•
Niestety tego dnia prognoza pogody po raz kolejny zapowiadała zachmurzenie. Hyuck jak na zawołanie przyjął swój „sad mood", gdyż zdążył się nacieszyć słońcem tylko jeden dzień. Dodatkowo w samotności. Bez emocji przemierzał kolejne korytarze w szkole wbijając swój wzrok w podłogę. Czuł się niezwykle odizolowany w tamtym momencie.
Nie dziwnym więc było, że kiedy tylko usłyszał piękny, skrzeczący śmiech swojego przyjaciela na jego twarzy wykwitł ogromny uśmiech. Tak szybko jak się jednak pojawił, tak szybko znikł, kiedy zauważył kogoś w towarzystwie Chenle. Donghyuck kojarzył go skądś. W tym momencie nie było to jednak najważniejsze. Chłopcy ewidentnie świetnie się dogadywali, na co Hyuck uśmiechnął się krótko. Nie był zły na przyjaciela, lecz na siebie. Za to, że dopuścił do sytuacji, gdzie zanudza swojego kompana i nie umie już sprawić, aby ten poświęcił na niego czas. Za to, że nie umie już sprawić, aby to on był na pierwszym miejscu w sercu Chińczyka. Przez to też nasze słoneczko chodziło jeszcze smutniejsze. Był szczerze mówiąc załamany sobą.
Z tego wszystkiego nie zbaczając na nic, na jednej z dłuższych przerw wyszedł na zewnątrz i przysiadł na ławce oddając się chwili. Po chwili puścił łzy, które tak kurczowo trzymał w sobie. Zwyczajnie opuścił wszystkie swoje emocje. Nie przeszkadzały mu także krople deszczu, które spadały na niego. Coraz szybciej. Coraz mocniej. Tym razem Hyuck nie myślał o czymś. Jego głowa była pusta. Wiedział, że nie powinien się rozklejać z tak błahego powodu. W końcu nie był pępkiem świata, a jemu rodzina nie umarła. Inaczej jednak nie umiał. Nasza biedna buba razem z niebem, płakała, wylewała swoje żale i smutki. Zdawać by się mogło, że gwiazda widząc swojego ulubieńca w takim stanie, także zaczęła się smucić. Spadające krople deszczu to były jej własne łzy, które opuszczały jej wyimaginowane oczy.
Nagle jednak ustąpił dźwięk spadających kropel deszczu. Donghyuck mimo to po cichu dalej ronił łzy. W pewnym momencie jednak podniósł lekko wzrok i zauważył coś niezrozumiałego. Tuż przed jego butami dalej kapały mokre krople. Nie rozumiejąc niczego rozglądnął się i ujrzał tuż nad sobą parasolkę. Pociągnął lekko nosem i już chciał się odezwać, ale nagle usłyszał drobne kichnięcie. Krótko po tym parasolka uniosła się, a oczom Hyucka ukazał się kruczoczarny chłopak. Cały przemoknięty dzielnie trzymał przedmiot nad karmelowym chłopcem. Nieszczęśliwie był on na tyle mały, że mogła zmieścić się pod nim jedna osoba, co jednak nie przeszkadzało koszykarzowi.
- Wszystko w porządku? - spytał delikatnie sportowiec uśmiechając się niepewnie. Nie znał przyczyny smutku Hyucka. Jedynie podczas rozmowy z Jaeminem patrząc przez okno zauważył postać siedzącą na ławce. Od razu razem z przyjacielem skomentowali, że to niepoważne, gdyż ewidentnie zbliżał się deszcz. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że był to jego znajomy, który nigdy nie oddaje boiska bez walki. Nie wiedząc co nim kierowało, puścił się biegiem. Gdy już znalazł się przy szafce Jisunga, szybko wyciągnął z niego parasol, który jego przyjaciel zawsze tam trzymał. Po drodze minął zdezorientowanego właściciela własności, którą trzymał w dłoni i jasnego blondyna. Patrząc w oczy tego drugiego zauważył zmartwienie i jakby przeczucie, o tym do kogo się kierował. Wszystko to kruczoczarny zarejestrował w zwolnionym tempie przekazując niemą wiadomość do Chińczyka.
Gdy już znalazł się przy drzwiach wyjściowych zaczął uspokajać swój oddech i starał się na szybko coś wymyśleć. Jakiś tekst, wymówkę, cokolwiek. Nie wie jednak co mógłby powiedzieć, bo co nim właściwie kierowało? On sam tego nie wiedział. Po chwili ostatecznie z pustą głową wyszedł. Cicho otworzył parasol widząc rozpoczynający się deszcz. Zauważył, że jest on mały, ale nie przejął się tym. Szedł powoli, nie wydając z siebie żadnych dźwięków, aby w końcu przystanąć nad chłopakiem i dopiero wtedy spostrzega, że siedzący płacze. Kruczoczarny nie wie do końca zrobić. Siedzieć dalej cicho? A może zagadać? Ale o czym? Zostaje mu więc jedynie stać w ciszy. Niestety jego misterny plan zostaje przerwany, kiedy koszykarz nie wytrzymuje i kicha. Wtedy też po ujawnieniu swojej obecności decyduje się podnieść wyżej parasol. Kruczoczarny ujrzał wtedy twarz ucznia, która ewidentnie złapała go za serduszko. Było mu przykro patrzeć na zaszklone oczy znajomego chłopaka.
- Chcesz może- a dobra jednak nie... - proponuje szybko, ale w momencie, w którym wyciąga resztki chusteczki, która pod wpływem wody się rozpłynęła szybko rezygnuje.
- Ze mną wszystko w porządku, ale...ty się nie przeziębisz? - pyta z cieniem troski Hyuck nie wytrzymując już. On sam teoretycznie spędził kilka chwil na deszczu, ale nie miało to porównania do stanu czarnowłosego.
- Ja? Eee...daj spokój, będzie w porz... - jego wypowiedź przerwało kolejne kichnięcie, którego nie dał rady powstrzymać. Na to więc Donghyuck wstał powoli i razem z chłopakiem zaczął kierować się w kierunku szkoły.
- Czemu nie wejdziesz pod parasol? - spytał nieśmiało niższy, gdyż dalej był pod nim sam, a koszykarz szedł z dumą obok trzymając przedmiot nad jego głową.
- Nie zmieścimy się - odpowiedział po chwili, aby krótko. Po tym został wciągnięty pod antydeszczoizator. Hyuck przyciągając koszykarza, nie myślał nad tym długo. Kruczoczarny za to był zaskoczony, ale jednocześnie czuł się miło..? Spokojnie? Nie umiał tego nazwać. Nie zmieniało to jednak faktu, że po wejściu do szkoły sprzątaczki patrzyły na nich krzywo, bo tak jak jeszcze Donghyuck miał mokry tylko jeden bok, tak z koszykarza woda leciała ciurkiem. Niższy nie wiedząc za bardzo co zrobić, podziękował cicho i odszedł zostawiając radosnego Marka samego. Po chwili jednak koszykarz poczuł otaczającego go zimno i po raz kolejny tego dnia kichnął.
Po drodze, niższego minęli kolejno Jeno i Jaemin, a później Jisung. Kiedy doszedł on do swojej szafki, nagle przybiegł do niego Chenle. Zdyszany rzucił się na niego i zaczął prawić kazanie o tym jak zachował się nieodpowiedzialnie, na co karmelowy chłopiec uśmiechnął się i wyłączył ciesząc się na widok przyjaciela
- Jak się poznaliście? Jaki jest? - monolog Chenle przerywały pytania Hyucka, który tak szeroko, dawno się nie uśmiechał. Chińczyk z początku nie wiedział o co chodzi, ale już po chwili zaczął się czerwienić jak buraczek.
- Ale to nic poważnego...jeszcze - powiedział cicho, jakby zawstydzony. Na ten widok Donghyuck rozpłynął się. Wziął przyjaciela pod rękę i spytał spokojnie o szczegóły. Wtedy też przeprosił go kilkakrotnie, na co blondyn był zaskoczony. Odpowiedział krótko, że to nie jego wina i, że on też zawinił. Resztę rozmowy przeznaczyli na jakieś najprostsze tematy tak jak za dawnych czasów. W drugiej części szkoły za to Jisung i duet JJ besztali koszykarza, za swój wybryk. On za to zdawał się nie przejmować słowami, które były kierowane w jego kierunku. Odpłynął myślami do sytuacji, która miała miejsce jeszcze kilka chwil wcześniej.
Nikt nie zauważył wtedy, że słońce powoli wyszło za chmur po ulewie. Tak jak humor Hyucka, który stopniowo się poprawiał. Natomiast w momencie, w którym rozbrzmiał pierwszy od dawna głośny śmiech karmelowego chłopaka, na niebie pojawił się widok, który zachwycał.
A była to piękna
tęcza
[ ] Donghyuck 2:3 Nieznajomy [faul x1]
• • • • • • • • • •
Tak wiem, zjebałam. Po pierwsze, tak późno rozdziału jeszcze nie było. Zazwyczaj jest wcześniej ale miałam lekki problem z tym rozdziałem. Jest on dosyć ważny. Wogóle zapomniałam o tym wspomnieć ale poprzedni rozdział był półmetkiem w naszej przygodzie. Jak się z tym czujecie? Cieszycie się, że dalej to czytacie? A może jednak historia idzie nie w tym kierunku, w którym byście chcieli? Napiszcie proszę! Z chęcią poczytam
CZYTASZ
sunbed boi • markhyuck
Fanficgdzie Donghyuck lubi się opalać, a słońce pada zawsze idealnie na boisko szkolne lub Mark lubi grać w koszykówkę na zewnątrz szkoły, kiedy wielka gwiazda promienieje na niebie • • • • • • • • • • fluff • • • • • • • • • • pobocznie: chensung, nomin ...