Rozdział czwarty

144 30 1
                                    

— Okej, opowiedz mi o tej kobiecie — oznajmił zgryźliwie.

— Nic o niej nie wiem. Oprócz tego, że jest stara i pojawia się tylko po to, by mnie ostrzec.

— Jeśli się znów pojawi, zadasz jej kilka pytań?

— Już to zrobiłam, ale na żadne nie odpowiedziała.

Jęknął sfrustrowany, czując narastającą złość. Nie dość, że został zmuszony do uwierzenia w duchy, to jeszcze jego śledztwo stało w miejscu, właśnie przez te nadprzyrodzone bzdury!

— Jedźmy do laboratorium.

Pół godziny później byli już na miejscu. Lydia musiała przyznać, że nie tak wyobrażała sobie laboratorium sądowe. Oglądała sporo filmów kryminalnych, dlatego sądziła, że pomieszczenie będzie wyposażone w najwyższej klasy techniczne urządzenia. Tymczasem bardziej przypominało zwykły magazyn podzielony przegrodami.

— Jesteśmy na miejscu — rzucił Jordan.

Rozejrzała się wokół.

— Hmm... a gdzie te wszystkie nowoczesne urządzenia, które pomagają wam odnaleźć ślady odcisków, broni, prochu i tak dalej?

— Naoglądałaś się za dużo filmów — odparł kąśliwie.

Ruszyli korytarzem. Wszystko dookoła aż lśniło z czystości. Podeszła do nich szczupła brunetka w białym kitlu.

— Witaj, jestem Wendy Miller. Ty pewnie musisz być Lydia? Co was do mnie sprowadza?

— Zobacz, czy nie ma u nas odcisków palców Dereka Hale i Petera Hale — odezwał się Jordan, zanim Lydia zdążyła choćby otworzyć usta. — Co z tym medalionem, który ci podesłaliśmy?

— Wzięłam się za niego, gdy tylko znalazłam trochę czasu. Swoją drogą to dziwne, że nikt z nas wcześniej go nie zauważył.

— Znalazłaś coś? — zapytała Lydia.

— Ślady krwi oraz niewyraźne odciski palców. Sprawdziłam w naszej bazie danych, nie figurują w niej. Chodźcie może znajdziemy coś na tym dowodzie.

Weszli do pomieszczenia, gdzie stały umywalki i blaty, a na nich mikroskopy.

Jordan i Wendy założyli parę cienkich lateksowych rękawiczek. Lydia usiadła na stołku w rogu sali, nie chcąc im zawadzać. Przyglądał się uważnie jak brunetka, posypuje specjalnym proszkiem dowód. Następnie uniosła go, by pokazać serię łuków i kręgów. Potem za pomocą taśmy przyniosła odciski na szkiełko. Zerknęła na Jordana i zobaczyła, że skoncentrowany na czymś, mrużył oczy.

— Sprawdzicie odciski palców za pomocą programu AFIS?

— Skąd o nim wiesz? — spojrzeli na nią zaskoczeni, przerywając pracę.

— Zapomnieliście, że przyjaźnię się z tutejszym szeryfem? — Jordan uniósł brwi, jakby nie do końca dowierzał, że to cała prawda.

Wendy uruchomiła program. Na ekranie monitora pojawił się odcisk palca pobrany z dowodu.

— Musimy zaczekać, aż komputer znajdzie ten właściwy z miliona innych. Pójdę po kawę, przynieść wam też?

— Bardzo poproszę.

— Dla mnie cola — odpowiedział Parrish, nie odwracając wzroku od monitora.

— Jak zostałeś policjantem? — spytała Martin po chwili.

— Po zakończeniu liceum wstąpiłem do wojska jako technik EOD. Po odbyciu szkolenia odbyłem dwuletnią podróż po Afganistanie. Pracowałem tam nad rozbrojeniem improwizowanych urządzeń bombowych. Pewnego dnia w trakcie rozbrajania jednym z bomb, pomyliłem druty i przeciąłem niewłaściwy. Z cudem nic mi się nie stało, ale postanowiłem z tym skończyć i przyniosłem się tutaj. Pół roku wcześniej dostałem posadę w biurze szeryfa i zostałem jego zastępcą.

— Cóż cieszę, się, że postanowiłeś z tym skończyć, nie tylko ze względu na swoje bezpieczeństwo.

— A jakie jeszcze? — spytał, nagle znalazł się przy niej i dłonią przyodzianą lateksową rękawiczką, pogładził ją po policzku. — Jaki jest jeszcze powód Lydio?

— Mundur... Zdecydowanie lepiej wyglądasz w granatowym niż w moro...

Nie dokończyła. Oniemiała poczuła jak wargi mężczyzny delikatnie, muskają jej policzek. Cała jej rozważność i odpowiedzialność została posłana do diabła. Miała nadzieję, że nie popełnia właśnie największego błędu w swoim życiu.

K R Z Y K  BANSHEEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz