VII

55 5 0
                                    

— Dla nabierania praktycznej wiedzy i doświadczenia driady regularnie opuszczają Brokilon. Zawsze chodzimy w podobnych grupach: kilka młodych, dopiero poznających świat, kilka dorosłych, gotowych by zajść w ciążę i Hea'mo - Opiekunka czuwająca nad grupą. Dojrzała i sprawna, gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność za całą resztę. Prowadziłam już raz grupę. Jeździmy po okolicznych królestwach, młode przyglądają się naturze, dojrzałe zachodzą w ciążę ze specjalnie dobranymi mężczyznami, takimi, którzy dadzą dobre i silne geny. Uradowane osobniki, które przejdą nasz test na ojcostwo mają okazję nas bez zobowiązań wychędożyć, a gdy się budzą, już nas nie ma. Wymarzona perspektywa. Szukamy mężczyzn zdrowych i silnych, niekoniecznie mądrych.

— Czemu?

— Niektórych rzeczy się po prostu nie przeskoczy. Ze słabych genów niezależnie od wychowania wyrośnie słaba fizycznie driada. A głupotę można wytępić bardzo szybko. Dzieci są szalenie podatne na wszystko, wystarczy mieć odpowiedni, sprawdzony program. Jeśli od początku życia dziecko otoczy się mądrością, dla głupoty nie starczy miejsca.

— Rozumiem.

— Z czasem stopniowo wszystko się zmieniało. Żony mężczyzn, którzy zostawali ojcami driad zaczęły wymyślać różne rzeczy, by ich od nas odpędzić. Wymyślały setki zagrożeń, jakie niesie samo zadawanie się z nami. Swoje dorzucali także ci mężczyźni, których beznamiętnie odrzucałyśmy, czyli znaczna większość kandydatów. Najpoważniejszym z kłamstw, jakimi nas obrzucono, było oskarżanie o porywanie rodzicom małych dziewczynek. Potem sytuacja jeszcze się pogorszyła, bo zaczęłyśmy wspierać Scoia'tael. Nigdy w walce, ale dawałyśmy im schronienie, sprzęt, niekiedy pozwalałyśmy bezpiecznie przechodzić obrzeżami Brokilonu, przez co z łatwością uciekali przed ludźmi. Wtedy też coraz częściej to elfy stawały się ojcami. Znacznie łatwiej było u nich o dobrego kandydata, a zagrożenie z ich strony było zerowe. Ludzie, wiedząc to, nie reagowali zbyt radykalnie. Te ich żałosne pożądanie od dawien dawna tłumiło wszelkie urazy i afery polityczne związane z Brokilonem.

— Hm?

— W swoim czasie, dziś już zgredowaty Medell uznał, że Brokilon stoi na drodze do wielu królestw i niezliczona jest liczba korzystnych szlaków handlowych, jakie biegły przez nasz las. Po bardzo szybkiej odmowie odejścia i zadowolenia się małym skrawkiem naszej ziemi, Temerczycy zaczęli podburzać przeciwko nam kogo popadło i wkrótce każde królestwo, z którym graniczy Brokilon, pragnęło jego wycięcia.

— Ale – kontynuowała po chwili – jak mówiłam, wszystko, zgodnie z ludzkim zwyczajem, uchodziło dopokąd była szansa na darmowe chędożenie zielonoskórych kobiet, silniejszych i zdrowszych niż ludzkie. Zielonoskórych przede wszystkim. Ta ludzka fascynacja innością jest żałosna. Z elfkami było identycznie. Niby nieludzie, zabójcy, od których samego wzroku można się czymś zarazić, ale schwytane elfki były licytowane za małe fortuny i zabierane na własność przez brzuchatych bogaczy.
Do rzeczy. Wreszcie czara się przelała. Nic mnie nie obchodzą ludzkie wierzenia, ale w momencie, gdy w Brugge siłą niejako wprowadzono kult Melitele, ludzie zaczęli zionąć prawdziwą nienawiścią do wszystkiego, co inne.

— Całkiem sprzecznie z naukami Wszechmatki.

— Dotychczas co najwyżej opluwane przez płot, szczute psami i obrzucane kamieniami i wyzwiskami, raptem stałyśmy się obiektem niemalże wypraw wojennych, krucjat. Natychmiast zawróciłyśmy do Brokilonu, ale wszystko stało się zbyt szybko. Dopadli nas tu, niedaleko Reush. Szczęśliwie na horyzoncie zamajaczył Haen'cvaer, uciekłyśmy tu, a ludzie nie odważyli się od razu wejść. Po kilku próbach, gdy większość ludzi się gubiła, otoczyli las i posłali po zawodowców, którzy mają przyjść tu i nas dopaść. Tak przynajmniej mówi Algirdas. Nie wiem skąd to wie, ale wierzę mu. Niech cię nie zmyli jego ślepota, widzi więcej niż my.

Wiedźmin: Wanderers from Brokilon [Zakończone, Poprawiane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz