Cały koronkowy zestaw wciąż pachniał nim. Zapachem perfum, które tak dobrze znała, a których woni nie chciała już pamiętać. Była zachwiana tymi nutami, które rozpraszały się w powietrzu, odchodząc z tkaniny by wypełnić całą przestrzeń dookoła niej jego obecnością.A jej skórę – wspomnieniami dotyku dłoni, jakich nie umiały zastąpić żadne inne.
On bowiem dotykał tam, gdzie nie robił tego nikt inny. Głębiej niż ktokolwiek inny. Tak, by już nigdy nie można było zaznać tego samego.
Pozostając tylko z przekleństwem pamięci.
Rozchyliła usta, śledząc palcami sploty tworzące misterne wzory w kolorze nocy, oznaczające się na jej skórze niczym ciemność przy księżycu. Wciąż wiedziała jak to jego palce wędrowały po tych niciach, adorując fakt, iż tylko bielizna od niego mogła jej dotykać.
Tylko jego opuszki doprowadzać do drżenia, tylko jego usta szeptać jej wulgarnie do ucha, by potem mógł zostawiać językiem grzeszne wyznania na jej szyi.
Muskając jej obojczyk naszyjnikiem ze srebrnym krzyżykiem.
Tak, był największym błędem jaki popełniła. Najgorszą zbrodnią na jej duszy.
Piękną autodestrukcją dla jej serca.
×
Każdy motyli trzepot przypominał mu o tym jak delikatnie układały się jej rzęsy, gdy spoczywały na jej policzkach. Równie mocno jednak odwzorowywał w nim muśnięcia innych kobiet, tak płytkie i niegodne tego, co ona z nim robiła.
Choć przecież dawno już powinien zapomnieć.
Wypił szota wódki, nie przejmując się, że był to już któryś z kolei. Miał ochotę na trochę bardziej rozmazaną wizję, na trochę mocniej pobudzone krążenie. Nie potrzebował wspomnień, ani sentymentu.
Nikogo nie potrzebował.
A już zwłaszcza jej obrazu w głowie. Jej śmiechu, kiedy wtulała się w jego klatkę, a on całował czubek jej głowy albo bawił się kosmykami włosów. Miał wrażenie, że ból rozrywał go niekiedy od środka, cichutko szepcząc, że ciągle pamięta każdą sekundę.
Mimo że w pewnym stopniu nie chciałby pamiętać.
W momencie, kiedy miał ponownie wrócić na parkiet, by zacząć być jednością z muzyką i zmienić tory myśli, zawibrował jednak jego telefon, momentalnie wytrącając go z jakiejkolwiek równowagi. Zerknął na ekran od niechcenia, nie miał nawet zamiaru odebrać. Nazwa dzwoniącej osoby uderzyła w niego jednak mocniej niżby się spodziewał.
Co do cholery o n mógł od niego chcieć?
Przecież nie odzywali się do siebie już ponad półtora roku. Miał wrażenie, że to już stanie się czymś zupełnie normalnym, ta gęsta, acz jednocześnie kojąca krzyk dusz cisza między nimi. Najwyraźniej jednak się pomylił, a sprawy wcale nie miały być tak proste.
Nie był pewny tylko, czy miał zamiar się dowiedzieć, co miało zatrzeć między nimi granice bezsłowności.
Przesunął palcem po ekranie, ignorując połączenie. Przeszedł przez tłum, chcąc wydostać się przez niego do drzwi. Dopiero kiedy ponownie tej nocy poczuł na sobie chłód powietrza miasta znów wyciągnął urządzenie i oddzwonił na znajomy numer.
Mimo że nie widział tych cyfr tak długo.
Kilka sygnałów i nic. Powolnie zaczynał odciągać komórkę od ucha, kiedy finalnie po drugiej stronie odezwał się głos, który stał się dla niego czymś w rodzaju kubłem zimnej wody, niwelującym wszelkie skutki wypitych już procentów.
- Witaj, braciszku – dwa słowa, powiedziane z tą samą wyższością oraz poczuciem władzy co zwykle. Nigdy tego w nim nie lubił.
Ale podziwiał na swój sposób.
- Hej – odezwał się, wiedząc, że drugi już wiedział, iż pił, ale miał to obecnie gdzieś. – Po co dzwonisz?
- Z propozycją – zaśmiał się krótko mężczyzna. – Nie do odrzucenia – dodał jeszcze, nim ponownie umilkł na moment. – Haczyk jest taki, że musisz mnie zobaczyć – stwierdził też, sprawiając, że z jego brata wydobyło się ciche przekleństwo, tnące noc niczym wyznania kochanków z odrobiną ostrej wulgarności. – Ale będzie warto – zakończył, stukając słyszalnie palcami o coś twardego.
- Nie mów mi, jak będzie, bo nie zamierzam skorzystać – powiedział od razu w odpowiedzi, nie oczekując już absolutnie niczego, był gotów rzucić słuchawką, kiedy następne zdanie odebrało mu możliwość oddechu na kilka krótkich sekund, trwających jednak tak długo, że poszczególne płatki umierającej róży wspomnień zdołały upaść w otchłań zapomnienia, którą i tak przeglądał zbyt często:
- Jeśli nie chcesz się spotkać ze mną, to przyjdź chociaż dla niej – gdy tylko padła ostatnia sylaba połączenie się zerwało.
A sam je wykonujący wypełnił noc dźwiękiem jeszcze wielu niecenzuralnych słów, pomieszanych z muzyką łez zmęczonej frustracji.
I cierpienia udręczonego serca.
×
- Czemu się z nim widziałaś? – zapytała Sayuri, wpatrując się w przyjaciółkę, obecnie leżącą na jej łóżku, z lekko podwiniętą koszulką, spódniczką zdobiącą uda oraz wzrokiem wbitym za okno, gdzie dawno już znajdowały się gwiazdy. – Czy to nie ty wspominałaś, że nie dałaś mu swojego numeru? I że nigdy byś nie...
- Przestań mi wypominać – jęknęła cierpiętniczo Yumiko, przekręcając się na drugi bok, by widzieć szatynkę. – Po prostu... jednak dałam mu ten cholerny numer, chociaż nie wiem kiedy. Poza tym, było miło. I jest już zajęty, więc nawet nie ma szans na to, żebyśmy oboje zrobili coś głupiego – zakończyła, biorąc po tym głębszy wdech.
- Zajęty? – Sayuri zmarszczyła brwi uroczo. Oczywiście uroczo zdaniem Yumiko, skupiającej się na zaróżowionych policzkach dziewczyny, jej muśniętych błyszczykiem ustach i chokerze na szyi. Uwielbiała ją taką.
Niewinną kruszynkę do wzięcia w ramiona i chronienia przed światem.
- Mhm – stwierdziła. – Ma chłopaka, jeśli dobrze zrozumiałam. Czy kochanka. W każdym razie mają jedynie układ otwartego związku, ale zawsze do siebie wracają. Coś w tym stylu – dokończyła, znów zmieniając pozycję, by wziąć od przyjaciółki kubek z kakao.
- Jeśli to ich uszczęśliwia, to chyba nie będę oceniać – wzruszyła ramionami szatynka. – Ale to i tak dziwne. Chyba bym tak nie potrafiła.
- Ja również – zgodziła się Yumiko. – Ale dość o tym, w końcu to nie temat naszego spotkania – zaczęła z delikatnym uśmiechem, sprawiając, że Sayuri momentalnie stała się troszkę mocniej skryta, odrobinę mniej pewna i jakby zagubiona.
- Oh em... - urwała, co Yumiko skomentowała cichym śmiechem. – No tak.
- Więc? – pośpieszała ją jasnowłosa. – Mam pytać, czy sama zaczniesz?
- Nie wiem... nie wiem czy w ogóle zacznę, to chyba głupie – Sayuri brzmiała niepewnie, zupełnie, jakby nie była sobą. – Może jednak porozmawiamy o tobie? – zerknęła na Yumiko błagalnie i ta mogłaby przysiąc, że dla tego spojrzenia zrobiłaby zdecydowanie zbyt wiele.
O ile nie wszystko.
- Tylko jeśli naprawdę wolisz nie poruszać tematu – zaczęła Yumiko łagodnie, zbliżając się do Sayuri i pozwalając swoim palcom założyć jej kosmyk włosów za ucho. – Pamiętaj jednak, że możesz mi wszystko powiedzieć – dodała, uśmiechając się do przyjaciółki, która odwzajemniła gest, trzymając kubek ciaśniej w dłoniach.
Dziękując, że czasami nie musiała nic tłumaczyć, chowając wszelakie rozterki w sobie, dopóki te nie wyrywały się z niej siłą.
Zdobiąc czerwienią wszystko dookoła.
CZYTASZ
horizon × monsta x
Fanfictionniewinność to pojęcie względne, jeśli łamiesz sobie serce - to na własne życzenie, poezja dusz jest mroczna, acz przejmująca, a wszystkie wersy i tak chcą wyrazić tylko jedno: tą niepoprawną definicję miłości muzyka przewodnia: mixtape "horizon" by...