~ T R Z Y ~

780 33 5
                                    


   Poniedziałkowe ranki nigdy nie wyglądały dla mnie w podobny sposób. Tego dnia chyba po raz pierwszy od czasu rozpoczęcia roku szkolnego nie poszłam do szkoły. Oczywiście, czasami zdarzały mi się spóźnienia lub opuszczałam kilka lekcji, ale ani razu nie zrezygnowałam ze wszystkich. Teraz jednak robiłam to świadomie z pewnego rodzaju satysfakcją, która w ogóle mi się nie podobała - to było coś odmiennego i wcale nie pasowało do wizerunku grzecznej, wzorowej uczennicy. Niesamowicie dbałam o to, co sądzili o mnie inni, więc obawiałam się, że kiedy mój sekret wyjdzie na jaw, moja świetna reputacja pryśnie, jak mydlana bańka, a ja sama trafię do więzienia.

   Stojąc pod bramą prowadzącą do znajomej, dobrze chronionej willi z trudem prawidłowo łapałam oddech. Nie lubiłam konfrontacji, więc kiedy podjęłam się pracy dla jednego z jej mieszkańców jedynym moim warunkiem był kontakt na odległość - jeden z jego ludzi specjalnie musiał przynosić mi listy z poleceniami służbowymi oraz wynagrodzeniem, ponieważ w takich sprawach nie mogliśmy w żaden sposób ufać poczcie, a przelewy na duże kwoty wydawały by się innym bardzo podejrzane. Ani ja, ani on nie lubiliśmy ryzykować w takich momentach.

   Westchnęłam drżącymi palcami naciskając na przycisk domofonu. Cichy głos kazał mi podać swoje nazwisko oraz osobę, z którą chciałam się spotkać, co niechętnie zrobiłam. Weszłam na teren posesji, tak jak nakazała mi kobieta, a już po chwili stałam z rękami uniesionymi ku górze otoczona przez czterech celujących do mnie z broni mężczyzn. Czekałam nie za bardzo wiedząc, co robić, aż z budynku w końcu wyszedł człowiek, z którym chciałam się zobaczyć. Oliver podszedł do nas nieśpiesznie, po czym zjechał mnie wzrokiem i spytał, kim jestem.

-Kojarzysz pseudonim Toxic Angel?

Spytałam, na co zmarszczył brwi i skinął na swoich ochroniarzy, żeby się oddalili.

-W zasadzie miałem właśnie jechać do szkoły, ale nie sądzę, że przyszłaś tutaj z byle powodu. -kiwnęłam głową. -Dobra. Chcesz wejść do środka czy..?

-Raczej nie. Wydaje mi się, że to nie będzie długa dyskusja. -stwierdziłam. -Kojarzysz Dylana Morgan?

-Jeśli chodzi o tego skurwiela, na pewno to będzie długa rozmowa. -oznajmił. -Lepiej chodź do środka.

Z grymasem niezadowolenia na twarzy powędrowałam za nim.

   Usadowiliśmy się dopiero na wygodnych fotelach w jego gabinecie. On zajmował miejsce za masywnym biurkiem, a ja naprzeciwko niego. Za nim znajdowały się pokrywające całą ścianę okna z widokiem na wielki ogród z sadzawką. Ściany miały tutaj ciemny, szary kolor, a sufit śnieżno-białą barwę. Podłogę, natomiast stanowiły ładne, dębowe panele. Oprócz drewnianego przedmiotu, który stał przede mną z mebli, w pokoju znajdował się jeszcze obszerny regał przepełniony kolorowymi teczkami oraz segregatorami, a przy drzwiach stała skórzana kanapa.

   Spojrzałam na barczystego, zielonookiego bruneta w zamyśleniu. Jedynym, co zmieniło się w nim od naszego ostatniego spotkania była jego ładna opalenizna oraz długość jego włosów, których końcówki niesfornie opadały mu teraz na czoło. Nie mogłabym zaprzeczyć, gdyby spytano mnie, czy wygląda w nich dobrze. Zawsze był przystojny - ostre rysy twarzy, mocno widoczne kości policzkowe, krzaczaste brwi, duży, prosty nos i pełne usta robiły swoje. Posiadał około sto osiemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu oraz dobre, wręcz nienaganne wyczucie stylu.

-Czemu zareagowałeś w taki sposób słysząc o tym padalcu?

Spytałam spokojnym tonem.

-Bardzo dużo się zmieniło od twojego odejścia, młoda. -mruknął. -Zacznijmy od tego, że osoba, o której chcesz rozmawiać jest bardziej sprytna, niż myślisz.

My New TeacherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz