rozdział 7

19 3 0
                                    

Fortis leży na moich nogach. Jest spokojny, mimo że coraz więcej osób do niego podchodzi. Głaszczą go, zabawiają, mówią do niego. Fortty wydaje się zmęczony. Wszystkich liże lub drapie, tak wystawia swoją opinię na ich temat. Jest podobny do mnie, ponieważ duża część ma zadrapania. Większości nie lubi.

Ciężko mi ocenić czy ludzie są zawiedzeni, czy szczęśliwi, że jednak przeżyli. Wyglądają na równie przygnębionych co zadowolonych. To, czego dokonał Profesor Sheldon, ma swoje plusy i minusy, uratował nas z rąk Kosiarzy, ale jednak zapobiegł ucieczce. Nikomu się nie poszczęściło, wszyscy bezzmiennie jesteśmy w wiosce, a nie za płotem. Jednak żyjemy, a to dług, którego raczej nie uda nam się spłacić.

Doceniam Profesora, ocalił Fortisa, a przecież zwierzęta są zakazane. Mam u niego kolejny dług, którego także nigdy nie spłacę. Gdyby go zabił, postąpiłby, jak należy, ale na pewno nie tak jak czuje. Jest dobrym człowiekiem, przypomina mi Titusa. Obaj wychowali się w Centrum, ale wiedzą, że to, co się dzieje, jest złe i nie powinno tak wyglądać.

Profesor właśnie rozmawia z Miriam i przyglądają się zatrutej wodzie w jeziorze. Obserwuję lekko poczerniałą powierzchnię. Na pierwszy rzut oka widać, że coś jest nie tak.

— Woda jest skażona. Nie chciałbym nikogo urazić, ale nasza wina jest tu niemożliwa. Wiem jakie macie o nas zdanie, ale wodę musiał skazić ktoś od was. Gdybyśmy to byli my zatrucie płynęłoby z wewnątrz, a nie z wierzchu. — wyjaśnił, nasuwając okulary na nos. Uśmiech spełzł z mojej twarzy. A więc zdecydował się zrzucić winę na nas. Nie podoba mi się to. — Odpowiedzialny powinien się przyznać i to natychmiast.

Poważniejemy, to oczywiste, że nikt z nas tego nie zrobił. Jezioro to nasz jedyny, marny dostęp do wody, bez niej poumieralibyśmy. Gdyby nie opiekunowie Miriam już dawno byłoby po nas.

Co innego ludzie z Centrum, mają tam wszystko, gotują zupy, gotują warzywa. Nie znają wielkiej wartości wody. Dla nich to nic wielkiego mają ją na co dzień. Nie doceniają wody.

— Myślę, że się pan zagalopował — pod wpływem słów Elliota, wstaję. Dlaczego on musi, jak zwykle wpadać w tarapaty? Zostawiam Fortisa na ziemii, mruczy niezadowolony.

— Elliot, daj spokój — nakazuję, ale on od razu każe mi się zamknąć. Tak jest, on rządzi.

— Nie mamy tutaj nic, jak sam pan widzi. Dlaczego ktokolwiek z nas miałby chcieć nas otruć, a w tym i siebie. Zabrać nam jedyny dostęp do wody? To bezsensu.

Biją się na spojrzenia, kto pierwszy ucieknie wzrokiem? Elliot czy Profesor? Elliot. Czekam na rozwój wydarzeń, ale nic się nie dzieje. Po raz kolejny Profesor Sheldon pokazał swoje dobre oblicze. On naprawdę nie chce nam zaszkodzić. Klepie Elliota po plecach, który obrzydzony odsuwa się od niego. Profesor zbliża się do mnie i zadaje pytanie, którego się nie spodziewałam.

— Czy ktoś z was otruł się tą wodą? — delikatny ton wskazuje na troskę. Profesor zaskakuje mnie coraz bardziej, jego niebieskie oczy łapią ze mną kontakt.

— Nie, ale mała Robyn wypiła zanieczyszczoną wodę parę tygodni temu.

— Gdzie teraz jest? — pyta. W podskokach prowadzę go do chatki Robyn. Pora, aby ponownie uratował komuś życie. Bert i Clarie rozpoznają go i goszczą z serdecznymi uśmiechami. Pewnie znają się z Centrum.

— Muszę zajrzeć do Robyn — mówi na starcie Profesor Sheldon i przerywa propozycję Berta, który zapragnął z nim powspominać lata młodości.

Profesor siada na podłodze i rozkłada swoją czarną torbę, pełną buteleczek, z jaskrawymi płynami. To pewnie odtrutki. Przyszedł, aby nam pomóc, z torbą pełną lekarstw.

LoteriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz