Rozdział XVIII

80 3 0
                                    

Lucy pov

-Dobra, wszyscy cisza!- krzyknął Jack, gdy tylko przeszliśmy przez drzwi wejściowe bunkra. Moim oczom ukazało się duże, oświetlone przez kilka łysych żarówek pomieszczenie. W środku było około dziesięciu osób, którzy na "prośbę" Jokera zamilkli i skierowali swoje oczy prosto na nas. Wśród nich rozpoznałam Oswalda, który, gdy nasze spojrzenia się spotkały, oczywiście nie miał zamiaru być cicho.

-Witam piękną Panią!- podszedł do mnie, by uściskać moją dłoń. Ależ on był miłym facetem! Aż trudno uwierzyć, że złoczyńcą i mordercą...

-Dobry wieczór, Os!- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.

-Witam również ciebie, brzydalu.- te słowa skierował do zielonowłosego, który chyba tracił powoli i tak już nadszarpniętą cierpliwość.

-Os... Kiedyś cię zamorduję.- syknął.

-Życzę powodzenia. Byle nie teraz, gdyż zaraz mam zamiar rozegrać partyjkę bilarda z Edwardem.

-Właśnie, gdzie jest ten czub?- zapytał Jack.

-Tutaj.- usłyszeliśmy tuż za swoimi plecami, przez co oboje podskoczyliśmy.

-Nie spodziewałam się tego... - stwierdziłam, łapiąć przy tym oddech i odwracając się, by ujrzeć twarz osoby, która prawie przyprawiła mnie o zawał serca. Zobaczyłam wysokiego, szczupłego mężczyznę o ciemnych włosach i okularach na nosie, który uśmiechnął się przyjaźnie na mój widok i wyciągnął ku mnie swoją dłoń, lekko się schylając.

-Witam, Edward Nygma.

Niepewnie złapałam jego rękę i delikatnie nią potrząsnęłam.

-Lucy Cassata...

W Edwardzie bylo coś... Tajemniczego. Nie potrafiłam znaleźć trafniejszego słowa na określenie tego mężczyzny. Był taki enigmatyczny... Cóż, jego imię i nazwisko do czegoś jednak zobowiązują.

-Aniołku, Edward to taki masz klasowy dziwak.- powiedział Jack i puścił mi oczko.

-Oh, a myślałem, że to Ty nim jesteś, pudernico...- stwierdził Oswald, na co w trójkę wybuchnęliśmy śmiechem. Joker zacisnął pięści i mruknął pod nosem jakąś wiązankę przekleństw.

-Idźcie już lepiej grać w tego jebanego bilarda i zostawcie nas na chwilę samych.

-Jak sobie życzysz.- odparł Oswald i razem z Edwardem skierowali swe kroki w stronę jednego z dwóch stołów bilardowych stojących nieopodal.

-Nie jest tak źle... Szczerze mówiąc myślałam, że będę uciekać w popłochu, gdy zobaczę tych wszystkich złoczyńców skupionych w jednym miejscu. To chyba niedorzeczne, ale... Mili z nich goście.- powiedziałam, na co Jack się do mnie uśmiechnął.

-Cieszę się, że mi zaufałaś.

Tak na dobrą sprawę sama nie wiedziałam, czy mu ufam, czy nie. Wachałam się między skrajnościami, ale przecież miałam prawo. Zwłaszcza, że nie widziałam go tyle czasu. Zwłaszcza po jego obietnicy, którą kilka lat temu złamał...

Nie, stop. Myślenie o tym nigdzie by mnie zaprowadziło, a przynajmniej nie teraz. Póki jest dobrze - po co mam sobie zaprzątać głowę przeszłością?

Podeszłam do Jokera i pocałowałam go w policzek, na co on zareagował szybkim złapaniem mnie za biodra swoją silną ręką i przysunięciem do siebie bliżej.

-Ej!- zachichotałam.

-Nie przeszkadzam?- z tej miłej chwili wyrwał nas niski i lekko zachrypnięty głos. Odwróciłam się, by zobaczyć jego właściciela, jednak gdy tak się stało nogi ugięły mi się w kolanach.
Ujrzałam bowiem mężczyznę, którego twarz w połowie była ciemnoczerwona, jakby spalona, zaś druga połowa wyglądała już normalnie. Nawet miał blond włosy...

-Lucy, to jest Dwie Twarze.- z transu wybudził mnie zielonowłosy.

-Harvey Dent, bardzo mi miło.

-Lucy Cassata...- odpowiedziałam ledwo co przypominając sobie, jak się nazywam.

-Mam nadzieję, że wam nie przerwałem. Co powiecie na drinka i partyjkę bilarda?- zapytał Dent i wyciągnął w naszą stronę dwie szklanki ze złotą, płynną zawartością.

-O tak, mi to się teraz na pewno przyda.- stwierdziłam łapiąc za jedną z nich i wypijając od razu duszkiem. Joker dobrze wiedział z jakiego powodu zrobiłam to tak szybko, przez co zaczął się głośno śmiać.

-Hahaha! Dla tej pani poproszę jeszcze dziesięć takich!- po tych słowach spojrzałam na niego i sama wybuchnęłam śmiechem.

-O! Jesteś panie płomyczku!- krzyknął Pingwin w kierunku Harveya, co wywołało u nas kolejną salwę niepohamowanego śmiechu.

-A zatem możemy zaczynać zabawę!- stwierdził entuzjastycznie Cobblepot i wszyscy zajęli się piciem, rozmowami oraz graniem. Nie tego się spodziewałam przychodząc tutaj. Naprawdę zostałam miło powitana, nie czułam się zagrożona... Chyba nawet na moment zapomniałam, kim tak naprawdę ci wszyscy ludzie byli...

The new purple.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz