~G~

295 25 28
                                    

niesprawdzony

- Chciałeś nas widzieć, trenerze... - powiedział nieśmiało Gregor, wchodząc do pokoju Alexandra i Wernera.

- Tak. Chciałem - odparł rozzłoszczony. - Werni, powiedz im.

- Gdzie byliście wczoraj?

- W hotelu? - zdziwił się Thomas.

- W hotelu? A nie przypadkiem w klubie? Właśnie dostaliśmy anonim z wywołanymi zdjęciami, które nie zostały raczej zrobione w hotelu! - to powiedziawszy, Schuster niedbale podał Gregorowi teczkę z podejrzanymi fotkami.

Fotografie przedstawiały delikwentów, bawiących się przy kieliszku wódki. Żadna z nich nie ukazywała ich razem, co dało do myślenia Schlierenzauerowi.

- Tylko, że nigdzie nie widać nas razem. I tak poza tym, nie ruszaliśmy dupy z hotelu, bo wczoraj, podczas grania w butelkę, Thomas dostał za zadanie, wyprawić mi chrzest. Czemu po prostu nie zapytacie na recepcji? Nawet sprzątaczki za nas poświadczą! A, i generalnie te zdjęcia to dwie różne imprezy, bo nigdy wcześniej nie zamieniłem z Morgim ani słowa - po tych słowach, młodszy skoczek opuścił pomieszczenie, zostawiając kompletnie zdezorientowanych Thomasa    i trenerów.

- To ten... mogę już iść? - zapytał blondyn.

Pointner machnął od niechcenia dłonią, pozwalając mu wyjść z pokoju, a kiedy ten zniknął trenerom z pola widzenia, Schuster spojrzał na swego kolegę.

- Pilnuj ich, Alex. Znam ten wzrok. Albo się pozabijają, albo jeszcze coś gorszego.

- To znaczy? - dociekał Austriak.

- Leyhe i Wellinger, Wellinger i Leyhe. Młodszy na początku nie mógł znieść jego pozytywnej aury. W sumie trochę go rozumiałem, bo Stephan uśmiechał się nawet, po całkowicie zepsutym skoku. Z tego wszystkiego zacząłem pakować ich do wspólnego pokoju, żeby znaleźli wspólny język. I znaleźli - tydzień później nakryłem ich w schowku na zapasowy sprzęt. Przestraszyli się wtedy jak nie wiem co!  Myśleli, że ich z kadry wyrzucę, czy coś takiego... Najpierw nie mogłem się zbytnio przyzwyczaić, ale po jakimś czasie, sam zacząłem mieć napady fangirlu. Ty się nie śmiej, bo jak przyjdzie co do czego, to ja będę mieć z Ciebie ostrą polewkę!

Pointner wciąż nie mógł opanować śmiechu, sporadycznie łapiąc powietrze. Werner patrzył na niego wzrokiem "od dziś Cię nie znam" i westchnął, klepiąc się w czoło.

- Z kim ja żyję - mruknął, wyciągając z kieszenie swoją komórkę. - Oho, znowu kod rudawy. Muszę lecieć, Alex. 

- Jaki znowu kod rudawy? - dopytywał się trener Austriaków.

- Geiger gwiazdorzył, gwiazdorzył, aż w końcu wetknął łeb w krzesło. nawet nie pytaj jak, bo sam się wciąż zastanawiam. Za każdym razem, kiedy z udawaną złością wpadam do ich pokoju, każdy milczy jak zaklęty i za Chiny Ludowe nic nie powie. No, to teraz idę ich "opierdzielić". Do zobaczenia na kolacji, Alexiu! - zawołał Schusti, zostawiając zdziwionego bruneta w dwuosobowym pokoju.

***

Dacie wiarę lub nie, na kolacji obyło się bez ofiar śmiertelnych! Nikt się nie zadławił, chociaż było blisko, bo jak Fettner zaczął opowiadać o imprezie u Tepesa, to Kraft opluł się sokiem, a jego chłopak mało co się nie poryczał ze śmiechu. Cóż, Diethart wyglądał, jakby właśnie połknął żabę.

- Naprawdę Klimov zjadł papier toaletowy? - nie dowierzał Loiztl.

- No! I to taki mokry! Jego koledzy z kadry dorzucili mu go do sałatki, więc nawet się nie skapnął! Naprawdę szkoda, że wybraliście jakąś tam denną wspinaczkę, żałujcie!

Chciałbym tak jak ty, pokonać wszystkich złych - historia MorgenzaueraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz