Rozdział 8

1.8K 52 1
                                    

- Kto ci to zrobił ? - spytał chłopak, w międzyczasie, kiedy resztkami sił podnosiłem się z ziemi.

- Buno. Chłopak z mojej szkoły.

- To nie jest tylko chłopak ze szkoły. Jest przywódcą grupy ASG, z którą rywalizujemy. Nie ma czasu na tłumaczenia. Musimy stąd wiać. Możesz chodzić? - spytał z wyczuwalną troską w głosie.

Potaknęłam głową chociaż nie byłam tego pewna i chłopak zaczął iść szybkim tempem z moją ręką przerzuconą przez szyje. Nie wiem czy przeszliśmy pięćdziesiąt metrów kiedy usłyszałam strzały za naszymi plecami. Po raz drugi dzisiaj zostałam przerzucona przez ramię i pobiegliśmy w nieznanym mi kierunku.

- Osłaniać ! - ryknął chłopak na pełne gardło i przed nami padły strzały.

Zobaczyłam w oddali jakąś małą chatkę. Właśnie tutaj chłopak się zatrzymał i postawił mnie na ziemi. Powinnam raczej powiedzieć próbował postawić mnie na ziemi, bo gdy tylko moje stopy dotknęły podłoża, nogi odmówiły mi posłuszeństwa i kolana się pode mną ugięły. Jednak nie pocałowałam ziemi, bo nieznajomy natychmiast mnie złapał.

- Jesteś wykończona - mruknął, nawet nie wiem czy do mnie czy do siebie - i zimna jak lód.

Wydawało mi się, że światła w chacie są zgaszone, ale gdy tylko weszliśmy do środka, światło oślepiło mnie tak mocno, że musiałam na moment zamknąć oczy. Chłopak położył mnie na długiej sofie i wyciągnął krótkofalówkę.

- Wstrzymać ogień. Powrót do bazy. Wywiesić czerwoną flagę. Wystawić straż.

- Przyjęte.

Nieznajomy włączył czajnik i zaczął się krzątać po domku. Teraz uważniej się rozejrzałam. Mogę powiedzieć, że znalazłam się w ogromnym salonie, z ogromna kanapą i jeszcze większą ilością puf. Pod ścianą były schodki prowadzące na pierwsze piętro, a zaraz obok nich drewniane drzwi.

- Gdzie jestem? - spytałam cicho, obserwując chłopaka spod przymrużonych powiek.

- W naszej bazie wypadowej. Stąd organizujemy szkolenia grupy ASG i rywalizujemy z drugą grupą, której dowódcą jest, jak już wiesz Bruno. Nienawidzimy siebie wzajemnie. Bruno, jest bezwzględny, nie uważa tego wszystkiego za zabawę jak my, tylko jak prawdziwą walkę. Co mu takiego zrobiłaś, że cię przywiązał do drzewa?

- Chciałeś powiedzieć porwał i przywiązał - wzięłam od niego kubek z gorącą herbatą - dałam mu w twarz, na oczach całej szkoły.

Chłopak szeroko otworzył oczy, uśmiechnął się łobuzersko i przykrył mnie kocem, który wygrzebał z jakiejś szafki.

- Nie powiem, odważna jesteś. Przywalić komuś takiemu. Jestem Chris. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam.

- Amelie. Nie wiedziałam kim jest, ale nie dbałam o to. Nie lubię kiedy ktoś miesza się bez pytania w moje prywatne sprawy.

Chłopak zaczął trząść się ze śmiechu. Popatrzyłam na niego z wielkim pytajnikiem w oczach.

- Z czego się śmiejesz?

- Skoro nie lubisz kiedy ktoś się miesza w prywatne sprawy, to dopij herbatkę i odniosę cię tam skąd cię przyniosłem.

- Ratunek to co innego - burknęłam pod nosem speszona.

Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się z wielkim hukiem i naraz wpadło kilku dobrze zbudowanych mężczyzn.

- Gdzieś ty się podziewał Chris. Masz przynajmniej to po co tam poszedłeś? - powiedział jeden z nich nie uraczając nas wzrokiem, zresztą tak jak pozostali. Kiedy jednak odwrócili się w naszą stronę, zamarli jakby ich co najmniej piorun trafił.

- Orzesz ty w dupę, nie wiedziałem że rozdają tam takie laski. - powiedział wysoki, barczysty blondyn. Czułam jak moja twarz, nabiera kolor dorodnego buraka.

- To nie czas na żarty Aaron. Była ich zakładnikiem. - Warknął Chris. Widziałam jak chłopcom opadają szczęki. - Siadajcie trzeba to omówić.

Wszyscy jak na zawołanie rozebrali czarne bluzy i rzucili się na porozrzucane pufy.

- Coś ty zrobiła, że byłaś ich zakładnikiem ? - tym razem odezwał się czarnowłosy niewielki chłopak. Na całe szczęście Chris odpowiedział za mnie.

- Przywaliła Brunowi.

Chłopak siedzący po mojej prawej stronie zaczął się śmiać i usłyszałam ciche gwizdnięcia, czegoś na kształt uznania.

- Jesteś pierwszą osobą która odważyła się na coś takiego. Gratuluje. Już dawno chciałem to zrobić - odezwał się Aaron.

Chris zgromił go wzrokiem i zaczął mówić.

- Amelie jest tutaj nowa, nie wiedziała na co się pisze. Znacie Bruna, nie odpuści jeśli nie dopnie swego, a co do niej, nie wiemy jakie ma plany. Ona może być w niebezpieczeństwie.

Wcale nie podobało mi się to co mówił Chris. Nic a nic. Przestraszona wcisnęłam się jeszcze głębiej w kanapę. Czy może być gorzej ?

- Mogę już wrócić do domu? - pisnęłam cicho, jednak nie usłyszałam odpowiedzi, bo drzwi znowu się otworzyły, a w nich stanął mój brat. Na jego widok wytrzeszczyłam oczy, a ona stanął i równie zaskoczony wpatrywał się we mnie.

- Co ty tu do jasnej cholery robisz?!

To tylko jaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz