Rozdział 4

415 44 23
                                    

P.O.V Gerard

Dzwonek do drzwi.

Wywróciłem oczami i powiedziałem, nie schodząc ze schodów:

– Kto tam?

Ktokolwiek był po drugiej stronie, nawet nie był w stanie mnie usłyszeć, ale nie chciało mi się zejść na dół. (Moja mama style xD)

Jednak dzwonienie się ponawiało. W kółko i w kółko.

– Shut up!

Dzięki Bogu, miałem okno centralnie nad drzwiami, co ułatwiło mi samoobronę.

Wziąłem możliwie najgrubszą książkę, dostępną na mojej ubogiej półce.

Okazali się to być „Krzyżacy".

Nawet nie wiem skąd miałem takie dziwne, rosyjskie książki.

Otworzyłem okno i, nie patrząc w dół, zrzuciłem książkę na osobę stojącą pod drzwiami.

Dało się słyszeć urwany krzyk, a potem:

– Gerard, do cholery! Za co to było?

Frank.

W wyjątkowo niebezpieczny sposób wychyliłem się w dół z mojego okna.

– O! Witaj, mój drogi, nie wiedziałem, że to ty!

– Gerard, zostałem bezdomny – krzyknął w odpowiedzi, wysoko zadzierając głowę, by złapać ze mną kontakt wzrokowy.

– Poczekaj, nic nie słyszę. Zaraz do ciebie zejdę!

Zamknąłem okno i zbiegłem z drewnianych schodów, prawie zabijając się, gdy się poślizgnąłem w moich mięciutkich skarpetkach.

Szybko otworzyłem drzwi i zobaczyłem w pełnej okazałości Franka i leżących obok niego „Krzyżaków".

Podrapałem się po tyle głowy z zakłopotaniem, myśląc o swojej głupocie. Jedyne co miałem na swoje usprawiedliwienie to, to że działałem w samoobronie.

– Co mówiłeś? – Uśmiechnąłem się przepraszająco i podniosłem „Krzyżaków" z ziemi.

– Że jestem bezdomny.

Spojrzałem na niego w zdziwieniu.

– Ale przecież masz dom.

– Not anymore.

– Jak to?

– No bo przyjechali do mnie tacy panowie – policja tak dokładnie rzecz ujmując – i powiedzieli, że aresztują moich rodziców, bo rzekomo mnie porwali, po czym oznajmili, że zostałem bezdomny. I mnie zostawili.

Przyglądałem mu się jeszcze przez chwilę w zmieszaniu, po czym sobie coś przypomniałem.

Przecież to ja zadzwoniłem na alarmowy i zgłosiłem zaginięcie Franka.

Poczułem jak robi mi się gorąco i byłem pewny, że na policzki wpełzły mi rumieńce. Zacząłem się bawić rękawami mojej bluzy i wybuchłem nerwowym chichotem.

– Co ci? – zapytał Frank, przerywając swój wykład na temat tego, że nie można nikomu ufać, bo nigdy nie wiesz kiedy twoi rodzice postanowią cię porwać, a funkcjonariusze policji zechcą ich aresztować.

Nagle moje sznurówki wydały mi się niezwykle interesujące.

Przestałem chichotać i głęboko wciągnąłem powietrze.

– Bo to ja po nich zadzwoniłem – powiedziałem na jednym wydechu, w dalszym na ciągu niepatrząc mu w oczy.

Cisza, która po tym nastąpiła, wyżerała mnie od środka i zwiększała poczucie winy dziesięciokrotnie.

Nie patrzyłem na Franka, ale ewidentnie poczułem, jak się do mnie zbliża. Chciałem się cofnąć, ale nogi jakby wrosły mi w ziemię.

– Chcesz powiedzieć, że to przez ciebie jestem bezdomny? – syknął mi do ucha, a mnie przeszły ciarki.

Bezradnie pokiwałem głową, czując znajome pieczenie pod powiekami.

– Przykro mi, Gerard, ale zrywam z tobą – wyszeptał, po czym odsunął się z odrazą wymalowaną na twarzy.

– My nawet nie byliśmy razem – szepnąłem, powstrzymując łzy.

– Nie obchodzi mnie to.

I odszedł. Widziałem jego sylwetkę, jak się oddala.

Zatrzasnąłem drzwi i w rozpaczy się o nie oparłem, nie hamując już emocji. Łzy płynęły po moich policzkach, a ja jęczałem żałośnie.

Mój jedyny przyjaciel mnie zostawił. I była to całkowicie moja wina. Nie nadaję się do przyjaźni.

Siedziałem tak, rozpaczając aż do powrotu Donny i Mikey'ego.

– Boże najsłodszy, Gerard! – zawołała moja matka, uderzywszy mnie drzwiami podczas wchodzenia do domu. – Co się stało?

Przez te kilka godzin zdążyłem już się w miarę uspokoić, ale pewnie miałem czerwone oczy i rozmazane ślady eyelinera na całej twarzy. No i na dodatek siedziałem zawinięty w koc, wcinając lody prosto z pudełka.

Przeprowadziłem krótką rozmowę z matką i tak znalazłem się tu.

Czyli u psychiatry.

Wiem, dobrze wiem, że ten rozdział w ogóle nie pasuje do całej reszty i jest ckliwy, a nie śmieszny, ale nakiś taki nastrój miałam.
A, i teraz „notki" będę pisać tu na dole, bo zakładam, że tam u góry Was irytują
Przepraszam i pozdrawiam

Żeraard z buta wjeżdża.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz