- Co jest schowane pod łóżkiem- dlaczego nie chce wyjsć
- Jaki ma plan
W domu stevena panował spokój i praktycznie niczym nieprzenikniony mrok, rozświetlany przez kilka malutkich punkcików przemykających po podłodze, Był to Steven wraz z przyjaciółmi Uciekający do najlepszej kryjówki jaką mieli w tej chwili. Czyli bazy Amesyst którą sobie zrobiła podłodze pod łóżkiem stevena, za sobą słyszeli tupanie Butów ich prześladowcy. Dio. Wampir podążał za nimi z wolna, wiedział że w tym rozmiarze mu nie ucieknął więc praktycznie sięz nimi bawił. Nagle mężczyzna zmarszczył brwi słysząc cichą obelgę ze strony ametyst, zacisnął zęby i krzyknął to czego się wszyscy obawiali.
- Za warudo !!
Wtem wszystko stanęło, czas się zatrzymał, a Dio wraz ze swoim Standem szedł przez pokój szukając małych mrówek którymi byli nasi bohaterowie. Na szczęście dla nich akurat zatrzymali się na wycieraczce z dość dużymi frendzelkami, które zasłaniały naszych bohaterów i Dio nie mógł ich zobaczyć, ani wyczuć przez brak standu u jakiegokolwiek członka drużyny klejnotów.
- Gdzie się chowały małe myszki ?...i tak was znajdę !
Dio zaczął dokładnie przeszukiwać dom steven'a wykorzystując jak najlepiej każdą z 8 sekund którą ma podczas zatrzymania czasu zanim wszystko ruszy, jednak nie udało mu się znaleźć nikogo.
- Hmmph cóż, następnym razem się zabawimy. Zniszczyć mieszkanie...
Na te słowa czas ponownie ruszył a przez wszystkie okna wbiły się Zastępy ożywionych mieszkańców z Beach city, które zaczęły demolować mieszkanie steven'a, a Dio wszedł Przez drzwi do świątyni aby odnaleźć Artefakt którego potrzebował. Chłopak był przerażony widokiem jego byłych przyjaciół niszczących jego dom, zwłaszcza że zniszczyli w tym również obraz przedstawiający jego matkę, ale musiał zachować spokój jeżeli kryształowe klejnoty miały przeżyć. Musieli podążać za planem i dostać się do kryjówki Ametyst.
Gdy większość zombie skupiło się na niszczeniu kuchni steven'a Klejnoty ruszyły możliwie jak najciszej, ale i w miarę szybko w stronę chodów.
Nie mogli zrobić nic, Potwory Dio niszczyły wszysto...prawie wszystko, z jakiegoś powodu żaden z nich nie ruszał jego łóżka, niektóre podchodziły na chwile do niego, ale od razu zawracały.- Co jest?...
Zdziwiony chłopak przyglądał się temu dziwnemu zjawisku przez chwilę, ale szybko został wciągnięty przez Sadie Do małej klatki schodowej prowadzącej na góre, w stronę łóżka stevena.
- Steven zwariowałeś ?? przecież jakby cie zobaczyli to już by było po tobie !
Sadie martwiła się o swojego przyjaciale, ale także wiedziała że tylko on ma jakiekolwiek sznase przeciwko tym stworom, nawet w tej postaci był w stanie zadać im dość mocny cios, dzięki nauce Hamonu którą dostał od pana Josepha.
- Przepraszam po prostu...coś mnie zaciekawiło....
Wszyscy zaczęli iść na górę w akompaniamęcie pojękiwania i pomrukiwania Zombie które szalały w domu, w końcu gdy byli na górze Ametyst otworzyła jakieś drzwi co dziwne metalowe i ukazała im małe pomieszczenie które względem nich miało jakieś 4 metry wysokości. Ku zdziwieniu wszystkich już tam ktoś był.
- Perydot ?!?
Zielonoskóra dziewczyna wzdrygnęła się i spadła z krzesła widząc jak jej przyjaciele wchodzą do pomieszczenia z równie zdziwioną co uradowaną miną.
- Ooohh...h-hej.
Peri przy powitaniu zarumieniła się na zielono i wstała, a Steven wręcz wskoczył jej w ramiona mocno ją przytulając.
- Myślałem że ciebie też zabrali !!
rumieńce na twarzy kosmitki powiększyły się czując miły uścisk chłopaka na sobie i odwzajemniłą przytulenie.
- Gdy tylko się zmniejszyliśmy pobiegłam do teleportera i schowałam się tutaj...tak jakby pomagałam Ametyst w budowie tej kryjówki....A-ale tylko w celach obronnych na takie wypadki !!
- Dobra nie ważne teraz...trzeba wymyślić jak się powiększyć i jak wykurzyć te zombiaki stąd bez zbytniego uszkadzania ich....
Steven momentalnie posmutniał Myśląc o tym że będzie musiał skrzywdzić ludzi z którymi kiedyś mieszkał w zgodzie...ale nie miał wyboru, to już nie byli jego sąsiedzi. To były żądne krwi zombie służące Dio.
Gdy charkotanie względnie ucichło Ametyst podeszła do ściany i stuknęła w nią 2 razy, a ta rozsunęła się i zmieniła w Okno. To co zobaczylo za oknem zmroziło im krew w żyłąch. Wszystkie zombie patrzyły się na łóżku pustym wzrokiem, jakby czekały na sygnałdo ataku albo jakiś ruch który miałby je sprowokować.
- O gwiazdy.....Ametyst opuszczaj !!!
- Nie czekaj...chyba jesteśmy bezpieczni.
Steven podszedł do okna i wpatrywał się w ożywieńców, dopiero teraz zauważył że ich nogi przesuwały się w tył lekko, jakby napierały na coś niewidzialnego przez co nie mogą się przebić.
- Jesteśmy bezpieczni...jest tutaj jakieś polę z hamonu...chyba to lewek go wytwarza...przecież często śpi na moim łóżku...
Wtedy Steven przypomniał sobie jak Joseph opowiadał mu że podczas pierwszego spotkania z jakimś "Santvinto" użył kępki włosów jednego z nazistowskich żołnieży jako tarczy przeciwko pociskom. Momentalnie spostrzegł że wokół łóżka i kanapy są małe punkciki odbijające światło, po chwili zrozumiał że to sierść lewka!
- Lewek...on nas chroni.
Nikt z tu obecnych nie wiedział do końca co steven miał na myśli, ale jego pewność siebie przekonała wszystkich że to prawda. Minęło jakieś 20 minut a Dio nadal nie opuszczał świątyni, co spędzało sen z powiek Chłopakowi.
- Czego on tam mógł szukać?...
- Chyba wiem...
Perydot podeszła nieco przybita do Steven'a i usiadła obok kontynuując.
- Gdy sięzmniejszyłam Dio właśnie wszedł do stodoły, zrobił tam swoją bazę wypadową. Słyszałam że chce znaleźć jakiś skażony klejnot...on chce...użyć maski na Klejnocie i wysłać go na Homeworld....
Chłopak przeraził się na wieść o planie Dio, Wampir i klejnot pod kontrolą tego potwora...to przecież oznaczałoby koniec Rasy klejnotowej...na szczęście wygląda na to że musi przejść przez każdy pokój klejnotów aby dojść do komnaty baniek. Niestety to nie zmieniło tego że to i tak tylko odwlekanie nieuniknionego.
- Musimy go powstrzymać....