P.O.V DonnaDziś jest ten piękny dzień. Mój syn wreszcie wychodzi za mąż. Teraz stoi na środku Hot Topic w swojej pięknej czarno-czerwonej sukni z bambusa.
– Czy ty, Fred Ijero, bierzesz sobie tego tu Gearda Way'a za żonę?
– Nie. Biorę go za niewolnika.
W sklepie zapanowała grobowa cisza.
– Ahahaha. Żarcik. Oczywiście, że biorę.
Wszyscy odetchnęli z ulgą.
– A czy ty, Geardzie Way'u bierzesz sobie tego tu Freda Ijiro za męża?
– No spox.
I ogólnie to jakiś kasjer ogłosił ich mężem i żoną i się pocałowali i wszyscy płakali. I Żyli długo i szczęśliwie.
I wtedy się obudziłam.
P.O.V Frank
Obudziłem się i zacząłem się zastanwiać, gdzie w ogóle jestem.
U Gerarda, racja.
– Geradeaus, gdzie jesteś, niewdzięczniku – wrzasnąłem w głąb jego domu, otworzywszy drzwi kopnięciem.
– Co to ma znaczyć, że nie bierzecie ślubu?! – słyszałem głos matki Gerarda.
– Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy, Donna –warknął Gerard.
– No bo miałam wizję!
– Nie wierzę w twoje żałosne wizje! Ostatnim razem gdy ci uwierzyliśmy, to próbowaliśmy zmusić prezesa SFFST* do nagrania rapowego kawałka wraz znauczycielką od biologii Mikey'ego. Po tym jak zwróciliśmy pieniądze za tego nieszczęsnego Johna Deere 6930** nie mieliśmy na chleb przez miesiąc. Powiedziałbym „wypchaj się flakami swoich dzieci", ale zaliczam się jako twoje dziecko, więc powiem: „Wypchaj się swoimi wizjami"!
Jak gdyby nigdy nic wszedłem do kuchni, w której to Gerard wykłócał się ze swoją matką.
– Siemson, Gerard. Dzień dobry, pani Way – rzuciłem otwierając ich lodówkę,
Donna nawet nie zwróciła na mnie uwagi.
– To był wtedy przypadek... Mówię ci synu, jeżeli mnie nie posłuchasz to nadejdzie apokalipsa i wszyscy marnie zginiemy – rozpaczała matka Gerarda, energicznie gestykulując.
Wykłócali się tak jeszcze przez jakieś dziesięć minut, po czym, skończywszy jeść dżem z płatkami śniadaniowymi, odczułem, że nie jestem tu mile widziany.
Dlatego rzuciłem w ich stronę jakieś „nara", otworzyłem okno i wyskoczyłem przez nie.
W sumie to nie sprawdziłem przed wyskoczeniem, jak wysoko znajduje się to okno, ale nie pamiętałem wchodzenia po zbyt wielu schodach, więc liczyłem, że nie tak znowu wysoko.
Z przeraźliwym piskiem wylądowałem w krzakach.
Odetchnąłem z ulgą, że to tylko jakaś nieszczęsna forsycja, a nie na przykład bez. Od najmłodszych lat cierpiałem na bzofobię. No i miałem na niego uczulenie.
Jednak wtedy coś, na czym wylądowałem i co wziąłem za przerośniętą foliówkę z Biedry, chrząknęło z oburzeniem.
Odskoczyłem przerażony i już chciałem brać nogi za pas, ale to coś się odezwało.
– Jak głupim trzeba być, żeby chcieć to wszystko skończyć i trafić w krzaki. Na dodatek na Bogu ducha winnego żula.
Wgapiłem się w samozwańczego żula i już chciałem wytłumaczyć, że ja wcale nie miałem zamiaru popełnić samobójstwa, ale brodaty mężczyzna jedynie wstał, splunął mi pod nogi i odszedł.
P.O.V Gerard
– No i cóżeś zrobiła?! – wrzasnąłem zrozpaczony, niebezpiecznie się wychylając przez okno. – Poszedł sobie!
Donna jedynie wzruszyła ramionami, a ja w oczywisty sposób okazując, że jestem obrażony, poszedłem do swojego pokoju i z hukiem zamknąłem drzwi.
Miałem nadzieję, że Frank poszedł do swojego domu i zaraz do mnie zadzwoni, ale nic takiego nie miało miejsca.
Przerażony wybrałem jego numer, ale nie odebrał.
Nie miałem wątpliwości.
Szybko wybrałem kolejny numer.
Alarmowy.
– Nine one one, what's your emergency? – powiedziała kobieta po drugiej stronie słuchawki.
– Zgłaszam zaginięcie.
– Czyje?
– Freda Oreo.
Zamyśłiłem się chwilę, ale wtem mnie olśniło.
– A nie, jednak Franka Iero.
– W porządku... Kiedy go pan ostatnio widział?
– Jakieś pięć minut temu wyskoczył z mojego okna.
– Nie może pan zgłaszać zaginięcia po pięciu minutach.
– Żartowałem, tak naprawdę to wyszedł z domu równiutkie pięćdziesiąt dwie godziny osiemnaście minut i dwadzieścia cztery sekundy temu – zmyśliłem.
– To zmienia postać rzeczy. Kim jest pan dla pana Iero?
Bardzo chciałem, żeby wzięli moje zgłoszenie na poważnie, dlatego nie zastanawiając się powiedziałem:
– Siostrą.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła niekomfortowa cisza.
– Tak naprawdę to jestem jego narzeczonym.
No nie byłem i znaliśmy się dopiero drugi dzień, ale cicho.
– W porządku. Zaraz rozpoczniemy poszukiwania.
I się rozłączyła.
P.O.V Frank
Siedziałem sobie spokojnie, lepiąc ślimaki z plasteliny i rozmawiając z moimi dziećmi-kauczukami.
Wtem usłyszałem syrenę policyjną tuż pod moim oknem.
Wyjrzałem zaniepokojony i zamarłem.
Dwóch policjantów mierzyło z nerfów w stronę moich rodziców, którzy, ku mojemu zdziwieniu, nie byli w pracy.
Szybko zbiegłem na dół, by lepiej widzieć całą sytuację.
– Są państwo aresztowani za porwanie własnego syna, proszę wsiadać.
Moi rodzice bez wahania i słowa wsiedli do radiowozu.
Podszedłem do bliżej stojącego policjanta, szturchnąłem go w ramię i zapytałem:
– Przepraszam, ale czy mogę wiedzieć, co się tu dzieje?
Uśmiechnął się ciepło i poklepał mnie po ramieniu, po czym powiedział:
– Właśnie zostałeś bezdomny, bracie.
Zapomniałam wytłumaczyć:
* SFFST to Superfajna Firma Fajnie Sprzedająca Traktory
** Jest to dość drogi model traktora
CZYTASZ
Żeraard z buta wjeżdża.
Fiksi PenggemarNawet nie wiem. Straszny rak. Mój styl w czystej formie („Niebieska Oranżada" razy dziesięć). Polecam przygotować instrukcję obsługi płuc oraz leki rozkurczowe (coś silniejszego niż Ventolin). Mam nadzieję, że kogoś rozśmieszy. Powstał jako nieudana...