1.5 "Świat oglądany przez kłamstwa

8 2 0
                                    

IX

[Nawiązano połączenie – #GL.v2.8.listopad.14]
Kto dzisiaj prowadzi grę? – spytał Kevin na szkolnych schodach.
– Minuta, ostatnio prowadził Dan, to teraz będzie An. – Fey okręciła się o sto osiemdziesiąt stopni do drugiego z towarzyszy z wyciągniętym palcem.
– Mhm. – przytaknęła jej przyjaciółka – Mam nawet wspaniały plan.
Damian spojrzał na nią sceptycznie.
– Zabić nas wszystkich?
Uśmiechnęła się tylko...
Chwileczkę. Prowadzić grę? Czy to możliwe, że oni już..?

X

[Nawiązano połączenie – #GL.v2.8.listopad.14]
Oni wszyscy są podejrzani. – stwierdziła Fey, poprawiając czapkę z uszami czegoś i pijąc do odcinka rozmowy, którego nie było dane nam usłyszeć. Ale ten moment już nam się udało! Oto są, Czytelniku! Haha! Udało mi się! Oto jest cała czwórka przebrana... w jakieś dziwne stroje i wspinająca się na pagórek w środku lasu... Dobrze.
Co do jasnej cholery, się wydarzyło w tym czasie gdy ich szukaliśmy?
– Słuchaj, bardziej podejrzene jest, to że idziemy za milczącym prorokiem, którego nie nadarmeno jest milczący. Mam wspaniałą teorie, że wszyscy powariowaliśmy. – powiedział nieco modulowanym głosem Damian, który wspierając się, podpierał się tylko jedną ręką z jakiś powodów. A przepraszam bardzo, czasem podpierał się obiema, ale wtedy Kevin patrzył na niego krzywo. Względem poprzedniego stroju, Damian nie różniłby się jakoś niezwykle, gdyby nie był uzbrojony w cztery kuchenne noże.
Żarówka zamrugała dwadzieścia razy, dając sygnał o nastaniu kolejnej godziny. Maleńki okrąg, innych maleńkich wynalazków zgasł. Po minucie zapaliła się ponownie mała świetlówka.
– Pomóc ci może, Zetrix? – spytał czarnowłosy, stojący na szczycie pagórka, zachrypniętym głosem. W woli ścisłości, to na jego głowie to wiadro.
– Skądże znowu! Jestem cholernym łotrem i nic nie podskoczy moim plus dziesięcu do wspinaczki! – odkrzyknął mu tamten, ledwo utrzymując równowagę na jednej kończynie – Nie powstrzyma mnie nawet atak igieł, które wbiły się w moją jedyną, ostatnią rękę! Dalej moja droga! Przyj do przodu!
... Okej.
– Miło, że się przyznałeś. – stwierdził ponuro Kevin i zwórcił się do wiewiórki – A tobie Peta-Peta?
Dziewczynka, która dotychczas przesuwała się susami w wzwyż, zatrzymała się i uniosła.
– Jestem Peta-Peta i nie pozwolę nazywać się Peta-Peta! – zaczęła machać rękami.
Templariusz westchnął tylko i usiadł, czekając na swych nietypowych towarzyszy.
– Późno się robi. – zwrócił się do przyjaciółki obok.
– Nic nie poradzę, że tak trudno was zabić. – pokręciła głową Anne... Na głowie miała chyba spódnice. ... Hm... Chwileczkę... Gra. Przebrania. Statystyki... Acha! Rozumiem! To w taką grę grają. A ja... Co za głupota z mojej strony. No jasne, że się po prostu bawią.
Ich dwójka towarzyszy dotarła na górę i wreszcie cała drużyna ruszyła krawędzią pewnego rowu.
– Stoicie pod ogromną górą, jeśli chcecie przejść na drugą stronę, musicie iść po występie skalnym znajdującym się nad wąwozem. – mówiła mistrzyni.
– Do dzieła bohaterowie! Idźmy ratować ziemię Statywu! – krzyknęła zapalczywie Fey i pobiegła ku "wąwozowi".
– Występ jest bardzo wąski! – krzyknęła jeszcze za nią Anne. Wiewiórka rozłożyła ręce tak jakby opierała się o ścianę, zaczęła iść samym brzegiem rowu. Za nią podążył łotr, następnie prorok, a Kevin pozostał na końcu, pozostając trochę w tyle i idąc najostrożniej z wszystko, prawdopodobnie ze względu na swoją wadę... to z nogami... Właście to ciekawe co mu jest..
Nagle ziemia osunęła się Fey spod nóg. Poleciała w dół i cudem zawisła w powietrzu. Damian złapał ją w ostatniej chwili. Wszyscy wstrzymali oddech. Ręka mu lekko zadrżała ale przytrzymał.
– Uważaj Peta-Peta.
Dziewczyna spojrzała na niego groźnie. Wytrzymali tak kilka sekund. Mrugnęli powoli, oboje do siebie i wtem...
Puściła go, zaczęła machać rękami i krzyknęła.
– Jestem Peta-Peta i nie pozwalam się nazywać Peta-Peta!
Poleciała w dół.
– Fey! – wrzasnął Kevin i rzucił się na dół w krzaki. To znaczy, zaczął schodzić piętnaście kroków na godzinę, bo akurat schodzenie po stromych zboczach jakoś mu nie wychodziło.
– Dlaczego ją puściłeś?! – oburzyła się Anne.
– Ona sama puściła!
– To trzeba było jej nie pozwalać!
Stali na skraju, milcząc patrzyli w dół.
– Wiesz, trzeba będzie dać jej jakąś nagrodę. Takie poświęcenie dla postaci...
– Fey to moja najlepsza przyjaciółka a ty ją puściłeś, co powinnam w takim wypadku? – wyszeptała przez zęby.
– Może była.
– Co?
– Była twoja najlepsza przyjaciółka. – powtórzył.
– Ty łotrze!
– Tak, słucham?
Stali milcząc.
– Według mnie powinna być z złota. – stwierdził prorok.
– Co?
– No ta figurka co jej damy w nagrodę.
– Acha. – powiedział Damian.
– No dobra, to co robimy?
– Nie wiem. To ty masz szóstkę z " Bezpiecznego obchodzenia się z niebezpiecznymi sytuacjami".
– No, jedyne czego się nauczyłam na tej lekcji to tego, że odpowiedź "Biegnij i nie oglądaj się" jest dobra na wszystko.
Czyli na mole też?
– Mi się ten pomysł podoba.
Czyli na mole też.
– Dobra, to zrobimy to na trzy... Raz ... Dwa
– Czekaj! A krzyczeć też trzeba?
– Nie. Chyba nie trzeba.
– Dobra. Odliczaj.
– Raz...Dwa...Trzy!
Ruszyli biegiem przed siebie. Minęli w połowie drogi, zaskoczonego Kevina. Docierając na dół, ich ekscytacja nieco opadła. Fey leżała na krzaku, kontemplując czy zjedzenie półkilogramowych kurczaka, na pewno było dobrym pomysłem.
– Fey! – przyjaciółka, która przez pięć minut zastanawiała się, czy biec jej pomóc, rzuciła się teraz ratować jej czapkę, która osiadła na krzaku obok.
– Nic mi nie jest. Tylko się lekko poharatałam.
Albinos pomógł jej zejść. W rudych włosach miała masę kruchych zielonych kryształków.
– Cześć Kev. – który właśnie zlazł do rowu, gapił się na coś z szeroko otwartymi ustami.
– Dostaniesz nagrodę. – poinformował ją czerwonooki przyjaciel, wyciągając jej z włosów gałązkę.
– Nagrodę?
– Za poświęcenie się dla postaci. Przemyśleliśmy to na górze.
– Będzie z złota! – wtrąciła niebieskooka.
– A skąd wy weźmiecie złoto? – zdziwiła się wiewiórla.
Podejdźcie tu dzieci,
Szybko, czas nam leci.


O Siły? To wtedy się wydarzyło? Khm. 
Powiedziało coś warkotliwym tonem. Głos brzmiał tak jakby odbywał się z metalowej krtani, która nagle została potrząśnięta i stąd ten głos. Odwrócili się ku temu, a na co Kevin patrzył już od dłuższego czasu, nie mogą się nadziwić. Ich oczom ukazał się wilk, drzewo i więcej wilków. Rzecz polegała na tym, że była tam wilczą głowa, ogromna kryształowa głowa ale i było drzewo. Wyraźnie widać było białe kwarcowe korzenie i gałęzie kłujące niebo swymi pączkami. I były inne łby. I gdyby lepiej by się przyjrzeć, stwierdziło by się, że wszystko to wilkiem i wszystko to drzewem, i wszystko to jedno. Mieli przed sobą wilcze drzewo.
– O kurwa. Magiczne drzewo. – skonstruował wreszcie zdanie Damian.
– Skąd wiesz, że to magiczne drzewo? Może to organizm modyfikowany genetycznie? – podejrzliwie spytała Anne, brzmiąca jednak na lekko oszołomioną.
– Bo rymuje. Każde magiczne drzewo rymuje.
– Powiedziało dwie linijki. To mógł być przypadek. – kłóciła się.
– Jakie to piękne. – zachwyciła się Fey.
Podejdźcie dzieci prędko
Prędzej tutaj gromadko
Chce was zabawić
Ja będę mówić, wy śmiać
Dam ja wam grę
Proszę pana, proszę poczekać! – odezwał się nagle Kevin.
Czegóż chcesz dziecko
Czy takt traktujesz lecko
Czy...
Nie. Proszę poczekać. Czy mogę mówić? Proszę powiedzieć tak lub nie.
Pysk wilkora wygiął się w jakimś grymasie.
Tak.
– Czy mógłby pan nie mówić wierszem? Znaczy, rozumiem, że wszystkie magiczne drzewa muszą mówić wierszem, to jakaś wszechświatowa zasada, tak? No. To znaczy, mam na myśli, że pan wcale nie musi nim mówić.
... Dziecko. To jest wszechświatowa zasada.
– Albo państwo. Mówi się pan czy państwo?
Wydaje się, że obie formy są poprawne. – stwierdziła Anne, tym razem, jakby lekko przerażona.
– No więc. Jeśli pan chce coś powiedzieć to może lepiej byłoby normalnie a nie wierszem. Taki wiersz to w ogóle głupio brzmi. Tu pradawne wszechwiedzące drzewo ma do przekazania światu groźbę wiszącego nad nimi niebezpieczeństwa. Zbierają się ci wszyscy królowie, mędrcowie, bohaterowie by usłyszeć tą drzewa przepowiednie. No i ono mówi a i owszem ale sobie tym wierszem gada, więc ci biedni ważni ludzie, i tak ledwo co kumający bo drzewo gada w jakieś staromowie, jeszcze mózgi muszą sobie łamać nad metaforyką. Więc to drzewo może sobie tak gadać i gadać, widzieć wszystko... Zresztą jak wie wszystko to powinno wiedzieć jak normalnie się mówi co nie? A jego przepowiedni i tak nikt nie pojmie a świat zostanie uratowany przez przypadkowego dzieciaka, z czego wszyscy później wywnioskują, że wróżba to była o tym właśnie dzieciaku. Albo inny scenariusz. Drzewo mówi, że król zostanie zabity ale w jaki sposób i przez kogo to oczywiście mówi metaforą. Więc cały dwór nie wie czy ten człowiek zabije, czy to żona, czy teściowa z grobu wstanie, czy spaghetti w gardle utknie. A kiedy król umiera wywracając się na mydle to drzewo się wkurza, że go nikt nie słucha. Więc ja pana proszę, niech pan przestanie gadać wierszem, bo ja na razie zrozumiałem tylko, że chce nas pan zjeść. – Kevin wziął wreszcie głęboki wdech – A poza tym z tych wszystkich historii wynika, że wszystkie magiczne drzewa to dupki bo wiedzą, że ludzie nic nie zrozumieją i tak ich przepowiedniami raczą.
– Łał. Kevin, ja wiedziałem, że ty posiadasz umiejętność do gadania do rzeczy, które nie powinny móc mówić, ale tom ja nie myślał, że aż tak. – Damian mówił jeszcze z lekką modulacją.
– To jak będzie? – czarnowłosy nie zwrócił uwagi na przyjaciela. Skrzyżował ręce i przyjął wyzywającą postawę.
Zjeść to ja zjeść nie chce. Jesteśmy samowystarczalni. Chciałem zaproponować wam grę.
Grę?
Grę. Taką jak wasza. Taką w jaką żeście grali.
Że ty będziesz mistrzem gry? Wybacz ale w jedynym miejscu, to nudno się gra.
Nie w jednym miejscu. W wielu. Gra będzie zawsze i wszędzie.
No dobra. Na czym to będzie polegać?
Na początek nadam wam klasę...
A to sami nie możemy wybrać klasy?
Już je wybraliście.
Ale właśnie powiedziałeś, że nam je nadasz.
Ja nadam im teraz kształt. Zacznijmy od ciebie niebieskooka zakonnico, ty jesteś...
Co się stało?
Lepiej brzmi jak mówię wierszem.
Nie waż się mówić wierszem!
Dobrze. Ty jesteś filozofem, twoją mocą jest przypisywanie. – Anne zmarszczyła brwi.
Teraz ty zielonooki rozgadany chłopcze. Ty jesteś bardem. Twoja moc to wyciszanie i pogłaśnianie.
No... To brzmi trochę normalniej niż filozof... Nie możesz dać An czegoś typowego?
– Nie, wiesz co? Mi to się nawet podoba.
Ty lisia dziewczynko o czarnych oczach jesteś Jeźdźcem. Twoją mocą jest łączenie. Natomiast ty czerwonooki demoniczny chłopcze, jesteś Wędrowcem. Twoją mocą jest podróżowanie.
Łooo... Czekaj, co? – jęknął Damian – Spójrz. Stoję w tym miejscu a teraz...
Przeszedł kilka kroków.
– Stoję w ty miejscu. Czy właśnie użyłem swojej mocy?
Łeb przyglądał mu się przez parę sekund.
W pewnym sensie tak.
Albinos załamał ręce.
– O! O! A ja mogę być teraz lisią wojowniczką?
Nie. Jesteś Fey Secundo.– stwierdziło drzewo.
– Ale...
Nie. – uparło się. Teraz i rudowłosa zrobiła nieszczęśliwą minę.
– Wiesz Kevin. Mi też to się teraz przestało podobać. – stwierdziła Anne...
Chwileczkę, co? To nie tak, że to ma wam się podobać, to, to... Ych!
– Och. Wybacz drzewo ale muszę być solidarny z przyjaciółmi. Widzisz my naprawdę lubimy nasze gry i bardzo nie lubimy gdy coś się zmienia. Na przykład dzisiaj walczyliśmy z ogromnymi szczurami, byliśmy na balu przebierańców i zdołaliśmy pokonać lodowego smoka, i to jest spoko... Ale... No cóż. Fajnie, że przestałeś mówić wierszem ale wybacz, nie interesuj nas to.
Lecz ja dałem wam już moce i ...
Ale. Alee... Jak? Ale. Chwila. Nie może tak po prostu... No. Może możecie.
Żegnaj drzewo! Miło było cię poznać.
I jak najszybciej wygrzebali się z dziury.
Siły, nie wierze w was. 

