Biegli szparko, Oliwkowa, jak nazywał ją w myślach Geralt, nie zważała na niego zupełnie. Biegła, przecinała wąwozy, omijała bagna, jakby znała każdy patyk Brokilonu. On nie znał, toteż zostawał z tyłu. Po ostatnich dniach nie wypoczął jeszcze do końca i ganianie po chaszczach męczyło go szybko.
Spoglądał przed siebie, na śmigający między drzewami kształt. Nie wiedział, czy zatrzymałaby się, gdyby został za bardzo z tyłu, ale wolał tego nie sprawdzać, toteż biegł.Po takich maratonach raptem zatrzymywała się, zaczynała iść wolno, bacząc na każdy krok. Bywało że unosiła stopę i merdała ostrożnie koncówkami palców w mchach. Innym razem zatrzymywała się i gwizdała, potem czekali kilka minut aż nadlatywał gwizd odpowiedzi. Wtedy ruszali. Pare razy stawała, sciskała łuk w jednej dłoni, drugą nakazywała mu stać nieruchomo. Dłoń opuszczała dopiero, gdy to coś w trawach posunęło w przeciwną stronę.
To wszystko potwierdzało historie o tym jak niebezpieczny jest Brokilon i jak usiany jest driadzkimi pułapkami. Zapadnie, kolce, głazy spadające z góry, belki spadające na linach z tyłu, na wysokości bioder i z przodu, na wysokości mostka. Takie uderzenie dwóch stupięcdziesiu kilogramowych pni z dwóch stron powodowało uszkodzenie i złamanie w jednym lub kilku miejscach absolutnie każdego kręgu, razem dając kilkadziesiąt złamań.
A nie wystarczyło by złamać kręgosłup w jednym miejscu? - myślał z nudów, gdy po raz któryś z rzędu zatrzymali się na długo, a Oliwkowa obwąchiwała podnóża drzew i macała na czworakach mchy w poszukiwaniu napiętych linek.
- Każdy krok stawiaj tam, gdzie ja - gadała za każdym razem, gdy wywęszyła jakąś pułapkę. Czyli generalnie dość często.
Jasnym było, że człowiek nie miał szans przeżyć tu ani dnia, ani pół dnia. Potwierdzały to, stare z reguły i porośnięte pnączami szczątki, częste na początku i coraz rzadsze im głębiej się zapuszczali.
Człowiek był tu, tak przez faunę jak i przez pułpaki, jak malutkie dziecko zostawione same sobie.
Oliwkowa obeszła drzewo dokoła, zadarła głowę wysoko i gapiła się chwilę. Geralt też zadarł, ale w przeciwieństwie do niej niczego ciekawego nie zauważył. Minęła drzewo, przyjrzała się typowej z pozoru polance.
- Każdy krok stawiaj tam, gdzie ja.*
Na noc zatrzymali się w świetnie dobranym miejscu, na równym pagórku z którego mieli widok na okolicę - choć jego zdaniem nic ciekaweo w okolicy nie było. Nic więcej niż wiele kilometrów dalej, w miejscu z którego ruszyli.
- Kładź się, ruszamy przed świtem, musisz mieć siły.
- Dokąd właściwie idziemy?
- Zamilcz. I śpij.
Przykrył się kurtką, jako poduszkę użył ręki. Położyła się obok, bez pytania zagarnęła część kurtki dla siebie, jedną ręką, również bez pytania, objęła go wokół piersi. Za puduszkę posłużył jej łokieć jego poduszki.
Nigdy nie czuł tak paskudnie obojętnego przytulenia, leżał sztywno, nie ruszając się wcale. Chodziło o ciepło. By dwa ciała wytworzyły go więcej, by więcej go było pod kurtką. Chodziło o to by zasnąć szybko i mieć siły na rano. A w cieple zasypia się szybciej i wygodniej.
Do tego stopnia zdawał sobie z tego sprawę, że bał się jakkolwiek poruszyć, by jej nie zbudzić. Bo jakby zbudził, to jedyny cel, dla jakiego do niego przyszła - by się wyspać, byłby nieosiągalny.
Sam jednak nie mógł tak spać. Wolną ręką objął ją za plecy i przycisnął ją lekko. A gdy nie zareagowała, to trochę mocniej. Trochę za mocno. Syknęła ostrzegawczo, nie otwierając nawet oczu, a ręka zacisnęła mu się na piersi, kierując paznokcie ku sercu. Odpuścił. I ona odpuściła momentalnie, złowrogi grymas zniknął z twarzy, ręka się rozluźniła.
Nic jej to nie obchodziło.*
- Duén Canell, Miejsce Dębu. Jesteśmy - oznajmiła bez emocji.
Że dotarli, zorientował się już wcześniej. W pewnym momencie Oliwkowa przestała się oglądać, szperać w gęstwinach, nasłuchiwać dźwięków. Im bliżej celu, tym mniej dzikich zwierząt. Jak się okazywało, zżyte z naturą driady niepozwalające na ścinanie drzew i palenie ognisk, z serca swojego lasu zrobiły hermetyczne królestwo, gdzie poza driadami nie było nikogo.
CZYTASZ
Wiedźmin: Wanderers from Brokilon [Zakończone, Poprawiane]
FanficWprowadzenie do Brugge siłą kultu Melitele wywołało falę nienawiści do wszelkich innych ras. Dochodzi do polowań na podróżujące po okolicy driady, a w sprawę pod przymusem wmieszany zostaje młody, białowłosy wiedźmin. ,,(...) Dziwożony bowiem z lasu...