niewinność to pojęcie względne, jeśli łamiesz sobie serce - to na własne życzenie, poezja dusz jest mroczna, acz przejmująca, a wszystkie wersy i tak chcą wyrazić tylko jedno: tą niepoprawną definicję miłości
muzyka przewodnia: mixtape "horizon" by...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ciemna poezja jego ust wciąż pozostawała na jej wargach, mimo że nie czuła jego przesiąkniętych złamanymi obietnicami pocałunków już od tak dawna. Przymknęła oczy, starając się o tym nie myśleć, choć lekko neonowe światło jej łazienki oraz kieliszek czerwonego wina obok wanny, w której leżała już jakiś czas, wcale nie pomagał jej odwieść umysłu od podobnych skojarzeń.
Brakowało jej go tutaj, obserwującego ją zakrytą jedynie taflą wody z odrobiną piany, głodnego, by zobaczyć, jak kruszy ją kształtem swojego mokrego ciała, dając mu pełnię obrazu sztuki, którą dla niego była.
Choć nigdy jej tego nie powiedział.
Jednocześnie jednak nie pogniewałaby się, gdyby na drugim końcu ceramicznego zbiornika znajdowała się Sayuri, pełna delikatnej niewinności jak i pociągającego kuszenia wplecionego gdzieś w jej całą postać, niewidocznego gołym okiem. Zdawała sobie sprawę, że zapewne oszukiwała samą siebie, myśląc, że to kiedykolwiek mogłoby mieć sens.
Ale lubiła to ulotne kłamstwo. Poprawiało jej nastrój i czyniło spokojniejszą o własne serce, nawet jeśli wciąż desperacko biło dla kogoś zupełnie innego.
Zaciągnęła się ponownie papierosem, wypuszczając w powietrze kłąb dymu, zasłaniający ją odrobinę, jakby próbowała utrzymać własne rozmyślania z daleka od otaczającego ją świata. Częściowo może i tak było, choć prawdą pozostawało również to, że najmocniej zależało jej, by ukryć je przed samą sobą.
Najlepiej tak, by już nigdy nie mogła ich znaleźć.
Niekiedy ciekawiło ją, czy nie byłoby prościej po prostu zapomnieć – tak, jak zapomina się kupić czegoś w sklepie, albo tej jednej cyfry w haśle do telefonu. Wiedziała jednak, że dar ten nie był jej przeznaczony, a niektóre wspomnienia miały z nią pozostać do końca jej dni.
Tak, jak gwiazdy, które miała wytatuowane na sercu jego palcami, świecące równie jasno, co te, które zwykli oglądać.
Marząc o tym, że kiedyś staną się jedynymi z nich, wysoko w ciemności, nie przejmując się niczym oprócz odległością do Ziemi.
I umieraniem w myśli, jak bolesny będzie musiał być upadek.
×
Dochodziła pierwsza w nocy, kiedy finalnie wtoczył się do pokoju hotelowego. Nie miał pojęcia, ile chciał w nim zostać.
Może jeszcze tylko jedną noc. Póki się nie rozmyśli. Albo dwie. Chociaż powtarzał to sobie już dobrych kilka nocy.
Nie wiedział nawet, czemu po prostu nie wrócił do własnego mieszkania. Może już nie mógł go znieść. Może każdy jego kąt jakimś pieprzonym cudem przypominał mu o niej jeszcze mocniej.
A może po prostu nie mógł już znieść samego siebie i uciekał tylko i wyłącznie przed sobą. Nie wiedział.
Sięgnął po kupioną butelkę whiskey, w pół pustą na nocnym stoliku oraz paczkę Marlboro leżącą tuż obok. Dwóch jego najlepszych przyjaciół, zawsze obok niego, kiedy ich potrzebował.