Rozdział XI

1.4K 77 20
                                    

/...\

[???] - Ben! Ben! - usłyszałem głos z krótkofalówki wołający moje imię. Natychmiast ją podniosłem.

[Ja] - To ja Ben! O co chodzi Jane? - spytałem.

[Jane] - Czy to na pewno dobry pomysł?

[Ja] - Nie mamy wyboru. Jeżeli chcemy by reszta była bezpieczna to ktoś musi się poświęcić, nie?

[Jane] - No wiem. Ale co jeżeli faktycznie cię znajdą?!

[Ja] - Jane! Rozumiem, że się martwisz, ale chcę ci przypomnieć, że nie robię tego dla rozrywki! Tu chodzi o życie naszych przyjaciół!

[Jane] - ...

[Ja] - Jane, to nasza rodzina! Musimy ich uratować!

[Jane] - Dobrze. Rób swoje. Tylko uważaj na siebie.

[Ja] - Jak tam reszta? Czy bracia i rodzice Operatora już są?

[Jane] - Tak. Martwią się o niego.

[Ja] - Jak to rodzice. Starajcie się ich uspokoić i dopilnować by nie zrobili niczego głupiego.

[Jane] - Mówisz jak Smiley, który właśnie przed chwilą to powiedział.

[Ja] - Psycholog ze mnie będzie.

[Jane] - Tia -,-

[Ja] - Ja wracam do pracy. Bez odbioru.

[Jane] - Jak coś daj znać - rozłączyła się. Oparłem się o fotel gabinetu Operatora. Niestety zabezpieczenia chroniące placówkę, po mojej próbie włamania mogły mnie namierzyć, dlatego nie chcąc narazić życia innych creepypast wróciłem do rezydencji. Biuro Operatora było dla mnie idealnym miejscem do pracy. Przynajmniej pierwszy raz to ja poczułem się jak właściciel rezydencji, która teraz jest opuszczona. Po tym jak wcześniej uciekliśmy obawiałem się, że będzie zniszczona, ale najwidoczniej ludzie liczyli na to, że ktoś tu wróci. I nie mylili się.

...

Kolejna próba za mną. Kolejna próba złamania systemu placówki i kolejny raz się nie udała. Wiedziałem, że siedzę tu już dość długo. Dziwiłem się, że mój nowy laptop jeszcze się nie zjebał. Żadna z technik jakie próbowałem nie zadziałała.

 ...

Po kolejnych 4 porażkach walnąłem w stół. Nic nie działało. Niczego nie mogłem zrobić. Godzinę temu Jane znowu pytała jak u mnie. Zamiast się cieszyć, że jeszcze ją słyszę poczułem ogromną presję z jej strony mimo, że nawet tak nie było. Im dłużej nad tym ślęczałem, tym miałem mniejsze nadzieje. Zaczynałem się naprawdę niepokoić.

...

Minęło już wiele godzin. Kolejne próby przeciążyły na tyle mój laptop, że przestał działać. Próbowałem go ponownie włączyć i jakoś skonfigurować, ale nic nie działało. Po godzinie już w ogóle przestał reagować na cokolwiek. To nie był przypadek. Wiedziałem, że system placówki w końcu mnie wykrył. Mógłbym wrócić z powrotem do głównej bazy, ale wiedziałem, że już wcześniej zyskali wystarczające dane by mnie złapać, więc prędzej bym się zesrał niż uciekł. Po kilku minutach słyszałem już głosy z dołu budynku. Szybko chwyciłem za krótkofalówkę by ostatni raz porozmawiać z Jane.

[Jane] - Halo? Ben? I co?

[Ja] - Przykro mi. Nie dałem rady.

[Jane] - Więc wracaj. Nie ma co więcej ryzykować.

[Ja] - Już na późno. Nie mam gdzie uciekać.

[Jane] - Co? Co ty...?

[Ja] - Znaleźli mnie.

[Jane] - To dlaczego niczego nie powiedziałeś? Nie mogłeś mówić wcześniej?! Poczekaj, zaraz wyślę tam chłopaków!

[Ja] - Nie, Jane. Oni już są na dole. Jest ich za dużo.

[Jane] - To co z tobą będzie?!

[Ja] - Nie wiem. Pewnie też zabiorą do placówki.

[Jane] - ...

[Ja] - Mam jeszcze jedną prośbę.

[Jane] - J-jaką?

[Ja] - Powiedz temu skurwielowi Jeffowi, że naprawdę go nienawidzę.

[Jane] - D-dobrze.

[Ja] - Jakby co rozwalę krótkofalówkę. Nie znajdą was.

[Jane] - Ben?

[Ja] - Tak?

[Jane] - Powodzenia.

[Ja] - Dzięki. Módl się, że przeżyję! Pozdrów wszystkich!

[Jane] - ...

[Ja] - Pa...

[Jane] - Żegnaj... - wtedy właśnie rozłączyłem się z Jane i rzuciłem krótkofalówkę o biurko. Ta rozwaliła się na kilka kawałków. Usiadłem spokojnie, jak prawdziwy władca na fotelu za biurkiem. Zacząłem słyszeć jakieś głosy na górze. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanęło kilku ludzi uzbrojonych w broń palną.

[^^^] - Nie ruszaj się! Jesteś otoczony! Odsuń się od biurka z rękami do góry!

[Ja] - Brawo chłopaki. Dopadliście króla hakerstwa - zrobiłem to co mi kazali.

....................................................................................

Sorry, że takie krótkie, ale ten rozdział zrobiłam tak specjalnie.

~Goldis









Creepypasty doktor Jennifer Bellares (Slenderman love story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz