7.Opowieść ojca

535 15 0
                                    

*Po szkole* (Stwierdziłam, że najprościej będzie najlepiej XD)

Wychodziłam z Avą i Sarah ze szkoły i nagle zaczęło lać. No super, a rano było tak pogodnie. Na przerwach widziałam Krisa, który raz po raz wysyłał mi uśmiechy.

- Ej, dziewczyny a może chcecie do mnie wpaść? - Zapytałam je, tak jak planowałam już od wczoraj.
- No w sumie czemu nie. - Odpowiedziała mi rudowłosa. - A ty, Ava?
- No ja też mogę. A masz jakieś rodzeństwo? - Zapytała, na co się zaśmiałam.
- Mam czwórkę rodzeństwa. - Odpowiedziałam ze śmiechem wiedząc, że jak się od razu dowiedzą o moim domu pełnym starszych od nas przystojniaków padną na zawał. - A poznacie całą tą chałastrę jak już do mnie przyjdziecie. - Uśmiechnęłam się cwano.
- Dobra to prowadź, bo zmokniemy i będziemy ci brudzić chatę. - Powiedziała czarnowłosa i wszystkie się na to zaśmiałyśmy.

*Na chacie u Lydii*

- Ej chłopaki będziemy u mnie w pokoju nie zawracajcie nam dupy. - Krzyknęłam na wejściu za nim zdążyłyśmy zdjąć buty. Gdy już to zrobiłyśmy przed nami pojawiło się całe moje rodzeństwo, które przypatrywało się Avie i Sarah z ciekawością. A tak na marginesie to miny dziewczyn były bezcenne.

- MOJA! - Usłyszałam głos Richarda i Willa w tym samym czasie. Will wziął w objęcia Ave, a Richard Sarah.
Wszyscy patrzyliśmy na to zdezorientowani.
- Em... Okej? - Zdążyła wydusić z siebie Sarah. - Może najpierw pójdziemy z Lydią się spotkać a potem pogadamy. - Zaproponowała.
- Ej dobra bliźniaki, dajcie im pójść my tu sobie razem tą sprawę o gadamy. No idźcie. - Jak zwykle rozważny Dylan.

Bliźniacy spojrzeli smutno na dziewczyny i niechętnie się od nich odlepili.

- Okej... - Powiedziałam i pokierowałam je do mojego pokoju. Odrobiłyśmy lekcje i pogadałyśmy po czym poszłyśmy do salonu i ustaliłyśmy z chłopakami, moim tatą i rodzicami dziewczyn (Którzy nie mam zielonego pojęcia jak się tam znaleźli), że zamieszkają z nami.

Strasznie się ucieszyłam na myśl, że będę mieć przy sobie moje przyjaciółki i tym samym szwagierki. Ale zaraz przypomniałam sobie, że już za 6 dni przeprowadzam się do mojego mate i, że muszę to powiedzieć ojcu. A nie dość tego to przeprowadzam się już drugi raz.

Wyraźnie posmutniałam. Jak dziewczyny z rodzicami wyszły się spakować postanowiłam powiedzieć o mojej przeprowadzce rodzinie.
- Em... Tato, bo Kris, mój mate... - Zaczęłam niepewnie.
- Tak, córuś?
- On chciał abym już w poniedziałek się do niego przeprowadziła. - Powiedziałam szybko obawiając się jego reakcji.

On się tylko zaśmiał na co szczerze się zdziwiłam.
- Lydio... Rozumiem go. Ja sam waszą matkę porwałem z jej domu i trzymałem pod kluczem w pokoju. - Powiedział rozbawiony, zwracając się też do chłopaków, bo wiedział, że słuchają.
Usiadłam razem z ojcem na kanapie, obok mnie Ludwik obejmując ramieniem, bliźniacy na dywanie przed kanapą, a Dylan w fotelu.

- Tato opowiedz nam o tym jak spotkałeś mamę i jak urodził się Dylan. - Poprosiłam i zrobiłam oczka kota ze schreka.
- No dobrze, dobrze. - Westchnął. - To było tak... :

Gdy miałem 20lat byłem na zjeździe dwóch watach. Mojej i, z którą mamy sojusz. Co 5lat świętujemy ten sojusz z zakończeniem krwawej wojny pomiędzy naszymi watachami. Na polanie na, której znajdowało się durzo ludzi poczułem nagle piękny zapach lipy i kakaa. To była wasza matka. Zobaczyłem ją. Siedziała taka piękna na drzewie i płakała. Jak z nią porozmawiałem okazało się, że pokłóciła się z rodzicami. Na początku nie chciała przeprowadzić do mojego domu. Moi i jej rodzice nie mieli nic przeciwko. Dalej pamiętam jak przerzuciłem ją przez ramię i zamknąłem w pokoju. Na początku się opierała ale już po miesiącu zaszła w ciążę z Dylanem w brzuchu. - Powiedział ze łzami w oczach. - Wasza matka była bardzo młoda jak umarła. Jak urodziła Dylana miała tylko 14lat.
- CO?! W wieku 14lat miała dziecko? - Powiedziałam wstrząśnięta. - Przecież Kris nie da mi żyć! Ja nie chce mieć teraz dziecka! - Już całkiem mi odjęło rozum. Przecież tata jest Betą, a co dopiero będzie z Alfą. Jeszcze na ten temat z nim porozmawiam.

- Ja już pójdę do pokoju. - Powiedziałam zmęczona.
- A kolacja? - Kurde czy on zawsze musi coś zauważać?
- Em... Ludwiku rozumiem, że się martwisz ale nie jestem głodna. - Musiałam powiedzieć pewnie, bo inaczej się by mnie czepił.
- Nie ma mowy, idziesz zjeść. - A jednak się mnie czepił. - Lydio, czy ty masz anoreksję? - Zapytał się pełny podejrzeń. Kurde! Nie myślałam o tym w ten sposób. - Na wszelki wypadek jutro pojedziemy do lekarza.

O kuźwa!!!!! Nie! Wszystko będzie do bani! Nie mogę, ja nie mogę jechać do lekarza.

Szybko zjadłam to co dał mi Ludwik do zjedzenia i poszłam do łazienki czując, że zaraz zwymiotuje. Wymiotowałam całą kolację i chyba jeszcze cały mój żołądek oraz flaki. Czuje się padnięta. To chyba nie był taki dobry pomysł aby rano wymiotować. Teraz to będzie się ciągnęło.

Kręci mi się w głowie i zauważyłam, że jestem strasznie blada oraz mam cienie pod oczami. Jakoś nie mam ochoty spać.

Wyjęłam z szafki płótno i moje 20 kolorów farb, oraz całe opakowanie różnych pędzli. Nalałam do słoika wody i wyjęłam jeszcze paletę. Postawiłam płótno na stelaż i zaczęłam...

Skończyłam po jakiś 3godzinach. Obraz przedstawiał dwa wilki idące blisko siebie, a tak dokładnie to była moja wilczyca i wilk Krisa - w każdym bądź razie tak go sobie wyobrażałam. Biegliśmy w lesie i naokoło było pełno małych, leśnych zwierzątek. Stwierdziłam, że dam ten obraz Krisowi jutro w szkole.

Posprzątałam moje miejsce pracy, zostawiając obraz do wyschnięcia. Szybko się umyłam, przebrałam w piżamę i poszłam kimać.










-💖°~°💖-

Chyba przestanę pisać notki, bo to bez sensu. Trochę krótszy ten rozdział, ale no cóż. Bywa. Mam już 11rozdziałów przygotowanych.
( ͡° ͜ʖ ͡°)

896 słów

Wilki, Anoreksja i mate. Czego chcieć więcej?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz