Lydia uległa swoim pragnieniom. Pragnęła smakować i chłonąć każdy jego dotyk. Spleceni z sobą, opadli na łóżko. Była oszołomiona, miała wrażenie, jakby szybowała ponad ziemią.
— Śniłem o tym każdej nocy, gdy tylko cię zobaczyłem — szepnął Jordan.
Uśmiechnęła się uroczo, czule gładząc go po policzku. Nie czuła wstydu, nawet, wtedy gdy zdejmował jej koszulę nocną, gdy jego wzrok skupił się na jej piersiach.
— Piękna i szalona — szepnął, sunąć dłońmi po jej ciele.
Wiedziała, że nie kłamał, czuła się jak najwspanialsza istota na całej kuli ziemskiej. Wstrzymała oddech, kiedy delikatnie w nią wszedł. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Zaczęła drżeć, a zaraz potem w jej głowie rozbłysły fajerwerki. Leżeli spleceni na łóżku, ciężko oddychając.
— To było... WOW — szepnęła.
— Dzięki — uśmiechnął się uwodzicielsko.
Ze śmiechem pacnęła go w ramię. Przewrócił się na bok, zgasił lampkę nocną i okrył ich kołdrą. Po kilku minutach oboje już smacznie spali.
Lydia odkręciła do połowy szyb. Poranny wiatr omywał jej twarz. Jechała na północ poprzez wschodzący wschód. By zagłuszyć głosy w swojej głowie, włączyła radio. Śpiewała razem z wokalistą. Była pewna, że Jordan będzie na nią wściekły. Nie mogła jednak czekać. Była już blisko znalezienia Allison, brakowało jedynie jednego puzzla, by rozszyfrować tę zagadkę.
Zadzwonił telefon. Sięgnęła do torebki, marszczą czoło. No tak, Jordan.
— Lydio gdzie jesteś?
— Przepraszam, ale wiem, gdzie jest Allison, muszę...
— Co?! Powiedz mi, gdzie jesteś?!
— Wszystko w porządku, Jordan, zostań tam, gdzie jesteś.
— Znajdę cię — usłyszała jeszcze, a potem się rozłączył.
W pobliżu rezerwatu Lydia zwolniła. Nastał nowy dzień, na błękitnym firmamencie, nie było ani jednej chmurki. Żwir zaskrzypiał pod oponami, zaparkowała przed drewnianą tabliczką. Wyłączyła silnik, jej ciało przenikał chłód. Potem z ociąganiem, opuściła samochód i ruszyła na poszukiwanie przyjaciółki.
Nie chciała iść dalej, nie chciała sprawdzać, czy gdzieś leży ciało, nie chciała, żeby to była prawda. Zacisnęła dłonie w pięści. Dzięki Talii Hale, która przyszła do niej w nocy, wiedziała, że Allison była świadkiem jej morderstwa.
Przez przypadek, znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze i zobaczyła coś, czego nie powinna. Bała się myśleć, jaką poniosła za to karę.
Nagle usłyszała jak coś lub ktoś łamie gałęzie. Odwróciła się i dostrzegła ciemną sylwetkę mężczyzny. Gonił ją. Był coraz bliżej, usłyszała jego głośnych oddech. Poczuła silny uścisk ręki i mocne szarpnięcie, straciła równowagę i upadła. Nad nią zawisła twarz Petera Hale.
— Gdzie ona jest?! — ryknął.
— O czym ty mówisz? — wyjąkała, nabierając powietrza i próbując uspokoić szalejący puls.
Czarne rozjuszone oczy Petera rzucały błyskawice.
— Gdzie ona jest? — powtórzył.
— Niby kto? O czym ty do cholery mówisz?! — krzyknęła.
Hale poderwał ją do góry i uderzył w twarz. Lydia jęknęła z bólu.
— Twoja cholerna przyjaciółeczka! Wpakowałem jej kulkę, powinna nie żyć!!! Ale nie znaleziono ciała! A to znaczy, że żyje! — ryknął.
Lydia poczuła ulgę, która szybko zniknęła, gdy dostrzegła, że mężczyzna wyciągnął za pasa myśliwski nóż.
— Gadaj — przyłożył jej ostrze noża do policzka. — Albo cię zabiję.
— Ja nic nie wiem. Przysięgam — powiedziała desperacko.
Hale uniósł rękę z nożem, skuliła się i zakryła głowę rękami. Nagle usłyszeli huk. Dookoła padały strzały. Hale odwrócił się i zaczął uciekać jak zwykły tchórz. Lydia oddychała ciężko, bojąc się poruszyć, drżała na całym ciele. Po chwili jednak przyszła ulga. A więc Jordan, dotrzymał słowa, odnalazł ją, uratował. Uniosła głowę, by mu podziękować i spojrzała wprost w twarz Dereka Hale. Wtedy zrozumiała, że to nie koniec jej koszmaru.
CZYTASZ
K R Z Y K BANSHEE
Hayran KurguLydia Martin jest Banshee. Wyczuwa kiedy ktoś umiera. Potrafi także użyć swojego krzyku jako broni, a nawet nim zabić kogoś. Nienawidzi jednak swojego daru i uważa go za przekleństwo. Kiedy jednak ma wizję w której umiera jej najlepsza przyjaciółka...