Rozdział XIV

107 8 0
                                    

Lucy pov

Siedząc nad brzegiem jeziora odpaliłam papierosa i otuliłam swe płuca dymem. Patrzyłam na wodę skąpaną w mroku i wsłuchiwałam się w błogą ciszę, co jakiś czas przerywaną przez szum pobliskich krzaków i drzew. Było mi tak dobrze...

Ostatnim razem, kiedy widziałam to jezioro miałam sześć lat i do tego znajdowałam się u boku Jacka.

Zupełnie tak jak teraz...

Tylko, że nie był on już tą samą osobą. Coś się zmieniło.

Obróciłam się nie wstając z kamienia, by spojrzeć na mojego towarzysza, który stał oparty o maske samochodu,  a jego oczy były skierowane gdzieś w dal.

-Jack?

-Huh, honey?- ocknął się.

-Wracamy do domu?- zapytałam,  a na moje usta wkradł się uśmiech.

-Na pewno odwieźć cię do domu, czy może jednak pojedziemy na noc do mnie? Zapraszam cię, Aniołku.

Na moją twarz wkradł się rumieniec, gdy uświadomiłam sobie jak bardzo tego chcę.

-Chętnie zobaczę jak mieszkasz.- odparłam i podeszłam do niego, by zaraz złożyć na jego policzku niewinny pocałunek. Jack w mgnieniu oka złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej do siebie, by otulić mnie swoim silnym ramieniem.

Postaliśmy chwilę w milczeniu, po czym wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.

Podróż minęła nam w ciszy, która nie była jedną z tych niezręcznych. Do Gotham wjechaliśmy od zupełnie innej strony, niż stał mój dom. Przemierzaliśmy skąpane w ciemności, wąskie uliczki. W pewnym momencie światło lampy pozwoliło mi na przeczytanie nazwy uliczy widniejącej na znaku przy drodze.

-Lagune Street... Jaka wdzięczna nazwa! To tutaj mieszkasz?

-Zgadza się, ale mój dom stoi na uboczu. Zaraz sama zobaczysz.

Jack miał rację. Jego dom był faktycznie oddalony od pozostałych. Ogródek osłaniały wysokie tuje, więc ciekawscy przechodnie nie mieli żadnych okazji do podglądania. Zielonowłosy wyciągnął z kieszeni spodni pilot o niewielkich rozmiarach, by otworzyć bramę bez wychodzenia z samochodu. Gdy wjechaliśmy na podwórko zgasił silnik i wysiadł z auta. Obszedł je dookoła i otworzył mi drzwi.

-Milady?

-Dziękuję.

-Ależ proszę. Zapraszam do środka.

Wnętrze jego domu prezentowało się dość... przytulnie, ale i mrocznie. Ciemnobrązowe ściany, meble z równie ciemnego drewna. Jedynymi w miarę jasnymi pomieszczeniami były kuchnia i łazienka. Na ścianach w korytarzach na parterze i piętrze były porozwieszane przeróżne maski. Wygląd niektórych sprawiał, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.

-Napijesz się czegoś?

-Poproszę wody. Ładnie tu masz! Ale czy nie nudzi cię mieszkanie w tak dużym domu samemu? Mam na myśli... Czy nie czujesz się samotnie?

-Nie, Aniołku. Przywykłem.Poza tym nie spędzam tu wiele czasu. Zazwyczaj bywam w miejscu mojej pracy.

Przeszły mnie ciarki.

-Miejscu twojej pracy? To znaczy gdzie...?

-Kiedyś cię tam zabiorę. Proszę, twoja woda.- powiedział podając mi szklankę.

No, przynajmniej mogłam mieć pewność, że w miejscu, w którym przebywam nie było nigdy żadnych trupów... Chociaż tak naprawdę cholera go wie...

-Dziękuję za tą wycieczkę, Jack. Bardzo mi się podobało. Gdyby ktoś kilka dni temu powiedział mi, że jeszcze cię kiedykolwiek zobaczę, to śmiałabym się wniebogłosy i mu nie uwierzyła.- stwierdziłam siadając na kanapie w salonie. Obok mnie rozsiadł się zielonowłosy.

-Wiem, skarbie. A teraz proszę bardzo. O to jestem i nigdzie się nie wybieram.- powiedział Jack i przysunął się bliżej mnie. Kiedy jego dlonie znalazły się na moich biodrach, poczułam skurcz gdzieś w okolicy podbrzusza.

Cholera... Od dawna nikt nie doprowadził mnie do takiego uczucia jednym dotykiem. Musiał to zauważyć, bo uśmiechnął się na ułamek sekundy pod nosem. Jego dłoń powędrowała niżej między moje uda w taki sposób, że teraz głaskał ich wewnętrzną część.

Matko, jak bardzo mi się te pieszczoty podobały. Nie chciałam, żeby przestawał. Moim ciałem zawładnęły dreszcze.

-Jack...- szepnęłam, a on przysunął twarz do mojej szyi.

-Uwielbiam, kiedy wypowiadasz moje imię w ten sposób...- wydyszał cicho, a ja poczułam na skórze jego ciepły oddech. W moje ciało uderzyła fala gorąca.

Wydałam z siebie cichy jęk, kiedy jego dłoń delikatnie musnęła miejsce, w którym zbiegają się moje uda. Ten dźwięk chyba podziałał na niego jak afrodyzjak, bo drugą rękę zacisnął na moim nadgarstku. Spojrzał mi w oczy, a moją twarz po raz drugi dzisiaj oblał rumieniec.

Tak bardzo chciałam...

Poczułam delikatny dotyk jego języka na moich spragnionych ustach.

-Lucy... Pożądam cię.- wysapał w moje wargi i kiedy już oboje myśleliśmy, że nadejdzie ta chwila...

Rozległ się dzwonek do drzwi.

-Kurwa...- szepnął zrezygnowany Joker. -Nie mają kiedy przychodzić?!

-Idź otwórz, może to coś ważnego...- powiedziałam ledwo łapiąc oddech.

Jack uśmiechnął się do mnie łobuzersko.

-Zaraz wracam, Aniołku. Nie uciekaj.- cmoknął mnie w policzek i poszedł otworzyć drzwi swojemu gościowi.

Kto śmiał zepsuć nam tą chwilę?


The new purple.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz