Lydia Martin skrzyżowała dłonie na biurku i oparła na nich głowę. Była dopiero dziewiąta rano, a ona już była zmęczona, strasznie zmęczona. Przymknęła oczy, chcąc dać im choć chwilę odpocząć.
Nagle pokój zniknął. Rzeczywistość rozmyła się, a w głowie Lydii pojawiła się wizja. Widziała las, było ciemno, ale rozpoznała wierzchołki drzew oraz drewnianą tabliczkę z napisem: Rezerwat w Beacon Hills. Czuła na swoje skórze podmuchy chłodnego wiatru. Nagle zobaczyła wysoką szatynkę leżącą obok przewróconego pnia. Miała puste, szklane spojrzenie, sine usta... Nagle uniosła głowę i spojrzała wprost na nią.
Z ust Lydii wydarł się wrzask. Spadła z krzesła nie przestając krzyczeć. W końcu wszystko ustało. Serce waliło jej w potwornym tempie, jakby przebiegła kilka mil. Wciąż przed oczami miała twarz kobiety z wizji. Twarz swojej najlepszej przyjaciółki Allison Argent.
Zabrała się za robienie notatki, długopis gnał po kartce. Przypomniała sobie wszystkie fragmenty z wizji: noc, deszcz, ubranie Allison.
Wiedziała, że wszystko może okazać się pomocne, by ją odnaleźć. Nie traciła nadziei, że Allison wciąż żyję.
Jej babcia Lorraine także była Banshee. Ona Lydia odziedziczyła ten dar po niej. Nienawidziła go, ale nie umiała tego powstrzymać. Po kilku latach nauczyła się korzystać ze swoich mocy.
Wybrała numer szeryfa. Już kilka razy współpracowała z policją, pomagając im odnaleźć ciała. Teraz czas, aby Stilinski oddał jej przysługę.
Jordan Parrish, z nadętą miną siedział obok Noaha Stilinskiego. Jechali do domu Lydii Martin, która jak twierdził szeryf, posiadała niezwykły dar, który pomaga jej odnaleźć ciała, oraz zobaczyć ich ostatnie chwile. Dla Jordana była to po prostu strata czasu.
— Więc ta Lydia jest kim Medium? — spytał sceptycznym tonem.
— Kiedyś ją o to spytałem. Powiedziała mi, że jest Banshee, ale nie chciała wyjaśnić nic więcej. Tak czy siak, wiele razy nam bardzo pomogła. Bez niej nie odnaleźlibyśmy wielu zaginionych. Zaufaj mi. Lydia to nie żadna oszustka.
— Nie wierzę w te nadprzyrodzone banialuki. Moim zadaniem jest analizowanie dowodów i szukanie sprawcy, a nie wysłuchiwanie jakiejś wariatki.
— Jeszcze zmienisz zdanie, Parrish.
— Na pewno nie! — zakończył ze złością. Otworzył okno i do samochodu wdarło się świeże, chłodne powietrze. Miał ochotę wystawić głowę na zewnątrz i pozwolić, by wiatr poczochrał mu włosy.
Przeprowadził szczegółową analizę samochodu Allison Argent. Ciemnoniebieski ford fiesta został znaleziony na drodze międzystanowej tuż obok Rezerwatu Beacon Hills. Nie było śladów gwałtownego hamowania. W samochodzie oprócz jej odcisków i odcisków jej narzeczonego Isaaca Laheya niczego więcej nie znaleziono. Sądził, że Argent porzuciła samochód i uciekła. Tylko dokąd? Przeszukali także cały las, ale nigdzie nie znaleźli ciała. Nie rozumiał co w tej sytuacji, może wnieść jakaś tam medium... pardon banshee.
Noah skręcił w drogę dojazdową. Biały dom był ogromny, położony pośród wysokich świerków i jodeł.
— Nawet tu ładnie — przyznał Jordan, gdy zaparkowali. Nie tego się spodziewał po kimś takim jak Lydia Martin. — Ma jakąś pracę, czy żyję z przekazywania ludziom swoich wizji?
Został nagrodzony ostrzegawczym spojrzeniem.
— Uczy chemii w liceum.
Noah zadzwonił do drzwi i po chwili ukazała się w nich para jasnych, pięknych zielonych oczu, a zaraz potem smukła i zgrabna kobieta. Jedwabiste rude włosy opadały na plecy. Jasna karnacja i duże czerwone usta. Jordan nie mógł oderwać od niej wzroku. Usta Martin ułożyły się w blady uśmiech, nieobejmujący oczu.
— Pan to zapewne Jordan Parrish, prawda? — wyciągnęła rękę na powitanie.
— Tak, miło mi panią poznać — uścisnął jej dłoń.
Gdy weszli do środka, zaczął się jej bliżej przyglądać. Ocenił ją na dwadzieścia kilka lat. Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej był pod jej urokiem.
— Zrobiłam notatki ze swojej wizji. Zaraz je wam przyniosę.
Wyszła z salonu, zostawiając ich sam na sam z kawą i korzennymi ciasteczkami. Noah uśmiechnął się z przekąsem:
— Czyżby ta wariatka ci się spodobała?
Aby opóźnić odpowiedzenie, policjant wypił łyk kawy.
— Po prostu jestem zaskoczony i tyle.
— Spodziewałeś się starej babuleńki, która mieszka z mnóstwem kotów i będzie chciała ci czytać z ręki?
— Myślałem raczej o kryształowej kuli.
Do salonu wróciła Lydia z kartką, którą podała szeryfowi.
— Czuję, że gdziekolwiek jest Allison nadal, żyję.
— Skąd takie przypuszczenia?
— Bo gdyby umarła to znalazłabym jej ciało, a nie miała wizję. To, co widziałam, może się wydarzyć, ale nie musi.
— Bardzo wygodne — mruknął pod nosem.
W jej zielonym spojrzeniu dostrzegł złość, ale nie mógł się powstrzymać od złośliwości. Może i była piękna, ale to, co mówiła...
— Mam nadzieję, że kiedy uwierzysz, to nie będę stała nad twoim ciałem Jordan — uśmiechnęła się do niego uroczo. Po prostu zniewalająco.
CZYTASZ
K R Z Y K BANSHEE
FanfictionLydia Martin jest Banshee. Wyczuwa kiedy ktoś umiera. Potrafi także użyć swojego krzyku jako broni, a nawet nim zabić kogoś. Nienawidzi jednak swojego daru i uważa go za przekleństwo. Kiedy jednak ma wizję w której umiera jej najlepsza przyjaciółka...