XI

[Nawiązano połączenie – #GL.v2.8.listopad.14]
Przez prawie całą drogę powrotną milczeli. Fey odezwała się wreszcie przy ulicy na, której się rozdzielali.
– Cóż za dziwne drzewo. – stwierdziła.
– Szczerze mówiąc, trochę się go przestraszyłem. – przyznał Damian.
– Tak. Ja też. – przytaknęła mu przyjaciółka.
– A wy? – zainteresował się albinos.
– Ja skupiłam się na analizie co takiego wpłynęło na nasze mózgi, że wytworzyło taki obraz. – stwierdziła Anne po namyśle.
– A Kevin nawet się ani odrobinę nie przestraszył, co?– otoczył kolegę ramieniem.
– No wiesz....Chyba miałeś racje, że jestem przyzwyczajony do mówienia do dziwnych rzeczy.
– No jasne, że miałem racje. Ja zawsze mam racje! Tylko czasem popełniam fatalne pomyłki.
Żarówka zaczęła mrugać.
– O zaraz zgaśnie. Idźmy już lepiej do domu. – zaproponowała Anne – Do widzenia!
– Do jutra!
– Dobranoc!
– Branoc!
I rozeszli się w cztery strony świata.
Nie mogę uwierzyć, że nie chciały brać udziału w grze.

/* Ciekawostka. Do jutra mówi Damian, dobranoc Fey, a branoc Kevin. */

Good luck!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz