Rozdział XVII

89 2 0
                                    

Lucy pov

-Gotowa?- usłyszałam głos Jacka, który zostawił mnie na chwilę u siebie w salonie, by samemu pójść się przebrać i przygotować to spotkania. Widziałam, że chyba uzupełnił kieszenie w swoim długim, fioletowym płaszczu, bo były wyjątkowo wypchane.

-Gotowa.- uśmiechnęłam się do niego. W głębi duszy wcale nie byłam. Czułam lekki ucisk w klatce piersiowej na myśl o tym, że dzisiaj stanę oko w oko z jednymi z najgroźniejszych przestępców  Gotham.

Sama się na to zgodziłam...

-Fantastycznie! W takim razie ruszamy. Ah i weź to, Aniołku.- Jack wyciągnął z kieszeni spodni jakiś niewielkich rozmiarów, czarny nożyk i podał mi go. -Tak na wszelki wypadek.- dodał, a ja przełknęłam ślinę i przyjęłam podarunek.
Miałam szczerą nadzieję, że ten "wszelki wypadek" nigdy się nie wydarzy. Przecież  w starciu z tymi ludźmi nie miałabym szans, a nawet gdyby to nie oni mnie zaatakowali, a ktoś inny to i tak nie byłabym w stanie zabić tej osoby. Chociaż... W przypływie adrenaliny...

Nie, nie powinnam o tym myśleć, bo nic się nie wydarzy.

-Halo, ziemia do Lucy.- usłyszałam, co sprawiło, że się ocknęłam. -Pora ruszać, aniołku.

-Tak... Jack? Ja chyba zaczęłam się delikatnie denerwować...- powiedziałam, co on skwitował uśmiechem pod nosem.

-Niby dlaczego? Bo co, bo od spotkania z wariatami, którzy nie mają żadnych skrupułów dzieli cię zaledwie kilka chwil? Przestań... co może pójść źle?

-Wszystko!!! - krzyknęłam jednak trochę mnie ta sytuacja rozbawiła, a w zasadzie to, co powiedział. Przecież to brzmiało niedorzecznie.

-Przesadzasz. Idziesz tam ze mną, nie sama. Będę cię trzymał blisko siebie.

Po tych słowach wyszliśmy z domu, wsiedlismy do auta i ruszyliśmy w drogę.
Gdy wyjechaliśmy z miasta i wjechaliśmy do pierwszego lasu moim oczom ukazała się wąska ścieżka. Kiedy w nią wjechaliśmy byłam w niemałym szoku, że auto Jacka się tam zmieściło. Po kilku minutach dotarliśmy pod jakiś stary bunkier, przy którym zielonowłosy zaparkował swoją nieśmiertelną brykę. Miałam już wysiadać, gdy złapał mnie za kolano. Spojrzałam na niego pytająco.

-Oj Lucy... nie martw się. Absolutnie nikt nic ci nie zrobi, musisz mi zaufać. Znam tych ludzi jak własną kieszeń, więc chyba sama rozumiesz jak dobrze. Chodź tu.- rozkazał, na co skinęłam głową i pochyliłam się w jego stronę. Złożył na moich ustach namiętny pocałunek, który rozwijał moje wszelkie wątpliwości.

-Let's do this, honey.- Powiedziałam i wyszliśmy z samochodu.

The new purple.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz