11: Nie przypomnę sobie?

38 6 13
                                    

                Jo zostawia mnie samą. Wszystkie wypowiedziane przez niego słowa wiszą w powietrzu, w ustach niemal czuję ich gorzki smak. Zastanawiam się jak bardzo musiałam go tym zranić. Jeszcze niedawno miał nadzieję. Myślał, że wszystko jest dobrze. Nie był przygotowany na moją reakcję. Nawet ja nie byłam na to przygotowana. Zaczynam płakać. Jest mi tak przykro. Naprawdę go nie pamiętam. Chcę móc powiedzieć, że kocham go, tak samo jak on mnie. Ale nie mogę. Nie znam żadnego Josepha. Moją rozpacz przerywa wchodzący lekarz. Staje obok mnie. Jest mężczyzną w średnim wieku. Ma przyjazny wyraz twarzy. Uśmiecha się do mnie i pyta radośnie:

- Jak się panienka czuje?

- Nie za dobrze – odpowiadam zgodnie z prawdą – głowa mi pęka i hmm... Nic nie pamiętam. Poza tym co mi jest?

Radość specjalisty zamienia się w czysty niepokój.

- A co pamiętasz?

- Dokładnie, to nic. Wiem, że jestem Katherine, ale poza tym o niczym nie mam pojęcia. – chwytam się za skronie i próbuję się uspokoić – A wyjaśni mi pan w końcu co mi jest? – jestem porządnie zirytowana.

- Rodzice znaleźli cię na parterze, przy schodach. – czuję ulgę, nie jestem sierotą –Obydwie nogi miałaś całkiem połamane. Prawa stopa została zmiażdżona, cudem ją odratowaliśmy, za to w twoim lewym udzie doszło do stosunkowo nie groźnego przemieszczenia kości.

- A co z moją głową?

- Ehh... Bardzo mocno uderzyłaś nią w ziemię, miałaś wstrząśnienie mózgu. Oprócz tego w wyniku upadku powstał krwiak śródczaszkowy.

- Po polsku proszę.

- Przeprowadziliśmy operację na otwartej czaszce, staraliśmy się by pani mózg wyszedł ze zdarzenia bez szwanku, jednak wszystko wskazuję na to, że uszkodziliśmy jego część odpowiedzialną za właśnie pani wspomnienia i pamięć.

Otwieram usta, nie jestem w stanie nic powiedzieć. Przeżywam szok.

- Nie przypomnę sobie? – szepczę do siebie.

- Niestety nie. To nie możliwe.

- Czy mógłby pan powiedzieć to tamtemu chłopakowi na korytarzu? – wskazuję ręką Josepha, który siedzi na szpitalnym krześle i wbija smutny wzrok w podłogę.

- Jest kimś z rodziny?

               Mocno kiwam głową, a on nie zadając już więcej pytań opuszcza salę. Ostatnim co widzę jest rozczarowany wyraz twarzy Jo. Jest załamany. Płacze, ja także. Przez szklaną szybę patrzy na mnie. Jego oczy błagają o wyjaśnienie, jest w nich tyle bólu. A ja jestem bezsilna. Nic nie mogę zrobić. Chociaż tak bardzo tego chcę. Jego dobra, jego szczęścia... naszej miłości.

***

Smutasków czas dalszy, ale chyba zaświeciło się małe światełko w tunelu, co myślicie?

Calusy, movska <3

MYSELFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz