Rozdział 6

358 21 0
                                    

Byłam pod domkiem Alexi, ale co ja tam robiłam przecież byłam w swoim łóżku. Rozmawiała z jakimś wysokim mężczyzną. Był naprawdę „gorący” taki mega przystojniak. Po chwili zorientowałam się, że moja przyjaciółka jest do niego podobna. To był Apollo jej ojciec. Wow trzeba przyznać, że jest w niezłej formie jak na boga (bez obrazy panie D.). Stałam na samym środku, jednak nikt mnie nie zauważył. Popatrzyłam w dół. O bogowie …. ja byłam niewidzialna. No dobra nie do końca. Nie widziałam swojego ciała, lecz wiedziałam, że tu jestem .. nim. Dziwnie to brzmi, ale tak było. Zbliżyłam się do nich. Usłyszałam rozmowę:

- Moja mała Alexia... Wiele dziś przeżyłaś co nie?- powiedział bóg słońca.
- Tak tato... ale czy coś się stało?
- Idealnie przeczuwasz uczucia, co? Och... niestety tak... ten potwór którego dzisiaj spotkałaś, nie przyszedł po Margaret, tylko po ciebie. Obozowi i herosom grozi jakieś niebezpieczeństwo...
Chwilka on mówił o mnie i o tym potworze. Myślałam, że chodziło o mnie a jednak nie. Co się dzieje ? Czy jego córce coś grozi?

- Ale... jakie?- powiedziała.
- Niestety nie wiem... Ale musisz być ostrożna... Zapamiętaj: Nikt nigdzie nie jest bezpieczny.
- Dobrze tato... Będę uważać. 
- Liczę na ciebie. Pa
- Pa tato.

Po chwili mężczyzna znikł a dziewczyna została sama. Nagle znalazłam się w innym miejscu. Był to park w Nowym Jorku. Przede mną stał ten sam mężczyzna.

- W końcu jesteś. Miło mi cię poznać. Alexia dużo mi o tobie opowiadała.

- Och … tak. Panie Apollonie co ja tu robię?

- Margaret mam do ciebie sprawę. Nie przez przypadek pokazałem ci tamtą rozmowę. Chcę abyś pomogła mojej córce w misji. Będziesz jej potrzebna.

- Tak jest proszę pana, ale jakiej misji ?

- Dowiecie się w swoim czasie dziewczęta. – powiedział uśmiechając się.

Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale znalazłam się znowu w domku 6. Wokół wszyscy jeszcze spali. Nie czułam już bólu w kostce i mogłam wstać. Popatrzyłam na zegarek była 6:30 rano. No nieźle. Po chwili namysłu postanowiłam ubrać się i pójść postrzelać. Może i nie biorę udziału w konkursie, ale poćwiczyć mogę. Po drodze przypomniałam sobie, że jestem umówiona jeszcze dzisiaj z Tomasem. Polubiła go choć znałam go nie cały dzień. Może on pozwoli zapomnieć mi o Lucasie. To przez niego mam kłopoty. Niestety lubię obu chłopców. Jak widać Afrodyta płata mi figle. Nigdy nie miałam szczęścia w miłości. Mój ostatni chłopak zerwał ze mną po czterech dniach. Mówiąc, że nie przemyślał tego itp, lecz ja i tak się dowiedziałam, że miał inną. Moi poprzednicy nie byli wcale lepsi. Niektórym wogule na mnie nie zależało. Byłam taką zabawką w ich teatrzyku dziewczyn. Od kilku lat nikogo nie miałam. Było to trochę smutne, gdyż potrzebowałam oparcia w moim niełatwym życiu. Zobaczymy co przyniesie los. Mam nadzieję, że żaden z nich nie złamie mi serca w brutalny sposób. Po pięciu minutach dotarłam na strzelnice. Na szczęście nikogo nie było. Wzięłam łuk. Strzelałam bardzo szybko. Każda strzała trafiała w środek. Postawiłam poprzeczkę jeszcze wyżej. Popracowałam nad tarczami, aby każda z nich była w ruchu. Udało się. Nadal strzały trafiały w to samo miejsce. Jak widać to nie Lucas pomaga mi w łucznictwie. Usiadłam bo  musiałam to przemyśleć. Kiedy byłam tu z moją przyjaciółką nic mi nie wychodziło. Po zjawieniu się chłopaka wszystko się gwałtownie zmieniło. Myślałam, że dzięki jego obecności udaje mi się. Lecz teraz nic się nie zgadzało chyba, że on tu był…. Nie, niemożliwe. Sprawdzałam jestem tu sama. Nie ma tu żadnego z nich a mi idzie świetnie. Hmmm …. Muszę nad tym bardziej pomyśleć. Byłam tu jeszcze z godzinkę, gdy usłyszałam jak obóz powoli wstaje. Wyszłam ze strzelnicy i zobaczyłam Melody. Musiałam jej powiedzieć, że nie biorę udziału w zawodach. To będzie trudne, jak ja mam jej to wyjaśnić? Przecież nie powiem jej całej prawdy. Podbiegłam do niej.

Ja-heroskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz