Rozdział 5 - Na krawędzi

943 77 7
                                    

Czekałam na moją "niańkę", siedząc na schodach i wylizując dokładnie poranione wnętrze dłoni. Dwaj strażnicy w milczeniu pilnowali wejścia; mimo że na głowach mieli zdobione hełmy, byłam pewna, że mi się przyglądają. Ostentacyjnie ignorowałam ich obecność.

W ustach czułam specyficzny posmak krwi, który wzmagał nieprzyjemne ssanie w moim żołądku. Ostatni posiłek jadłam wieki temu, liczyłam więc na to, że wkrótce będę miała okazję coś przekąsić, no chyba że wcześniej umrę z nudów.

Krwawienie zdążyło już ustać, gdy w końcu Oberon łaskawie do mnie dołączył i zaproponował krótką wycieczkę po twierdzy.

- A moglibyśmy najpierw coś zjeść? Padam z głodu - jęknęłam głośno.

Kąciki jego ust uniosły się lekko.

- W porządku. O tej porze nie powinno być tłoku na stołówce.

Zeszliśmy więc na dziedziniec, potem znaleźliśmy się w królewskim sadzie, wypełnionym intensywnymi zapachami, od których kręciło mnie w nosie. Z trudem powstrzymywałam się od ciągłego kichania.

Mijaliśmy ubranych w proste tuniki ludzi oraz hybrydy, którzy zaciekawieni podnosili na nas wzrok i równie szybko go odwracali lub kryli się między drzewami. Blondyn wyjaśnił, że są to zwyczajni cywile pracujący przy zbiorze owoców, rzadko mający kontakt z kimkolwiek spoza Bright Moon.

- Hmm, czyli jestem dla nich czymś w rodzaju... rozrywki? - zapytałam, krzyżując spojrzenie z młodym chłopakiem o kozich nogach.

Skinęłam mu głową na powitanie, na co on zamarł w bezruchu, po czym z piskiem czmychnął za najbliższe drzewo.

- To nie było zbyt miłe... - mruknęłam, marszcząc czoło. Naprawdę wyglądałam tak strasznie, by od razu przede mną uciekać?

- Nie bierz tego do siebie. - Oberon zauważył moją konsternację. - Jak już mówiłem, oni rzadko widują obcych, dlatego mogą zachowywać się trochę...

- Dziwnie? - podsunęłam.

- Miałem na myśli nieufnie... ale tak, dziwnie też - zgodził się, schylając się, żeby przejść pod niską gałęzią.

Jakiś czas później dotarliśmy do okrągłego budynku mieszczącego się na niskim pagórku, u którego podnóża połyskiwało turkusowe jeziorko. Nie był on częścią twierdzy, lecz znajdował się w jej bliskim sąsiedztwie.

- To tutaj. - Dowódca patrolu chwycił mnie za łokieć. - Trzymaj się blisko i postaraj zanadto nie rzucać się w oczy.

Prychnęłam z niesmakiem, odtrącając jego rękę.

- Tak, jakby nie rzucanie się w oczy, było w moim przypadku w ogóle wykonalne.

Puścił mój komentarz mimo uszu.

Wreszcie weszliśmy do środka. Z zewnątrz stołówka wydawała się mniejsza niż była w rzeczywistości. Przebywało w niej teraz kilkunastu żołnierzy, zarówno mężczyzn jak i kobiet. Nastawiłam uszu, chcąc dowiedzieć się, o czym rozmawiali, ale byłam w stanie wyłapać zaledwie pojedyncze słowa.

Poddałam się i skupiłam uwagę na wystroju pomieszczenia.

Stoły, równie długie, co największe czołgi, jakimi dysponowała Horda, ustawiono w czterech równoległych rzędach. Nad nimi, czego zresztą można się było spodziewać, migotały kryształy, dające jasne, czyste światło. Ściany pokryto freskami, które przedstawiały spokojne scenki rodzajowe, w moim odczuciu dalekie od tego, jak wyglądało obecne życie większości mieszkańców Etherii.

Wybacz mi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz