•
Zima. Piękna i biała. Nikt nie chciał wierzyć w to, że po pięknych słonecznych chwilach nie zostało już nic. Śliczny, jasny puch pokrywał prawie wszystko. Niestety wraz z nadejściem opadów przyszło także ochłodzenie, co zmuszało większość ludzi do przebywania raczej w mieszkaniach, a nie na zewnątrz. Wszyscy śpieszyli się, aby jak najszybciej zasiąść przy ciepłym kominku, z dala od porywistego wiatru i ujemnych temperatur. Krótko po zmianach w pogodzie nastał też pamiętny dla każdego czas. Okres świąteczny. Mimo różnych tradycji czy wierzeń, większość ludzi spędzała go w otoczeniu osób bliskich.
- Kretynie, umazałeś okno. Ja nie będę ścierał twoich smarków, a podejrzewam, że twój kochaś też nie zamierza ich ścierać.
Nie odstawała od tych praktyk dobrze znana nam paczka przyjaciół.
- Ale Donghyuck, przecież sam widziałeś! Pojawiła się!
Mimo początkowych zgrzytów dalej utrzymali oni stosunki między sobą.
- cHeNle... Gówno mnie obchodzi jakaś gwiazdka, jak mi brudzisz szybę, którą czyściłem wczoraj stawiając na szali moje życie!
Znajomość między nimi miała charakter pokojowy.
- Chcesz się bić?
...a przynajmniej czasami.
- No lecisz! Ta książka leżąca obok wygląda bardzo zachęcająco i nie zamierzam jej nie użyć cwaniaku.
Na co dzień jednak byli dla siebie uprzejmi i grzeczni.
- Już widzę jak trafisz we mnie z tym zezem.
Zdarzały się wyjątki, ok. Dobra ale jednak jakoś wytrzymali ze sobą kilka miesięcy. Potrafili szybko dojść do porozumienia. Stąd ich sprzeczki kończyły się w błyskawicznym tempie.
- O ty mała szmato.
Dobra jednak nie tak szybko.
- Ojej, wkurzył się nasz Hyuckie? Złap mnie złociutki!
Dobra jednak nie mam na nich siły. *rzuca długopisem w powietrze i wychodzi do kuchni coś zjeść*
- Nie żyjesz - mówiąc to karmelowy chłopiec, zaczął biec za uciekającą jasną czupryną. Ich polem bitewnym okazał się skromnej wielkości salon, gdzie jedyną przeszkodą był duży, okrągły stół. Wyścig był bardzo wyrównany. Chenle uważnie obserwował swojego przeciwnika i zwinnie uciekał raz w jedną, raz w drugą stronę. Donghyuck nie pozwalał mu jednak na utrzymanie dużej przewagi. Niczym wilk obserwował swojego zajączka i czyhał tylko na moment, kiedy podwinie mu się noga. Jedno kółko. Drugi zakręt. Trzecie ominięcie choinki.
- So what? We hot we youn-
Po pomieszczeniu rozbrzmiał delfini krzyk, a następnie huk. Kilka stłuczonych bombek, ciasto czekoladowe i łańcuch choinkowy. Tyle kosztowała Chenle chęć wypowiedzenia słynnej frazy, która znikąd pojawiła się w jego głowie w dzieciństwie. Od tamtej pory chłopak często okazjonalnie używał jej w chwilach, w których był bardzo szczęśliwy.
CZYTASZ
sunbed boi • markhyuck
Fanfictiongdzie Donghyuck lubi się opalać, a słońce pada zawsze idealnie na boisko szkolne lub Mark lubi grać w koszykówkę na zewnątrz szkoły, kiedy wielka gwiazda promienieje na niebie • • • • • • • • • • fluff • • • • • • • • • • pobocznie: chensung, nomin ...