— Co takiego? Hale? — Lydia nie wierzyła własnym uszom. Czy to możliwe, żeby jeden z braci zabił własną matkę? I gdzie w tym wszystkim jest Allison?
Jordan opadł ciężko na krzesło.
— Może dlatego Allison...
— Wybij to sobie z głowy! Allison żyje! — powiedziała głośniej, niż to było konieczne.
— Wierzę ci — posłał jej lekki uśmiech, a następnie odwrócił się do zaskoczonego Szeryfa. — Gdy ktoś tydzień temu powiedział mi, że uwierzę w jakieś wizje, ale...
— W końcu zmądrzałeś.
— Tak, a teraz powinniśmy się wziąć ostro do pracy. Najwyższy czas odnaleźć Allison..
Wślizgnęła się pod kołdrę, ale nie było dane jej zasnąć. Targały nią nieznane emocje, była rozpalona i rozedrgana. Musiała wybić sobie z głowy Jordana Parrisha. Pochodzili ze zbyt różnych światów. Owszem, starał się ją zaakceptować, ale przecież po wyjaśnieniu sprawy zapewne zniknie, po co więc dodatkowo komplikować sobie życie?
Przewróciła się na plecy i wbiła wzrok w sufit. By się zrelaksować, zaczęła równomiernie i głęboko oddychać. Po tak ciężkim dniu powinna spać, jak suseł. Nic z tego. Odrzuciła kołdrę i wygramoliła się z łóżka. Zegar na szafce nocnej wskazywał, że było sześć minut po drugiej w nocy.
Weszła do łazienki. Wpadające przez okno światło księżyca pozwoliło bez trudu odnaleźć umywalkę. Ręce jej drżały, gdy odkręcała kurek z zimną wodą. Nagle wiedziona jakimś uczuciem, uniosła głowę i dostrzegła w lustrze odbicie Jordana. W przyćmionym świetle wyglądał jak zjawa.
— Co robisz? — zapytał. Miał na sobie szare dresowe spodnie i spraną białą koszulkę. Poczochrane włosy spadały na czoło, twarz pokrywał kilkudniowy zarost. Musiała przyznać, że taka niedbała wersja bardzo jej się podoba.
— Nie mogłam zasnąć i pomyślałam, że... — wymachiwała bez sensu rękami, próbując coś wytłumaczyć.
Podszedł bliżej i obrócił ją do siebie.
— Co się dzieje? Kolejny gość z zaświatów?
Zamiast odpowiedzieć, podeszła do niego i położyła mu ręce na torsie.
Natychmiast zrozumiał. Pochylił się i pocałował ją, powoli, ale mocno. Lydia przesunęła dłonie do góry i objęła go za kark. Czuła jego podniecenie, jego gorący oddech. Oddzielała ich zaledwie cienka warstwa materiału, wystarczył jeden ruch, żeby pokonać tę przeszkodę.
— Jordan...
— Mhm? — jego rozpalone usta muskały ją po szyi.
— Ja.. — nagle zadzwoniła jej komórka. Odsunęła się od mężczyzny i wyszła z łazienki. Wróciła do sypialni, wzięła do ręki telefon, który nie przestawał dzwonić. Przyłożyła go do ucha, naciskając zielony przycisk.
— Halo?
— Witaj Lydio.
— Derek! — wyprostowała się raptownie.
— Brawo! Cieszę, się, że mnie rozpoznajesz. Doszły mnie słuchy, że odkryłaś grób mojej matki... Mam dla ciebie propozycję. Ja powiem ci, gdzie jest twoja przyjaciółeczka, a ty zaprowadzisz mnie do Petera.
Musiała być głupia, żeby mu wierzyć. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że żeby się rozłączyła. Nie należało zawierać paktu z diabłem.
— Więc słucham.
— Nie, nie najpierw ty, potem ja. Potraktuj to, jak grę.
— Widziałam jak twój brat, kopał coś przydomowym ogródku, był tam czarny worek, taki w którym chowa się ciało. Teraz twoja kolej.
— Twoje przypuszczenia są słuszne... — słyszała jeszcze, a potem się rozłączył. Telefon wyślizgnął się z jej dłoni i upadł z łoskotem na dywan.
— Lydio! Lydio! — jak przez mgłę słyszała zaniepokojony głos Jordana. Z jękiem, wpadła prosto w jego ramiona. Trzymał ją mocno, głaszcząc po plecach, by dodać jej otuchy. Wiedział, że przeżyła coś, co ją, zszokowało.
— Myślę, że... myślę, że Allison nie żyje. Nie żyje, bo była świadkiem morderstwa Talli Hale...
— Co?! Skąd o tym wiesz?!
— Dzwonił do mnie Derek Hale. Chciał informacji o Peterze, mówił, że ma informacje na temat pobytu Allison...
— Powiedział ci, gdzie jest?
— Nie. Powiedział, że moje przypuszczenia są słuszne... A co jeśli, właśnie to miał na myśli?! O mój boże!
Opadła na łóżko i ukryła twarz w dłoniach. Zamknęła oczy, czując pod powiekami piekące łzy.
— Powiedziałaś, że Allison żyje i ja w to wierzę. Musimy ją odnaleźć. Nie możesz się poddać. Potrzebuję cię Lydio...
Lydia wstała i stanęła naprzeciwko niego.
— Ja też cię potrzebuję...
CZYTASZ
K R Z Y K BANSHEE
FanficLydia Martin jest Banshee. Wyczuwa kiedy ktoś umiera. Potrafi także użyć swojego krzyku jako broni, a nawet nim zabić kogoś. Nienawidzi jednak swojego daru i uważa go za przekleństwo. Kiedy jednak ma wizję w której umiera jej najlepsza przyjaciółka...