- Gdzie jest moja wnuczka! - krzyknęła...eh... moja babcia. Czego ona ode mnie chce?
- Tutaj jestem, nie musisz krzyczeć na cały szpital. - powiedziałam z zażenowaniem. Babcia, widząc, że Lila odeszła od łóżka, szybko do mnie podeszła i uściskała. - Po co przyszłaś?
- No jak to po co? Odwiedzić moją najlepszą wnuczkę. - powiedziała. Co?! Jak ona tak śmie?! Po tylu latach ignorowania, przychodzi i mówi, że jestem jej - jak to ona ujęła - ,,najlepszą" wnuczką! To jest jakiś absurd!
- Wiesz co babciu? - zrobiłam pałzę - idź stąd. Nie chcę cię tu widzieć. Za dużo przykrości mi narobiłaś w życiu.
- Ależ przestań, co ty mówisz? - powiedziała ignorując i nie przejmując się moim rozkazem.
- Idź stąd.
- Ale...
- IDŹ STĄD! NIE CHCE CIĘ TU WIDZIEĆ!
Nic nie odpowiedziała. Przybrała tylko poważną minę i wyszła z sali. I w sumie dobrze, że posłuchała się. Nie muszę przez nią już cierpieć.
Tak jak mówiłam wcześniej, przez cały ten czas babcia ignorowała mnie. Obchodziła ją tylko Mia. Zawsze ją chwaliła, przytulała, nawet dawała więcej prezentów na święta - bo z perspektywy dziecka to było ważne. A jak się zachowywała w stosunku do mnie? Już mówię. Kiedy chciałam się przytulić mówiła ,, Mama cię czasem nie woła? " albo ,, Nie masz nic do roboty?" lub poprostu udawała, że nie widzi jak miałam wystawione do niej ręce. Gdy dostawaliśmy prezenty na gwiazdkę, Mia dostawała od babci sześć prezentów, - i to naprawdę takich wypasionych - a ja jeden lub dwa. Takie właśnie miałam relacje z nią. Nie skarżyłam się mamie, bo stwierdziłam, że to i tak nic nie da. Musiałam to znosić.
Nagle zaczęłam cała się trząść i robić czerwona na buzi, a w oczach pojawiły się łzy. (tak reaguje gdy się denerwuję)
- Już poszła, spokojnie. Wszystko jest dobrze. - uspokajała mnie Lil. Podeszła do mnie i przytuliła. Tego było mi trzeba - drugiej osoby, która zawsze mnie wesprze. - Jutro wychodzisz, więc nie będzie cię już męczyła następnymi wizytami.
- Dziękuję, że mnie tak wspierasz. - powiedziałam zapłakana odsuwając się od niej.
- Od tego są przyjaciółki. - powiedziała z uśmiechem - Dobra ja się zbieram, bo matka mnie jeszcze ochrzani, że za późno wracam. - oznajmiła, zbierając wszystkie swoje rzeczy. Nie dziwię się, było już po 18, a do domu miała duży kawał drogi.
Lila pożegnała się ze mną po czym poszła. A ja zostałam sama, jak zwykle. Niby inni starali się przychodzić jak najczęściej, abym nie była sama, ale to nic nie pomagało. No dobra przyznaje, przez połowę dnia dobrze jest z kimś porozmawiać.
Zostałam w szpitalu na dłużej, nie z powodu złamanej nogi. Co prawda założyli mi już gips i wystarczy czekać dwa miesiące, aby kość się zrosła, ale lekarze mieli inny powód. Kiedy miałam zostać wpisana ze szpitala zatrzymał nas doktor i powiedział, abym została jeszcze na kilka dni, ponieważ odkrył, że moje krwinki nie mają koloru czerwonego tylko jasnego pomarańczowego. Więc musiałam zostać na obserwacje, aby mogli to zbadać, ale do tej pory nie umieją sprawdzić dlaczego mam taki kolor. Leżę tutaj już osiem dni, a ja umieram z nudów. Nawet straciłam już rachubę, co dzisiaj jest. A właśnie... co jest dzisiaj? Sobota albo niedziela. Widać efekty nudów.
Przez resztę dnia nie miałam co robić. Miałam jedynie telefon bez swojego internetu - a w szpitalu w ogóle nie mieli - i słuchawki. Co niektórzy z was pewnie pomyślą ,, Serio? Przecież możesz słuchać muzyki przez większość czasu a ty narzekasz? ". Odpowiem. Tak, narzekam, bo na telefonie mam jedynie pięć piosenek, ponieważ wszystkich piosenek jakich słuchałam to w domu i na YouTube. ,,Ale czekaj przecież w szpitalach są telewizory. Prawda?" znowu odpowiem. Tak, są telewizory, ale u nas w sali jest jeden mały do którego nie mam nawet dostępu, więc jestem skazana na muzykę.
Umierając z nudów założyłam słuchawki i zaczęłam słychać tych przekletych piosenek. Położyłam się na wznak, telefon położyłam na brzuchu i zamknęłam oczy.
Słuchałam tak chyba dziesięć minut, gdy nagle poczułam ciepły i przyjemny dotyk na ramieniu. Gwałtownie otworzyłam oczy, co nie było dobrym pomysłem, bo oślepiło mnie ostre światło lamp. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do światła zobaczyłam...
- Cześć Peter. Fajnie, że przyszłeś, bo ta muzyka mnie wykańcza. - powiedziałam do chłopaka.
- Pomyślałem, że wpadnę cię odwiedzić, bo widziałem jak Lila wychodzi. I przyniosłem mały prezencie. To dla ciebie. - podał mi mały bukiecik margaritków.
- Dziękuję, ale nie musiałeś. - powiedziałam. Mam tylko złamaną nogę, a wszyscy zachowują się jakbym była w ciężkim stanie.
- Nie musiałem, ale chciałem, a jak nie chcesz kwiatów to mogę je zabrać. - zaśmiał się, biorąc krzesło, aby usiąść.
- Piękny bukiecik może zostać. A co tam u ciebie? Jak w szkole?
- Nic ciekawego się nie dzieje. No chyba, że interesuje cię bujka Flasha z chłopakiem ze starszych klas.
- Nie wspominaj o nim, to matoł nie z tej ziemi. - zaczęliśmy się oboje śmiać.
- A zmieniając temat... słyszałem, że uratował cię Spider-Man.
- Tak, a skąd wiesz? Tylko nie mów, że Lila rozpowiedziała całej szkole - proszę, powiedz nie, powiedz nie.
- Tak, calutkiej szkole.
- Ma przesrane. - powiedziałam zakrywając twarz. Kurde, przecież jak przekrocze próg szkoły to od razu zbiegną się wszystkie największe fanki Spider-Mana w szkole - większe od Lili - i zaczną wypytywać się o najmniejsze szczegóły jakie są. To będzie dobiero koszmar. A co najlepsze to wszystko przez Lil. Ja jej już dam.
Rozmawialiśmy tak z Peterem dobre dwie godziny. Ale niestety Peter musiał się już zbierać.
- Może jak wyjdziesz z tego szpitala to powtórzymy nasze spotkanie? Nie w kawiarni tylko w bezpieczniejszym miejscu, na przykład... u mnie? - zapytał niepewnie.
- Z miłą chęcią. - uśmiechnęłam się najlepiej jak umiałam.
- Dobra to napisze ci mój adres i w najbliższym tygodniu umówimy się. Na spotkanie. - powiedział wstając powoli - to ja się zbieram, bo już... PO DWUDZIESTEJ!? - krzyknął. Pewnie nie patrzył na godzinę. - May mnie zabije. - powiedział łapiąc się za głowę.
- To leć, bo jak masz zamiar tak dalej stać to będziesz jeszcze później w domu.
- Masz rację. - wziął wszystkie rzeczy i zaczął kierować się do drzwi - To do zobaczenia! - krzyknął wychodząc.
I znowu zostałam sama. Cieszę się, że Peter mnie odwiedził. Szczerze... brakowało mi go. Niby jeszcze go dobrze nie znam, ale szybko go polubiłam i myślę, że tak samo się szybko zaprzyjaźnimy.
************************************
Hey! I jak rozdział? Beznadziejny prawda? Nie miałam pomysłu i weny przez ostatni tydzień i... widać jaki efekt. Standardowo za wszelkie błędy przepraszam. A poza tym... jak tam u was mija początek wakacji? Sama nie mogę uwierzyć, że to dobiero początek. Czuję się jakby minął już miesiąc. U mnie nudno, jak co roku. Dobra ode mnie to tyle i do następnego! ♥
CZYTASZ
Girl with fire || Peter Parker (Zawioszona)
Teen FictionHolly Baker - to 16 letnia dziewczyna, która chodzi do szkoły w Queens. Ma swoich przyjaciół, ale do jednego zaczyna odczuwać coś więcej niż przyjaźń. Po jakimś czasie odkrywa, że ma nadprzyrodzone moce. Pomaga jej w tym miliarder, geniusz i filantr...