18

98 4 0
                                    

Po filmie, poszliśmy do starbucksa sprawdzić co robi Ash.
Okazało się że Ashton musiał jechać gdzieś więc czekała na nas.
- Dobra, to co robimy?- spytałam kiedy nagle zadzwonił mój telefon.
Dzwonił Marcus.
- Meg!? Wszystko u ciebie ok???
- Tak... Co miało by być nie tak?
- No przecież wczoraj ten debil zaczął strzelać z pistoletu...
- A, no tak. Wszystko jest ok.- powiedziałam.
- Ufff.... Dobra muszę kończyć pa.
- Pa.
Rozłączyłam się i wyłączyłam telefon.
- To co robimy?- spytałam ponownie.
- Możemy pojechać coś zjeść.- powiedziała Ash.
- Dobry pomysł. Może zjedzmy w Burger kingu?-spytałam.
- Bardzo zdrowe tam jest jedzenie ale co tam są wakacje.- odpowiedziała Ash.
- Dobra to jedziemy.
Poszliśmy do samochodu.
Jechaliśmy spokojnie kiedy nagle zaczął padać strasznie mocny deszcz.
- Cholera, przecież miało nie padać...- powiedział Harry.
Chwilę później usłyszeliśmy głośne grzmoty i widzieliśmy przeszywające niebo błyskawice. Potwornie bałam się burz, ponieważ kiedy byłam mała, błyskawica trafiła prosto w mojego ukochanego psa kiedy chodził sobie po dworze.
Powoli traciliśmy widoczność bo woda spływała litrami po szybach.
- Harry może zjedź na pobocze!
- Nie ma gdzie. Cholera jasna...
Zrobiło się ciemno przez chmury. Nagle, zobaczyłam dwa światła ciężarówki przed naszym samochodem. Zdążyłam krzyknąć kiedy nagle, poczuliśmy walnięcie. Coś w nas wjechało z impetem. Siedziałam z przodu więc złapałam rękę Harrego. Boleśnie walnęłam głową o szybę. Ash krzyczała. Krwawił jej nos.
Harry próbował mnie osłonić przed gradem który leciał centralnie w nas przez rozbitą szybę.
- C-co my teraz zrobimy...-wyszeptałam.
- Nic wam nie jest??- krzyknął Harry.
- Słabo się czuję...-odpowiedziałam.
- Ze mną podobnie. Zaraz chyba zemdleję.- powiedziała Ash.
Poczuliśmy następne walnięcie. Ostatkiem sił, zauważyłam że następne samochodu wpadły w poślizg i wjechały w nasz samochód.
Nagle, błyskawica przeszyła samochód prawie trafiając Harrego.
- Idziemy na tył!- krzyknął Harry.
Przepchnęliśmy się na tylne siedzenia i skuliliśmy się. Słyszałam syreny i cichy płacz Ash. Łzy spływały mi po mokrych już policzkach. Wtuliłam się w Harrego dygocząc. Bolała mnie twarz przez grad który walił mi prosto w nią.
Ktoś otworzył drzwi samochodu. Byli to ratownicy z karetki. Pomogli nam wysiąść z samochodu i zabrali nas do szpitala karetką. Ash w tym czasie zdążyła zemdleć. Ja bym szczerze wolała chyba zemdleć, bo nie czułabym bólu jaki towarzyszył mi podczas wspaniałej wycieczki do szpitala.
Ja i Ash byłyśmy w jednej karetce, ale Harrego zabrali inną. Wydawało mi się że nie zemdlał.
Cała się trzęsłam. Z przerażenia jak i z bólu. Kto by pomyślał że zwykła jazda mogła przerodzić się w taki koszmar...
Nadal była burza i słychać było grzmoty co wcale nie dodawało mi otuchy.
Zupełnie zapomniałam o tym że Harry ma przecież jutro koncert.
W szpitalu odrazu się nami zajęli.
Ash gdzieś zabrali. Mnie zawieźli na badania a potem do pokoju.
Podłączyli mnie do kroplówki. Potwornie bolała mnie noga którą miałam w bandażu. Grad rozdrapał mi ranę po porwaniu co ani trochę nie pomogło.
W pokoju było miejsce na dwa łóżka więc może przywiozą tu Ash.
Leżałam patrząc się w sufit. Usłyszałam że ktoś wszedł do pokoju. To był Harry.
- Harry!- Usiadłam, ale położyłam się z bólu z powrotem.
- Leż Meg. Wszystko ze mną w porządku. Jakimś cudem... A co z tobą??
- No... Powiedzieli mi że nic poważnego tylko zwichnięcie nogi i jakiś mały uraz głowy.
~~~~~~~~
Boże święty dziękuję za 150 wyświetleń! Jeśli to czytacie to komentujcie bo to daje motywację :)

Sunset 1 [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz