedziałam i znów zaczęłam mówić nie dając dojść jej do głosu. - Ale nie daleko, zostaję w tym samym mieście, tylko przenoszę się do innej szkoły... Ale jest gorsza wiadomość... - Gdy wypowiadałam ostatnie zdanie spuściłam głowę. - Przenoszę się do innej watachy. - Powiedziałam na jednym wdechu i czekałam na reakcję przyjaciółki.
- Będę tęsknić! I wszyscy z naszej watachy! - Przytuliła się do mnie.
- Spokojnie dalej mogę się z wami spotykać. - Uśmiechnęłam się. - A teraz choć, bo już po dzwonku. - Niezauważyłam, że przystanęłyśmy przed wejściem do szkoły.

Szybko weszłyśmy do szkoły, przeszłyśmy do swoich szafek, wzięłyśmy potrzebne rzeczy na lekcje i popędziłyśmy do sali. Pierwsza matma... Spóźniłam się na nią! Jej!

-¥¥¥-
Elo! Zostawcie po sobie ślad! Dawajcie gwiazdki! Piszę tą książkę na telefonie i serio jest ciężko 😔.

Dzięki i bajo!😘
1101 słów

Wilki, Anoreksja i mate. Czego chcieć więcej?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz