Rozdział 9

315 23 1
                                    

Posiedziałam jeszcze chwilę u przyjaciółki, ale zbliżała się „godzina policyjna” i musiałam wracać. Miałam plan. W końcu po wielu dniach wiedziałam co mam zrobić. Zawody są jutro po 12:00. Muszę wcześnie wstać i poćwiczyć. Będąc z Alexią myślałam, że zobaczę Lucasa. Przedtem pokłóciliśmy się o jego dziewczynę. Jest nią Adara i nie mogę powiedzieć, że jest najwspanialszą osobą jaką znam. Skłamałabym wtedy. Raczej wredna z niej wiedźma, która w dodatku czaruje syna Apolla i nie tylko. Idąc w stronę domku zobaczyłam jedną dziewczynę, która chyba próbowała zrobić makijaż Melody. Podeszłam do nich.

- Nie, nie, nie rób mi tego! Nie będę się malować! Moim ojcem jest Ares!

- Oj przestań! Będziesz naprawdę ładnie wyglądać. – przekonywała za pewne córka Afrodyty.

- Margaret pomóż mi z nią. Od zawsze to robi, choć wie, że jej się to nie uda!

Nieznajoma dopiero mnie zauważyła i wyciągnęła rękę w geście przywitania.

- Cześć jestem Lola z domku numer 10. Z tego co słyszałam jesteś Margaret, tak? Niech zgadnę jesteś od Ateny? Poznaje po naszyjniku.

Mój naszyjnik, no tak zupełnie o nim zapomniałam. Nosiłam go cały czas, nie zdając sobie z tego sprawy. Zawieszka jest w kształcie sowy z szarymi oczami. Teraz rozumiałam słowa taty dotyczące wisiorka. Powtarzał mi on, że ma mi przypominać kim jestem. Kiedyś tego nie rozumiałam, ale teraz wiem o co mu chodziło. Na samą myśl o moim ojcu chciało mi się płakać. Jesteśmy sobie bardzo bliscy od zawsze. Nie widziałam go już ponad tydzień, ale ten czas szybko zleciał. Ciekawe czy wie, gdzie jestem? Wie, wie Alexia do niego, przecież dzwoniła. Pewnie teraz byśmy byli gdzieś w drodze na wakacje lub zabrałby mnie do swojej pracy. Gdy tam przebywałam inni nazywali mnie małą studentką. W końcu był on nauczycielem na  Uniwersytecie Historycznym. Lubiłam tam chodzić jak byłam mała. Było tam wiele map, samolotów, statków i innych rzeczy związanych z historią i archeologią. Po kilkunastu minutach kłótni dziewczyn udało mi się zażegnać ich konflikt. Nie było łatwo zważając na to, że kłóciła się córka bogini miłości i boga wojny. Choć z tego co słyszałam od Annabeth, ich rodzice spotykali się potajemnie razem.

- Ćwiczysz na coś ten makijaż?

- Oczywiście. Nie wiesz co jest pod koniec lata?

Spojrzałam na Melody, nadal była zła i unikała mego wzroku.

- Nie ….. czyżby jakaś wielka impreza?

- Tak, tak. Od roku w ostatnie dni sierpnia jest organizowany bal herosów. Ku pamięci wszystkich poległych w wojnach ble, ble, ble lecz najbardziej chodzi o zabawę. Dzieci Apolla są odpowiedzialne za muzykę, my robimy stroje i dekoracje a domek 9 zapewnia nam efekty specjalne. Poprzednia impreza wypadła wspaniale! Musisz na niej być. Oczywiście z jakimś partnerem.- powiedziała mrugając do mnie jednym okiem.

Robiło się już ciemno, więc musiałyśmy się rozejść. Przy łóżku czekała na mnie siostra. Uśmiechnęłam się do niej szczerze. Powiedziałam, aby na mnie chwilkę poczekała. Poszłam do łazienki, założyłam pidżamkę z sową, umyłam grzecznie ząbki i związałam włosy w wysoką kitkę. Już naszym zwyczajem było rozmawianie po nocach. Opowiadała mi o wcześniejszych czasach w obozie. Dowiedziałam się o pierwszych misjach naszej grupowej, wielkiej wojnie i o wszystkich obozowiczach. Ciekawe jaka będzie moja przyszłość …. moje misje, przygody i przyjaciele. Chciałam spytać Natalie o jej życie, ale była ona bardzo zmęczona i zasnęła. Nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z prawej na lewą stronę i na odwrót. Wszyscy wokół mnie już spali. Nawet ktoś chrapał. Zasnęłam chyba po godzinnej udręce. Miewałam dziwne sny, ale ten to chyba jakaś przesada. Znalazłam się w jakimś lesie, lecz nie daleko widać było wielkie jezioro. Pomyślałam, że to obóz Herosów. Rozejrzałam się dookoła nie widziałam nikogo, ale słyszałam kroki. Na początku były ciche, ale z czasem stawały się głośniejsze. Starałam się biec w stronę wody. Niestety las nie wydawał się mieć końca. Odgłosy były coraz bliżej. Byłam bezbronna bez broni czy nawet pegaza. Pod moją nogą leżała średniej wielkości gałąź. Nie jest to zbyt mądry pomysł, ale posłużyła mi do obrony. Nagle zza drzew zaczęły wychodzić obozowicze. Raczej nie mieli pozytywnego nastawienia, gdyż szli do mnie w pełnej zbroi i z gotowymi mieczami oraz łukami w dłoniach. Na czele wszystkich szła Adara. No jasne mój wróg sprzeciwił sobie wszystkich przeciw mnie. Stanęła przede mną ze swoim parszywym uśmieszkiem. Wyciągnęłam moją gałąź i wymachiwałam ją na wszystkie strony. Myślałam, że mi się uda, ale córka Hekate złapała ją. Już po chwili na ziemi leżał proszek z mojej broni. Byłam otoczona ze wszystkich stron. Byłam bliska płaczu. Nie dam rady nim wszystkim, jestem skończona. Chciałam krzyczeć z wściekłości i żalu. Ta dziewczyna wie jakie są moje słabości. Zawsze bałam się, że moim najbliżsi się ode mnie odwrócą. Zawsze miałam przyjaciółki, które były mi bliskie. Niestety moje życie nie zawsze było takie kolorowe. W dzieciństwie kilka osób wystawiało mnie do wiatru mówiąc, że jestem głupia i nie zbyt fajna jak dla nich. Były to dla mnie trudne czasy, bo tata siedział cały czas w pracy a Alexia miała treningi codziennie. Musiałam sobie ze wszystkim radzić sama. Teraz jest lepiej, ale nadal mam ten lęk w sobie. Gdzieś w tłumie wypatrzyłam przyjaciółkę i jej chłopaka. Koło niej stała Natalie, Melody i Patt. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Patrzyłam na moich bliskich litosnym wzrokiem, wręcz proszącym. Z drugiej strony Annabeth trzymała za rękę Percie’go, który był chyba gotowy do walki. Obok był Nico di Angelo, Leo Valdez, Clarisse la Rue oraz Thomas. Adara naciągneła strzałę i wycelowała w moją stronę. Wiedziałam gdzie strzela, w moje serce. Przynajmniej miałabym szybką i mało bolesną śmierć. Już strzała leciała w moją stronę, gdy nagle znalazłam się w innym miejscu. Była to kwiecista łąka. Niebo było niebieskie bez żadnej chmurki. Wiatr powiewał w moje włosy. Byłam bezpieczna, ale co ja tu robię. Odwróciłam się. Za mną stał chłopak. Właśnie miałam mu się przyjrzeć, lecz się obudziłam. Byłam cała zdyszana i spocona. Spojrzałam na zegarek, wybiła  równo siódma. Według mego planu muszę iść teraz na trening przed zawodami. Szybko się ubrałam nie budząc nikogo. Pobiegłam na strzelnicę. Ustawiłam manekiny i tarcze. Wzięłam łuk do ręki i kilka strzał. Za pierwszym razem trafiłam w głowę manekina. Z czasem strzelałam już tylko w samo serce. Z tarczami było trudniej, gdyż się ruszały. Jednak im więcej trafiałam w środek, czułam ulgę. Pierwszy raz pomyślałam ,że mam naprawdę szansę wygrać. Ćwiczyłam do ósmej, gdyż zbliżało się śniadanie. Po drodze do stołówki spotkałam Patt. Chciałam się z nią przywitać, ale ona szybkim ruchem przewaliła mnie na ziemię, robiąc mi fikołka. Położyła mi stopę na klatce piersiowej i szeroko się uśmiechała. Nie byłam zła na córkę Aresa. Nic mi dzisiaj nie popsuje tego dnia. Podała mi rękę i pomogła wstać. Miałyśmy pogadać, ale zawołał ją jakiś chłopak. Zobaczyłam, że Lola do mnie macha. Razem z córką Afrodyty szłam na posiłek. Opowiadała mi o swoim tacie, który ma wielką cukiernię w Waszyngtonie. Może i jej matka była boginią miłości, ale dziewczyna nie pokazywała tego po sobie. Nie nosiła sukienek, spódniczek i obcisłych topów jak jej siostry. Wręcz przeciwnie, choć była naprawdę ładna. Przy stole usiadłam wedle zwyczaju koło Natalie.

Ja-heroskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz