Złoty miesiąc, złoty pies

46 4 0
                                    

Witamy w grudniu!

Zrobiłem sobie małą przerwę od prowadzenia tego dziennika, ale wydałem Diffrent World Album, więc głowę dam, że nie będziecie zawiedzeni. 
Jak możecie się domyślić: grudzień= święta, a więc chciałbym wam wytłumaczyć, skąd wziął się pomysł na tytuł. 

Zacznijmy od tego, iż mimo bardzo chciałem, to nie mogłem pojawić się u Wujka i Agaty na święta bo moja mama ciężko zachorowała więc postanowiłem te święta spędzić z moją rodzicielką. Tak bardzo było mi tęskno za domem, że już trzynastego grudnia spakowałem się oraz ruszyłem razem z Happym do Bergen by móc od początku pomóc mamie gotować potrawy wigilijne, dekorować dom oraz z moim wiernym psem ubierać choinkę. Kocham to robić. Hilde wychowała mnie na pomocnego chłopaka, więc pewnie się w duchu cieszyła niespodziewanie otwierając drzwi do rodzinnego domu.

Moja mama od dawna nie przyjmowała gości do domu. Odkąd zostawił nas mój ojciec, Hilde zamknęła się w sobie i rzadko kiedy się śmieje, tym bardziej widuje z ludźmi. Bała się chodzić do kogoś na kawę bo wszyscy oceniali ją z góry bo mój ojciec rozpowiedział wszystkim, że mama go zdradziła i zmarnowała cały jego dobytek, kiedy to on, uzależniony od hazardu, sam w kartach przegrał pieniądze na nasz nowy dom.
I mimo ogromnych długów, mama która zawsze była chętna do pomocy, po raz pierwszy komuś odmówiła i nie otwarła drzwi, kiedy zapłakany ojciec przyszedł na wigilię trzy lata temu prosić mamę o przebaczenie.
Moja mama sobie poradziła. Ja jej pomogłem. Ojca już nie mam, a Hilde nareszcie sprzedała swoją obrączkę. 
W te święta będzie inaczej. Ja i mój pies sprawimy, że mama od nowa poczuje magię świąt i oby jej zdrowie uległo poprawie. Kobieta nie zasłużyła na taki los.


****************************************

Pierwszy norweski płatek śniegu opadł na mój nos, kiedy opuściłem lotnisko w Bergen. Poczułem ten przyjemny chłód, kiedy -2C pukały do szyb mojego domu przypominając, że święta są już tak blisko. Ścisnąłem w dłoni smycz i od czasu do czasu rzucając okiem na mojego przyjaciela i walizkę ruszyłem spacerkiem w kierunku stacji kolejowej. Czeka mnie długa podróż po torach, ale zawsze mnie to uspokajało. Potem powolnym krokiem podziwiać Bergen aż do drzwi domu numer 42 z pięknym, ręcznie malowanym nazwiskiem i skrótem H.A.Walker.
trzecia literka, która zawsze należała do mojego taty została wymazana. Jestem dumny.
Pociąg miałem o dziesiątej trzy. niecierpliwie szukałem po kieszeniach biletu, który umożliwi mi przejazd  psem komunikacją miejską. W pewnym momencie puściłem smycz a Happy ujrzawszy jakiegoś kota nie zważając na mnie rzucił się w pogoń za sierściuchem. Ja nie mogłem stać tak w miejscu i patrzeć na ten cyrk więc pobiegłem za nimi. Szpic był w takim szale, że dostał się na posesję jakiegoś gościa i szczekał na kota, który już dawno był na wysokim drzewie. Przeskoczyłem, przez płot oraz wziąłem psa pod pachę, po czym lekko zdenerwowany wróciłem na peron tylko po to by zobaczyć, że pociąg dziesiąta trzy, właśnie odjechał..

Zapytałem się przechodniów czy wiedzą co dalej będzie z moim losem i czy jakiś pociąg może mnie jeszcze podrzucić do domu. 
Niestety, jedyna odpowiedź jaką otrzymałem to taksówka. Nie miałem innego wyjścia więc wezwałem sobie podwózkę, która nie będzie mnie kosztowała wcale tak mało. Prawie 3 godziny zajęło mi przedostanie się przez całe Bergen by stanąć pod drzwiami domu nr czterdzieści dwa. W końcu się to udało. Było ciemno. Cały budynek był przyjemnie oświetlony  od środka, przez co wiadomo było iż mama krząta się po kuchni. Miałem coś jeszcze do załatwienia. Dostać się do piwnicy  i znaleźć pewną rzecz zanim Hilde odkryje moją obecność. Tak więc szarpnąłęm lekko za smycz i pociągnąwszy za sobą Happiego udałem się za dom by otworzyć właz i dostać się do podziemi posiadłości oraz zdobyć prezent gwiazdkowy dla mamy. Nie liczy się cena a wartość sentymentalna. Pamiętajcie. 
Zapaliłem w telefonie latarkę i rozpocząłem poszukiwania cennej monety i listu w kopercie, które tutaj schowałem jak miałem osiem lat. W treści owego dokumentu uwzględniłem, że jak będę duży to zabiorę mamę w podróż do wymarzonego Amsterdamu. Do dziś tam nie była. Jest fanką książki "Gwiazd Naszych Wina" a główna  bohaterka, też wyrusza w podróż marzeń... Do Amsterdamu. W walizce mam szczelnie zapakowane bilety, ale żeby dodać temu prezentowi uroku i magii postanowiłem przeszukać całą piwnicę żeby odnaleźć to co potrzebuję. 


**********************************************
Siedziałem tutaj jakieś czterdzieści pięć minut i do tej pory nic nie znalazłem. Zrezygnowany najciszej jak się dało zagwizdałem za Happym i udałem się w stronę wyjścia.  Miałem pecha również w tej kwestii. Drzwi były zamknięte na kłódkę, ktoś zauważył, że jestem i zamknął mnie w piwnicy własnego domu! I nie, nie mogła to być Hilde.
Parę razy zapukałem i wydarłem się, ale nikogo nie było słychać w pobliżu. Zasięgu też tu nie ma.  Zakłopotany i przestraszony pohałasowałem jeszcze przez chwilę, jednak bez skutku. Opadłem na stary tapczan i wyjąłem ze swojego podróżnego plecaka coś szybkiego do jedzenia i skuliłem się do snu razem z Happym. 
Śmierdziało tu i było lodowato. przykryłem się jakimś starym kocem i przytuliłem mocniej do siebie psa ale to i tak było za mało. Jedzenia miałem trochę, ale nie wiadomo czy ktoś tu kiedyś jeszcze zajrzy. Bardzo prawdopodobnym było, że tu zamarznę, a pies razem ze mną. Byłem załamany. Nagle zapaliła mi się pewna lampka w głowie. Piwnica równa się ciemno zimno i idealnie na....
WINO.

Mama od lat skupuje tutaj nieziemskie ilości trunku i wykorzystuje go szczególnie do potrwa wigilijnych jak i na małą popitę po wieczerzy. 
To znaczy, że istniał jakiś procent na to, iż mama wejdzie do piwnicy za potrzebą. Domyśliłem się też, że na pewno trzyma tu jakieś zaprawy takie jak ogórki kiszone czy jakieś kompoty, dżemy. Z bananem na japie postanowiłem udać się do półek i zaserwować sobie małe co nieco. Miało się skończyć na ogórkach tylko, ale mama miała tutaj pochowane również ciasta więc objadłem się moim ulubionym truskawkowym tortem oraz popiłem winkiem z Francji. Opróżniłem łącznie trzy butelki i bardzo chwiejnym krokiem postarałem się wrócić na tapczan jednak po drodze się potknąłem o wazon i go zbiłem. Sam zaś upadłem na ziemię i swój pijany wzrok podniosłem i spuściłem. Podniosłem jeszcze raz, pomrugałem i uwierzyć nie mogłem, ale była to prawda.
Przede mną stała mama, ale raczej nie ucieszona na widok syny tylko bardziej taka... Wściekła.

-Do domu, marsz! Wyłaź mi stąd i idź się ogarnij alkoholiku jeden.
-M.maamo. Aalee skądd tły wiedziołaaaś, żłem jaa tuu jesteeeem?
-Bo hałasowałeś tak iż musiałam iść sprawdzić czy jacy włamywacze nie przyszli. WYNOCHA!

Podniosłem się i jak pijaczyna zabrałem swoje rzeczy i wybiegłem na wolność. W domu, też czekało mnie zdziwienie bo pomimo iż mama była  w piwnicy to ktoś jeszcze krzątał się po kuchni. Zauważyłem jak przez mgłę pewną sylwetkę i wtedy zrozumiałem...


CIĄG DALSZY NASTĄPI

Mój wujek Poniatowski/ Alan Walker w Świecie PiPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz