Rozdział 9~×Wpadka×~

1.4K 79 168
                                    

*****
Bezwiednie usiadłam na parapecie, bokiem do okna, oplatając kolana ramionami. Zasłuchana i zapatrzona w padający deszcz niedługo później zasnęłam.

*****
Obudziłam sie nad ranem, skulona i leżąca na parapecie. Uspokajające właściwości deszczu sprawiły, że żaden koszmar nie dręczył mnie zeszłej nocy.

Czułam się w miarę wyspana.

Chciałam się jak najszybciej przebrać w świeże ubrania, ale zanim pomyślałam, gwałtownie zerwałam się z parapetu i zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Zatoczyłam się, przez co wpadłam na szafkę nocną i łóżko, robiąc przy tym niezły hałas oraz bałagan.

-Ał.

Szybko posprzątałam to co wypadło z szafki i poprawiłam pościel na łóżku. Potem zabrałam rzeczy na przebranie i poszłam do łazienki. Wróciłam z niej odświeżona i ogarnięta.

Dalej nie mam zegarka. Może poprostu pójdę na plac, aby nie przegapić treningu.

Wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi i ruszyłam przez korytarz.

Wydawał mi się wyjątkowo pusty.

***

Przez całą drogę na dziedziniec nie spotkałam nikogo. Dosłownie. Ani. Jednej. Żywej. Duszy.

Stałam na dworze już tak dłuższą chwilę zastanawiając się co ze sobą zrobić.

Nie ukrywam. Nudziło mi się.

Wreszcie postanowiłam, że położę się na trawie. (M:Tak. To świetny pomysł zwarzywszy na to, że jest początek marca (¬ω¬;) )

Rozłożyłam się wygodnie na zielonym podłożu. Nogi złączone, ręce na brzuchu, zamknięte oczy. (M:Brakuje tylko kwiatka i można udawać śpiącą królewne)

Odpoczywałam i rozkoszowałam się delikatnymi promieniami słońca. Czasami też puściłam wodzę fantazji i wyobrażałam sobie jak to by było być wolną. Taką bez ograniczeń i zasad.

Nagle słońce znikło. Pomyślałam, że to chmury. Jakże się myliłam.

-Co ty tu robisz kadecie?- usłyszałam męski głos.

Otworzyłam oczy. Nade mną stał kapral Levi ze swoim firmowym wyrazem twarzy.

-Um... Czekam na trening?

-O szóstej nad ranem? Tak bardzo nie możesz się doczekać, aż dostaniesz wycisk?

-Jest szósta?

Szatyn zmrużył oczy i zmierzył mnie wzrokiem.

-Od której tu siedzisz i dlaczego leżysz na ziemi. Jeśli się przeziębisz nie będzie z ciebie żadnego pożytku.

Wzruszyłam ramionami.
-Myślę, że jakieś pół godziny.

-...

Chyba musi się chwilę namyśleć.

-Tch. Wstawaj. Idziemy.- powiedział odchodząc spowrotem w stronę budynku.

Nie miałam wyjścia niż tylko pójść za nim.

***

Wprowadził mnie do dużej, pustej sali ze stolikami.

-Tam są talerze.- powiedział wskazując stertę białych naczyń.
-Idź coś zjeść, bo jak zemdlejesz to będziesz do niczego.

Niechętnie spojrzałam w stronę stołu z jedzeniem.

Ale ja nie jestem głodnaaa.

Powolnym krokiem, z męczenniczą miną, podeszłam do zastawy, zabrałam jeden talerzyk i poszłam nałożyć sobie śniadanie.

Zanim zajdzie słońce {Levi × OC} SnkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz