Początki

3.6K 144 60
                                    

Żarówka znowu się przepaliła. Ściany klatki schodowej, z których farba odchodziła fantazyjnymi płachtami w tym jakże nikłym oświetleniu przenikającym z dworu wyglądały dość upiornie. Chociaż w strachu wtedy ogarniającym moje ciało wszystko wydawało się straszne i przytłaczające.

Zmusiłem swoje nogi do zrobienia kilku kroków w kierunku drzwi. Trzęsącymi się rękoma chwyciłem za klamkę. Kropelki potu spływały po moim czole i karku. Nacisnąłem klamkę i najdelikatniej jak się dało otworzyłem drzwi. Dzięki Bogu nie skrzypnęły. Przestąpiłem przez próg, zdjąłem buty i podjąłem próbę prześliźnięcia się na paluszkach do mojego pokoju. Moje wysiłki spełzły jednak na niczym. Usłyszałem głośny trzask tuż koło mojej głowy, gdy przemierzałem salon. Spojrzałem w bok-w salonie stała moja matka, a pod ścianą leżały szczątki rozbitego talerza.

-Ty bezużyteczny gówniarzu!-ryknęła zbliżając się do mnie.

Skuliłem się i czekałem. I tak nie miałem już szans na ucieczkę. Zaczęło się moje prywatne piekło.

Kobieta szarpnęła moje włosy i popchnęła mnie na pobliską ścianę.

-Jesteś nikim! -wrzeszczała szarpiąc i okładając mnie pięściami. Skuliłem się jeszcze bardziej, nie śmiejąc nawet się bronić. -Czy ty w ogóle coś umiesz? Sportowiec- nie,przecież takie kuźwa chuchro, że byle jaka baba się lepiej bije! Dobry uczeń-ta jasne! Znowu dziewięćdziesiąt punktów na sto! Co to kurwa ma być?! Wiesz jak ojciec się wkurwi? Miałeś być godnym następcą ojca w interesach! A tu co-leń i analfabeta!-uderzyła mnie z otwartej dłoni w twarz, a potem odsunęła się z pogardą wymalowaną na twarzy i w swym palącym spojrzeniu. Wzięła do ręki jedną z kilku stojących na komodzie otwartych butelek soju i wypiła resztkę jej zawartości duszkiem. Alkohol jakby jeszcze rozpalił kipiącą w niej wściekłość i agresję.
-Jesteś darmozjadem głupi bachorze!-wrzasnęła na mnie, a potem odwróciła głowę w stronę okna cała drżąca z wściekłości patrząc za szybę przeszklony oczami.
Uciekłem do swojego pokoju, szybko zamykając drzwi. Rzuciłem się na łóżko dając upust łzom. Trząsłem się w konwulsyjnym płaczu, poduszką dusząc szloch. Leżałem tak i leżałem aż w końcu zakopałem emocje głęboko w swoim wnętrzu. Spojrzałem na swoje odbicie w pobliskim lustrze. Krew powoli wypływała z mojego policzka, który musiał uszkodzić lecący talerz. Nawet tego nie poczułem. Przetarłem policzek chusteczką i usiadłem do książek, choć już wtedy wiedziałem, że tak naprawdę nigdy ich nie zadowolę...

***

Budynek szkoły z zewnątrz wyglądał naprawdę ekskluzywnie. Ściany stanowiły połączenie wielkich okien, zajmujących zazwyczaj prawie całą wysokość kondygnacji oraz czerwonej cegły, która nadawała temu miejscu wyjątkowy charakter. Dwa szklano-ceglane skrzydła łączyła część całkowicie wykonana z betonu i oczywiście dużych okien. W części tej znajdowały się też piękne ciemno-brązowe drzwi prowadzące do miejsca katorgi setek uczniów przez kolejne dziesięć miesięcy.

-Heja, Mordo!-czerwonowłosy chłopak uwiesił się na mnie ramieniem.

-Hejka Tae .-przywitałem się z przyjacielem.

Ja z Taehyungiem przyjaźniliśmy się od czasów podstawówki, gdy to chłopak wprowadził się piętro niżej w naszym wieżowcu. Zaczęliśmy spędzać ze sobą dużo czasu, chodziliśmy razem do podstawówki, gimnazjum, pierwszego liceum, a teraz poszliśmy razem do kolejnej szkoły średniej. Zmieniliśmy budę z racji ,,zbyt niskiego poziomu nauczania'' jak to argumentował mój ojciec, gdy postanowił mnie przenieść po pierwszym roku. Po tym oświadczeniu Tae namówił swoich rodziców by mógł zmienić szkołę wraz ze mną.  Razem zawsze też pakowaliśmy się w tarapaty, ponieważ...cóż...każdy ma własne...przyzwyczajenia? Można tak to nazwać. Znamy się na wylot: on wie co się odpierdalało u mnie w tym moim problematycznym życiu, a ja wiem o jego rozmaitych brudach i dziwactwach. Taehyung był dla mnie kimś więcej niż bratem. Był mi bliższy od mojej własnej rodziny.

Psychologist/yoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz