11: szansa

1.3K 178 345
                                    

•

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Zaprosił mnie! Ty to rozumiesz?! I nazwał to r a n d k ą! - powiedział piskliwym głosem Hyuck.

- No dobrze, ale przestań mnie już przedrzeźniać - odpowiedział ze śmiechem Chenle. Tak. Przyjaciel naszego karmelowego chłopca został zaproszony na randkę. Taką prawdziwą. Zdaje sobie sprawę, że przez pierwszy wers mieliście zawał, ale no cóż.

Życie bywa okrutne.

Chińczyk leżał właśnie na zewnątrz razem z przyjacielem. Tuż po tym jak otrzymał zaproszenie przyleciał do naszego słonecznego chłopca, który tym razem odpoczywał w cieniu. Tak, nie przesłyszeliście się. Chenle był w niemałym szoku, ale Donghyuck uspokoił go, że po prostu tego dnia nawet jak dla niego słońce jest zbyt rażące. Stąd znajdowali się oni obok ogromnego dębu, który rosnął tuż za jednym z koszy do koszykówki. Hyuck cieszył się, że był pierwszą osobą, która dowiedziała się o randce. Dodatkowo fakt, iż jego przyjaciel był szczęśliwy jego samego napawała szczęściem.

- A ty? Co tam u ciebie? Nie jestem ślepy. Widzę, że coś się kroi. - przy tym blondyn znacząco poruszył brwiami, za co dostał w ramię. Teatralnie złapał się za nie i udawał, że był o krok od śmierci przez cios zadany przez Koreańczyka. Hyuck przewrócił tylko oczami. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Nie umiał w gruncie rzeczy odpowiedzieć na pytanie przyjaciela. Czy coś się kroiło? Może? Sam nie wiedział.

- Głuchy jeste...

- Co mam ci powiedzieć? Sam nie wiem. To nie jest takie proste jak się wydaje... - Hyuck wypuścił jęk poirytowania. Po chwili spojrzał w kierunku boiska, na które zaczęli się schodzić sportowcy, aby rozegrać mecz. W oczy od razu rzucił mu się kruczoczarny, który jak zawsze miał na sobie koszulkę na ramiączkach. Tym razem jako jedyny. Reszta zdawała sobie sprawę, iż słońce dosłownie pali wszystko na co padało. On sam natomiast nic nie robił z tym faktem. Donghyuck razem z Chenle obserwowali ich w ciszy przez dobrych kilka minut. Co jakiś czas blady chłopak rzucał komentarzem na temat tego, jak pięknie wyglądali, ale otrzymywał w odpowiedzi ciszę. Blondyn nie wiedział do końca, co się dzieje w głowie przyjaciela.

Jednak po upływie kolejnych kilku minut znikąd rozbrzmiał donośny głos Donghyucka.

- GOŚCIU, PRZYJDŹ TU NATYCHMIAST! - Chenle spojrzał zdezorientowany na przyjaciela. Ten posiadał widocznie zirytowaną twarz.

- TAK, DO CIEBIE MÓWIĘ! - Donghyuck ponownie się odezwał, gdyż kruczoczarny nie był pewien do kogo kierowane są słowa. Po chwili koszykarz niepewnie zaczął kierować się w jego kierunku.

- Wy możecie wrócić do gry. Za chwilę do was wróci, spokojnie. - te słowa padły już jego normalnym głosem. Chłopcy wznowili grę. Nie było jednak pewnym czy przypadkiem, czy tylko ze strachu przed słonecznym uczniem.

- Siadaj, boże, nie zrobię ci krzywdy - powiedział do kruczoczarnego, gdy już ten podszedł. Koszykarz zgodnie z prośbą usiadł. Donghyuck za to wziął tubkę kremu przeciwsłonecznego i zaczął delikatnie smarować najpierw ręce czarnowłosego, a później jego kark. Gdy już kończył, odezwał się jeszcze raz.

- Widzisz nawet ja dzisiaj się nie opalam. Jest za ostre słońce. Jeszcze kilka minut i miałbyś w domu katastrofę. Kto by się tobą wtedy zajmował, co? Na przyszłość ubieraj w takie dni koszulki z krótkim rękawem, to już będzie o niebo lepiej, bo tak to, jak grasz, to ci nawet czasem plecy widać. Obróć się w moją stronę - na koniec poprosił Hyuck. Kruczoczarny bez słowa wykonał prośbę. Wtedy też Donghyuck bez ostrzeżenia zaczął smarować szyje i dekolt sportowca. Czarnowłosy nie zareagował na to. Ale tylko na zewnątrz. W środku miał on burzę myśli, czemu chłopak, który wiecznie się burzy, nagle znikąd martwi się o niego. Nie wiedział jednak jak zareagować na to, więc jedynie milczał i patrzył na skupionego chłopaka. Ten po chwili patrząc na resztkę kremu, skierował swoje palce, ku nosie koszykarza. Gdy już skończył uśmiechnął się lekko.

- Dziękuję - powiedział nieco zaskoczony ale także uśmiechnięty sportowiec. Już po chwili zaczął wstawać, ale Donghyuck powstrzymał go jeszcze ręką. Zanurzył drugą w swoim plecaku i zaczął szukać. Po chwili machnął w stronę czarnowłosego dłonią, aby się przybliżył i już po chwili na głowie chłopaka wylądowała czapka typu „bucket hat".

- Niestety nie mam czapki z daszkiem, ale z mojego doświadczenia powiem ci, że jak biegałem w niej zawsze za Chenle to nigdy mi jeszcze nie spadła, więc tobie też nie powinna. - Po tym Hyuck uśmiechnął się jeszcze szerzej. Prawdę mówiąc, z tego punktu widzenia, uważał, że sportowiec wyglądał uroczo w jego czapce. Tym bardziej z takim zaskoczonym wyrazem twarzy. Czarnowłosy zamrugał kilka razy, po czym odsunął się. Podziękował jeszcze raz, pomachał Donghyuckowi i pobiegł grać. Hyuck za to siedział i uśmiechał się. Po chwili jednak spojrzał na Chenle, który dosłownie miał szczękę na ziemi.

- Co to by...

- Nie wiem. Jakoś tak jak patrzyłem na niego, to mi się go szkoda zrobiło. Wiesz jakby go ręce później piekły? Dosłownie umiera...

- Ale Donghyuck, ty przecież nikomu nie dajesz swojej czapki. Poza tym, ty się o niego martwiłeś - przerwał mu Chenle, który cały czas patrzył swoim zszokowanym wzrokiem na przyjaciela. Nie mógł uwierzyć dalej w to, co się stało.

- No wiem - odpowiedział krótko Donghyuck drapiąc się po karku. Sam nie wiedział, dlaczego tak postąpił, ale był w sumie szczęśliwy? Nie żałował, że zrobił to, co zrobił. Tym bardziej, że jak teraz patrzył na kruczoczarnego, to wydawało mu się, że był najbardziej uroczą osobą na świecie. Czekajcie, czy Donghyuck właśnie to pomyślał? Niesłychane. Po chwili bez kontekstu spojrzał na przyjaciela nic nie mówiąc. Tak więc dwójka przyjaciół patrzyła na siebie, szczerząc się i śmiejąc. Tą chwilę zepsuł jednak ptak, który wyfrunął strasząc przy tym Chenle, przez co blondyn spadł z leżaka, powodując tym samym jeszcze większy chichot u karmelowego chłopaka.

[ ] Donghyuck 3:4 Nieznajomy [faul x1]

• • • • • • • • • •

Hejo Złotka!! Dzisiaj już 11 rozdział! Cieszę się że jak na razie nie miałam żadnej wpadki co do terminu i trzymam się. We wtorek koniec naszej przygody. Ajaj kiedy to zleciało. Do tego już za rogiem połowa wakacji, czyli początek sierpnia, a już po nim szkoła. Osobiście z pewnych przyczyn miałam wolne już od 15 maja, więc wyobraźcie sobie jak dla mnie będzie trudne wrócenie do tej placówki po takim czasie. Czysty koszmar. Mam nadzieję, że spędzicie ten drugi miesiąc jak najlepiej!!

sunbed boi • markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz