Rozdział 1

898 37 9
                                    

Był sobotni poranek. Przekręciłam się, aby zobaczyć godzinę. Była dopiero 7:00 rano. Chwile zajęło mi aby przypomnieć sobie kim jestem i co tu robię. Nazywam się Margaret Pearl, mam 14 lat i mieszkam w kamienicy na Manhattanie w Nowym Jorku. Gdy budzik zadzwonił o godzinie 7:45 szybko wstałam z łóżka i pobiegłam to łazienki. Obmyłam twarz i próbowałam rozczesać moje włosy, co nie jest łatwe, gdyż mam bujne blond loki. Następnie zbiegłam na dół do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Jednak zobaczyłam ,że na stole są naleśniki co było dla mnie zaskoczeniem. Mój tata raczej nie robił śniadania, gdyż każda jego potrawa była albo niejadalna albo paskudnie wyglądała. Jednak tym razem się postarał. Mój ojciec jest wykładowcą na Uniwersytecie Nowojorskim. Jest też historykiem, architektem i modelarzem. Gdy zajadałam się naleśnikami, nagle usłyszałam jak dzwoni telefon. Dzwoniła moja przyjaciółka Alexia. Znałyśmy się od pierwszych chwil życia, gdyż nasi rodzice znali się z czasów swojej młodości. Po chwili odebrałam.

-Cześć co tam ?

-Aaaa dobrze. Pamiętasz ,że dzisiaj jest dzień otwarty w naszej nowej szkole? -zapytała mnie.

-No tak ! Kompletnie zapomniałam a o której się zaczyna?

- Za pół godziny, więc lepiej się pospiesz Margaret. Za 15 min będę pod twoim domem. To do zobaczenia!- odpowiedziała.

Chciałam jej odpowiedzieć, ale się rozłączyła. Szybko pobiegłam na górę by się przebrać. Założyłam moją ulubioną koszulkę w kwiaty i shorty, gdyż był to upalny czerwiec. Właśnie miałam szukać swojego ulubionego naszyjnika, ale przypomniałam sobie, że zawsze mam go na szyi. Dostałam go od mojej mamy jak byłam mała, zanim nas opuściła i odjechała. Zawieszka miała kształt sowy z szarymi oczami. Tata zawsze mi mówił, że ma ona mi przypominać kim jestem, choć nadal nie wiem co to znaczy. Naszyjnik pełnił funkcję mojego amuletu, gdyż zawsze go nosiłam. Gdy chciałam go zdjąć, natychmiast czułam, że muszę go znowu założyć. Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc zbiegłam na dół. Po drodze wzięłam moją małą torebkę, gdzie schowałam portfel, telefon i błyszczyk. Założyłam moje tenisówki i otworzyłam dziwi. Na schodach siedziała moja przyjaciółka, która jak zawsze wyglądała przepięknie. Miała długie, proste brąz włosy i brązowe a czasami piwne oczy. Ubrana była w krótkie spodenki i jej ulubioną bluzę naszej szkolnej drużyny koszykówki, w której grała. Chciałam ją zaskoczyć, więc się zakradłam stanęłam za nią i krzyknęłam:

-Hejka! – Alexia podskoczyła.

- Ach to ty. Przestraszyłaś mnie!- powiedziała dając mi swoją dłoń, abym ją podniosła.

- No już przepraszam. W nagrodę pójdziemy potem do naszej ulubionej lodziarni i postawie ci lody. Pasuje?

- Niech będzie choć wolałabym pączka. – powiedziała wytykając mi swój język.

Zeszłyśmy ze schodów i poszłyśmy by zobaczyć naszą nową szkołę. Dlaczego nową? Na początku tego roku nasze rodziny, czyli moja i Alexi przeprowadziły się z New Jersey z Hoboken do Nowego Jorku. Bardzo lubiłyśmy nasze stare miasto, gdyż znajdowała się tam nasza ulubiona cukiernia. Będziemy tęsknić za ich ciastami, muffinkami i pysznymi tortami. Na szczęście rodzice powiedzieli, że raz w miesiącu będziemy tam jeździć.

 

* *

 

Gdy wchodziłyśmy do szkoły czułam, że ktoś nas śledzi. Rozejrzałam się i zobaczyłam jego. Był to wysoki, łysy mężczyzna w czarnym garniturze. Siedział koło fontanny, czytając najnowszą gazetę. Napotkałam jego wzrok był straszny. Popchnęłam przyjaciółkę, abyśmy szybciej weszły. Udało się, straciłam go z widoku. Za drzwiami czekali nasi nauczyciele i starsi uczniowie witający nas. Oglądałyśmy każdą salę, jak mogłam się spodziewać Alexi podobała się sala gimnastyczna i siłownia. Jednak szła ona do klasy biologiczno-chemicznej, gdyż chciała zostać lekarzem. Ja natomiast szłam do klasy matematycznej, której wychowawcą był pan od historii i łaciny z czego się ucieszyłam. Trudno nam będzie w osobnych klasach, ale damy radę. Na sam koniec wyszłyśmy na dwór zobaczyć boisko. Usiadłyśmy na ławce, aby zobaczyć nowy układ szkolnych chilliderek, gdy nagle znowu zobaczyłam tego mężczyznę. Alexia też go zobaczyła a jej twarz nie była już wesoła. Pociągnęła mnie za rękę i obie wybiegłyśmy ze szkoły. Była przerażona a zarazem wściekła.

- Co się stało ? Znasz tego faceta? – spytałam się Alexi.

- Margaret czy widziałaś go wcześniej ?

- Tak był przed szkołą. – odpowiedziałam.

- Nie dobrze. Nie jesteś tutaj bezpieczna. Muszę zadzwonić do twojego taty.

- Ale czekaj o co chodzi ? I dlaczego masz dzwonić do mojego taty ?!

- Słuchaj tu chodzi o twoje bezpieczeństwo muszę cię zawieść do mojego obozu. – stwierdziła przyjaciółka.

Jakiego obozu? Jedyny obóz jaki kojarzę to ten, na który Alexia jeździła co roku na prawie całe wakacje. Wyjęła swój telefon i szybko wykręciła numer. Pewnie do mojego taty, ale co on ma do tego? Nie słyszałam jej rozmowy, gdyż przyjaciółka rozmawiała szeptem. Po jakiś pięciu minutach skończyła rozmowę i powiedziała:

- Okej muszę jak najszybciej zabrać cię stąd.

- Ale gdzie ?

- Tam , gdzie jest jedyne miejsce gdzie będziesz bezpieczna.

Chciałam coś powiedzieć ,ale nagle usłyszałam straszny ryk. Przez ulicę biegł wielki pies. Chwilka to nie był pies. To było jakieś wielkie stworzenie z głową byka. Omal co nie upadłam, ale przyjaciółka pociągnęła mnie do najbliższej taksówki. Powiedziała adres, na który ma podjechać kierowca i ruszyłyśmy. Nie wiedziałam co się dzieję i zemdlałam na tylnym siedzeniu taksówki.

Ja-heroskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz