Rozdział 2 - Ucieczka

1.1K 102 25
                                    

Nie minęło dużo czasu, a wylądowaliśmy. Wcześniej usiłowałam się przespać, lecz nie byłam w stanie zmrużyć oka. Zbyt wiele myśli krążyło po mojej głowie, zbyt silny niepokój ściskał mnie za serce, nie pozwalając zasnąć.

Zanim przybyliśmy na miejsce, Scorpia przyniosła mi spory kawałek pieczonego mięsa jakiegoś nieznanego mi zwierzęcia. Było całkiem smaczne, chociaż z trudem przychodziło mi jego przełykanie; miałam wrażenie, jakby w moim gardle tkwiła rosnąca gula. Przeżuwając, nie mogłam pozbyć się uciążliwej myśli, że być może jest to mój ostatni posiłek w życiu, a z pewnością ostatni spędzony w towarzystwie blondwłosej księżniczki.

To zaskakujące, jak bardzo zależało jej na tym, by się ze mną zaprzyjaźnić. Swoją nadmierną opiekuńczością często wyprowadzała mnie jednak z równowagi; tylko siłą woli powstrzymywałam się od podrapania jej, kiedy zamykała mnie w żelaznym uścisku. Bardziej miękka część mnie cieszyła się skrycie z tych przejawów uczucia, ale nigdy nie pozwalałam jej prawdziwie dojść do głosu.

Wrażliwość nie była cechą, którą szczególnie pielęgnowano by w Strefie Trwogi.

Zdecydowanie nie byłam typem wrażliwca.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro, że nie będę mogła do ciebie dołączyć - zasmuciła się nagle Scorpia. - Chciałabym ci towarzyszyć, ale w ten sposób naraziłabym moją rodzinę na gniew Hordaka. Gdyby coś im się stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła - westchnęła ciężko.

- Ale nie wybaczyłabym też sobie, gdyby z mojej winy coś złego stało się tobie. A jak niby mam cię teraz chronić, będąc tak daleko od ciebie?

- Scorpio, niepotrzebnie aż tak się tym wszystkim martwisz - stwierdziłam, machając końcówką ogona. - Nie jestem już małą dziewczynką i sama potrafię się bronić w razie konieczności. Chyba w to nie wątpisz, prawda? - spojrzałam na nią przeciągle.

- Nie, oczywiście, że nie - odparła szybko. - Po prostu... eh, nieważne.

Między nami na moment zapadła niezręczna cisza.

- Myślisz, że będziemy mogły się widywać, gdy zamieszkasz w Bright Moon? - zapytała blondynka z wahaniem. - To znaczy, jeśli będziesz chciała pogadać od czasu do czasu, no wiesz... wyjść gdzieś poza mury zamku...

Moje spojrzenie złagodniało. Z jednej strony nie chciałam jej okłamywać, że nieważne, co się wydarzy - zawsze będziemy super kumpelkami; z drugiej nie miałam serca, by odbierać jej tą jakże fałszywą nadzieję.

- Jasne, w końcu czemu nie - powiedziałam i aż się wzdrygnęłam.

Księżniczka na szczęście nic nie zauważyła; zaczęła za to opowiadać o walce, którą stoczyła z Adorą w jednej z zajętych przez Hordę fortec. Słyszałam tą historię już z milion razy, ale postanowiłam tego nie komentować.

Nienawidziłam łatwości, z jaką przychodziło mi kłamanie ludziom w żywe oczy. W końcu to przez kłamstwa wpakowałam się już tyle razy w poważne kłopoty. Czy teraz będzie inaczej? Tego nie wiedziałam. Wiedziałam natomiast, że właśnie wylądowaliśmy, gdyż do moich uszu dotarło głuche tąpnięcie oraz wyraźny trzask łamanych gałązek młodych drzew.

Ku mojej uldze Scorpia była zmuszona przerwać opowieść. Razem poszłyśmy do kabiny sterowniczej, gdzie Lonnie i Kyle grali akurat w kółko i krzyżyk.

- Proszę, proszę, ktoś tu wreszcie zaszczycił nas swoją obecnością - powiedziała dziewczyna, patrząc na mnie wymownie.

- Och, Catra, jak to dobrze, że nic ci nie jest.

Wybacz mi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz