◈ 115 ◈

913 75 68
                                    


━━ tony and pepper | dm ━━

pepper
tony mogłeś mi napisać,
że wychodzisz gdzieś z
małą, tak przynajmniej
bym się nie martwiła

tony
ale ja nie brałem morgan
ze soba pepp

pepper
chcesz mi powiedzieć, że
nie ma jej z tobą?

tony
no tak

a nie poszla przypadkiem
do warsztatu?

pepper
tony, ja przeszukałam cały
dom

tony
dobra spokojnie za chwile
bede

a ty przeszukaj go jeszcze
raz, mala nie mogla od tak
zniknac

pepper
pośpiesz się







       Pepper wyłączyła telefon i schowała go do kieszeni. Cała się trzęsła, a w oczach pojawiły się łzy, bała się swoją malutką córeczkę. Mimo, że dom był przystosowany do obecności Morgan, Virginia nadal miała co do tego zastrzeżenia, a dzisiejszy dzień ją umocnił w wierze, że Avengers Tower nie jest dobrym miejscem dla dziecka. Kobieta nerwowo chodziła od pokoju do pokoju, wywracając je do góry nogami. Ostatnim pomieszczeniem był warsztata Tony'ego, kobieta wątpiła, że znajdze tam córkę, ale nie miała nic do stracenia. Kilkukrotnie wcisnęła przycisk w windzie, mając nadzieję, że tym sposobem zjedzie szybciej. Kiedy już stanęła, blondynka puściła się biegem w stronę wielkich szklanych drzwi, które następnie pchnęła, a to co ukazało się jej oczom, zmroziło jej krew w żyłach.

       Na krześle Tony'ego siedziała postać ubrana na czarno, na twarzy miała białą maskę, która nie miała otworów na oczy, przez co wydawało sie, że nosząca ją osoba nie ma twarzy. Lecz nie to było najgorsze. Istota trzymała na rękach Morgan, która nieświadoma zagrożenia w jakim się znalazła, spokojnie spała. Virginia powoli zbliżała się w ich stronę, kiedy włamywacz wyciągnął w jej stronę pistolet, cicho chichocząc.

       — Kim jesteś? — Zapytała, czując na palący wzrok drugiej osoby.

       — To nie jest ważne, Virginio. — Ku zdziwieniu Pepper, odpowiedział jej kobiecy głos. — Kochana jest ta twoja Morgan. Taki mały aniołek, byłoby okropnie, gdyby coś mu się stało — pogłaskała dziecko po głowce.

       — Zostaw moją córkę — warknęła. Z każdą chwilą blondynka traciła cierpliwość, a strach, który przed chwilą odczuwała, został zastąpiony nagłym przepływem odwagi.

       — Nie tak ostro, przecież nic jej nie robię.

       — Zabrałaś ją z łóżeczka, to wystarczy.

       Kobieta po raz kolejny zachichotała.

       — Oj, Virginio — westchnęła — nie masz czego się obawiać, nie skrzywdzę maleńkiej.

       — Nie mam co do tego żadnej pewności, poza tym nie ufam ci, pod żadnym względem.

       — No cóż — kobieta wstała, a następnie ostrożnie odłożyła Morgan do bujaka, który stał obok biurka. — Widzisz? Małej nic nie jest.

       — Wynoś się stąd, kimkolwiek jesteś, inaczej pożałujesz. — Zamaskowana postać słysząc słowa blondynki tylko się zaśmiała. — Co cię tak bawi?

       — Ty mnie bawisz, kochana, bo myślisz, że dasz mi radę. A tak nie będzie.

       — Warto się przekonać prawda?

       Pepper chciała zaatakować, kiedy druga kobieta do niej doskoczyła, tym samym wbijając w jej brzuch sztylet. Ból, który odczuwała w tamtym momencie, był okropny, ale wiedziała, że nie może się poddać. W przypływie adrenaliny przywołała do siebie jedną ze zbroi Tony'ego, która odepchnęła napastniczke. Drżącą dłonią wyjęła sztylet, ociekający jej krwią. Nie mogła umrzeć. Odwróciła głowę w stronę kobietą, mając nadzieję, że ta leży obezwładniona przez maszynę. Niestety tak jednak nie było. Napastniczka za pomocą ostrza, które wysunęło się z jej dłoni, rozcieła Marka na pół, a następnie ruszyła w stronę Virginia. Na szczęście nie udało jej się po raz kolejny zaatakować, gdyż została odepchnięta przez Iron Mana we własnej osobie. Wymrucząła pod nosem, kilka przekleństw, po czym puściła się biegiem przez pomieszczenie, unikając pocisków. Kiedy miała wybiec z pokoju, w drzwiach pojawiła się bariera, która odcięła jej drogę ucieczki.

       — Radzę ci się nie ruszać, chyba, że chcesz stracić życie. — Głos Starka ociekał jadem, a cała broń jaką posiadał w pomieszczeniu była wycelowana w kobietę.

       — Oj Tony. Chyba we mnie nie strzelisz? Poza tym wiesz, twoja żoneczka z każdą chwilą traci coraz więcej krwi, raczej nie chcesz żeby się wykrwawiła. — Przesłodzony głos napastniczki dział na Starka jak płachta na byka.

       — Da sobie radę.

       — No nie wiem — przekrzywiła głowę — chyba zaraz zemdleje.

       Tony w obawie o życie ukochanej odwrócił się w jej stronę tym samym pozwalając, by druga kobieta rzuciła w jego stronę granat dymny, a następnie rozbiła barierę i uciekła.

       — Kurwa! — krzyknął, wychodząc ze zbroi — Pepp trzymaj się. — Złapał kobietę w ramiona i ostrożnie położył na podłodze. — FRIDAY wezwij pogotowie... I Fury'ego.

𝐃𝐀𝐃𝐃𝐘 𝐂𝐎𝐎𝐋  ─  𝗆𝖺𝗋𝗏𝖾𝗅 𝗂𝗇𝗌𝗍𝖺𝗀𝗋𝖺𝗆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz