•
- Szliśmy w parku. Mówię ci tak pięknego nieba jeszcze nie widziałem. Wtedy nagle odezwał się i byłem pewny, że...
- Że chce zakończyć waszą znajomość, a spytał czy nie byłbyś jego chłopakiem. Chenle na litość boga, kocham cię jak własnego brata, ale mówisz mi to już 3 raz. Ja wiem emocje, ale no sam rozumiesz - tak jak mówił Donghyuck, jasnowłosy Chińczyk bardzo ekscytował się.
W ostatnim czasie jego relacja z rudym koszykarzem zaczęła nabierać tempa. Chłopak był oczarowany tym w jaki sposób wszystko się toczyło i aktualnie nie widział świata poza sportowcem. Jego ekscytacji nie podzielał jednak karmelowy uczeń. Cieszył się na wieść o szczęściu przyjaciela, natomiast powoli irytowało go to, że większość ich rozmów sprowadza się do tego „jaki on to nie jest szarmancki" albo „dosłownie tak pięknego słownictwa nie słyszałem". Z drugiej strony nie chciał pruć sobie nerwów na głupie sprzeczki. Wiadomym było, że jego przyjaciel wpadł po uszy i działały nim emocje, a nie rozum.
- Marudzisz, bo ten twój kochaś cię jeszcze nigdzie nie zaprosił i tyle - skomentował roześmiany Chenle. Hyuck nie wiedział do końca co powiedzieć, bo oczywistym było, że to co mówił było nie prawdą, ale spodziewał się, że blondyn i tak będzie trzymał przy swoim. Z tego też powodu jedynie machnął ręką i zaczął jakiś całkowicie nowy temat.
Po upływie kilku minut kiedy chłopcy debatowali na temat tego czy powinno się jeść awokado czy nie, za horyzontu można było ujrzeć zmierzającą w kierunku boiska grupę sportowców. Na ich czele oczywiście szedł czarnowłosy odziany w swój typowy strój do ćwiczeń. Chenle zauważając ich od razu pomachał do swojego chłopaka olewając już całkowicie Donghyucka. Hyuck zaśmiał się na taki obrót sytuacji, ale nie mógł być zły.
Kiedy koszykarze byli już wystarczająco blisko, Jisung podszedł do Chińczyka i przywitał się z nim buziakiem w usta. Zapytał go krótko, czy dobrze się czuje, czy czegoś mu nie potrzeba po czym pożegnał się aby pójść grać. Wtedy też Chenle jak w skowronkach położył się z powrotem na leżaku. Chciał już coś powiedzieć, ale zauważył, że czarnowłosy też zmierza w ich kierunku. Szybko zasygnalizował to Donghyuckowi lecz ten nie zdołał tego odczytać.
- Witam drogich kolegów. Przysiądę się do was na minutkę, dwie - koszykarz uśmiechając się rozłożył swój różowy leżak obok Donghyucka. Następnie położył się na nim i spojrzał na dwójkę przyjaciół.
- Ładny tu macie widok w sumie. W sensie perspektywa taka no... okej jest. Nie za daleko, nie za blisko. Tutaj słoneczko, tutaj wiaterek. Fajnie to ogarnęliście - dodatkowo krótko po swoich słowach zaśmiał się perliście. Kolejnym, który się odezwał był Chenle.
- Tak to prawda. Nie jest źle. Ale to pomysł Hy- jego pomysł. Ostatnim czasem uznał, że woli się opalać poza boiskiem nie wiem cze - wypowiedź Chińczyka przerwał sam opisywany, który pacnął przyjaciela w głowę aby się przymknął.
- Za co t..
- Tak ja to wymyśliłem, możesz mi pogratulować. Słońce zbyt praży ostatnio, więc zastanawiam się nawet czy nie zacząć sobie przynosić parasola - powiedział Donghyuck skrzętnie zakrywając buzię biednemu Chenle. Tuż jednak po tym, jak zakończył swoją wypowiedź puścił przyjaciela. Na tą całą scenkę czarnowłosy o mało nie wybuchł śmiechem. Był tym typem człowieka, który śmiał się często bez powodu. Nie chciał jednak wyjść na takiego, to też powstrzymywał się jak mógł.
- Ahh no rozumiem. Gratuluje pomysłu w takim razie. Więc wy tak tutaj zawsze siedzicie i rozmawiacie?
- Czasem czytam też książkę. Luksusów tu nie ma. Najchętniej to by się czegoś napiło, albo zjadło, ale nic nie zrobisz. Boże jeszcze teraz wiatr ustał to tak duszno się zrobiło. Za chwilę mi się skóra wysuszy i będę wyglądał jak jaszczurka - wyżalił się Donghyuck. Tak naprawdę nie narzekał na to. Nie wiedział jednak co powiedzieć. Marzył zawsze o takich usługach, ale nie uważał, żeby były one niezbędne.
- E tam przesadzasz. Nie widziałem w życiu jeszcze tak ślicznej osoby jak ty. Do tego twoja skóra tak pięknie świeci, że dodaje ci to tego no świeżego czegoś? Tak, tak chyba się to mówiło. Dodaje ci to świeżości - powiedział ze szczerością koszykarz.
- Dobra, ja chyba pójdę pograć. Miło było pogadać Chenle, tak? Z tobą też księżniczko - kruczoczarny wstał i szybko zanim ktokolwiek zdążył mrugnąć, złożył na policzku Hyucka delikatny pocałunek. Po tym jeszcze prędzej pobiegł w kierunku boiska, aby nie dostać przypadkiem ochrzanu.
Donghyuck za to siedział i znowu nie dowierzał. Sytuacja powtarzała się. Koszykarz robił coś czego słoneczny chłopak się nie spodziewał. Wtedy też ogarniała go jakaś radość? Nie umiał tego nazwać. Jednocześnie chciał być zły za słowa sportowca, ale nie umiał. Czuł się miło i tak dziwnie. Nie obejrzał się, a na jakie twarzy wykwitł delikatny uśmiech. Przeczuwał, że jego też gdzieś na celowniku miał kupidyn. Czuł, że coraz bardziej tonie w tym uczuciu. Jego myśli przerwał jednak pisk przyjaciela, który dosadnie go przestraszył. Już po kilku sekundach usłyszeć można było wrzaski karmelowego chłopaka, który beształ przyjaciela. Koszykarze za to pod nosami śmiali się z dwójki przyjaciół nie będąc przy tym zauważonym.
Donghyuck pogodził się z przegraną. Nie wysilał się już na krzyki, ani wrzaski. Z drugiej strony jego drużyna nic nie miała sobie do zarzucenia. Uczniowie walczyli jak lwy o piłkę, nie poddawali się. Wszystko to jednak miało się na nic przy fenomenalnych zawodnikach drużyny przeciwnej. W pewnym momencie chłopak wziął ostatni czas, który mu pozostał i podziękował swoim graczom za tak świetną walkę. Uspokoił ich, że wynik nie ma tutaj znaczenia i żeby się nim nie przejmowali. Ważne, żeby jednak przez te ostatnie 3 minuty, które zostały dobrze się bawili. Grupa odebrała to bardzo pozytywnie będąc wdzięcznym za słowa wsparcia. Gdy odeszli Hyuck usiadł już tylko na ławce i zaczął czekać na wznowienie rozgrywki. Drugi zaś kapitan w tym czasie pisał coś na swojej tablicy dosyć dużymi literami. Jaemin podniósł się i zaciekawiony spojrzał mu przez ramię. Po chwili zagwizdał i poklepał kruczoczarnego po plecach. Szybko jednak po tym zaczął uciekać, gdyż wiedział, że za chwilę dostanie ochrzan. Ten jednak nie nadszedł, a ciemnooki chłopak podniósł tabliczkę w kierunku Hyucka czekając aż ten odpowie na treść znajdującą się na niej.
[ ] Donghyuck 3:6 Nieznajomy [faul x1]
• • • • • • • • • •
Dosłownie zabijcie mnie. Życie mnie ostatnio nie lubi. Wszystko szło gładko, pięknie, cudnie. Nadążałam za rozdziałami. Pojawiła się choroba. Okey zdarza się. W poniedziałek przez pewne okoliczności jestem zmuszona zmienić godzinę dodawania rozdziału na 20. Okey nie ma problemu. Wczoraj napisałam wszystko pięknie razem z ostatnim rozdziałem i nadchodzi może nie wiem, 13? I zaczynają się kłopoty. Router nie działa, dane się kończą, ja zostaje odcięta od telefonu i laptopa. Jakoś żyje, ale zastanawiam się co z rozdziałem. Dzisiaj do popołudnia dalej byłam bez niczego, więc pogodziłam się z myślą, że nic nie wrzucę. Nagle w końcu udaje się odzyskać sprzęt. Cieszę się niezmiernie, czekam zatem do 20. Wchodzę sobie spokojnie o 19:55 i nagle okazuje się, że ktoś mi sprzęt wyłączył. Niestety zanim on się włączy to minęło sporo czasu. Jest może 20 po, dobra udaje się. Nagle słyszę za oknem burzę. Przyśpieszam więc szybko i kończę już notkę, kiedy słyszę jak mój brat odłącza router (który udało się naprawić) i dosłownie nerwica mnie bierze. Teraz nagle burza odeszła więc jak najszybciej podłączyłam router z powrotem i czekam spokojnie na 22 i błagam niech niebiosa pozwolą temu rozdziałowi się ukazać. Jeśli czytacie to tuż po 22 to wiedźcie, że kocham życie. Ciao moje misie!!
A właśnie. Taki smutniejszy akcent.
Następny rozdział, będzie już ostatnim ):
CZYTASZ
sunbed boi • markhyuck
Fanfictiongdzie Donghyuck lubi się opalać, a słońce pada zawsze idealnie na boisko szkolne lub Mark lubi grać w koszykówkę na zewnątrz szkoły, kiedy wielka gwiazda promienieje na niebie • • • • • • • • • • fluff • • • • • • • • • • pobocznie: chensung, nomin ...