Rozdział 4

1.3K 62 8
                                    

Budzę się gdy jest już jasno. Nie wiem która jest godzina więc zerkam na zegarek - 9:27. Ethan'a nie ma w domku, więc szybko zaczynam przeglądać plecak. Mam wszystko.

Odetchnęłam z ulgą, wygląda na to że odszedł. Trudno, znajdę dzisiaj broń i idę przed siebie.

Gdzie dojdę?

Nie wiem.

Nagle słyszę jak ktoś otwiera drzwi tarasowe, poszedł szukać czegoś przydatnego w domu który już dawno przejrzałam?

Otwieram drzwiczki i schodze na dół, Ethan od razu mnie zauważa i zaczyna się do mnie uśmiechać. Jest wysoki, gdzieś ze 180cm ma napewno, ma bardzo ciemne oczy, prawie czarne. Są śliczne.

-Wyspałaś się? - pyta nie przestając się uśmiechać, też mam się uśmiechnąć?

-Chyba tak, nie wiem. - mamrocze pod nosem, nie wiem nawet czy mnie zrozumiał. - Wybierasz się gdzieś?

-Tak, muszę się dostać do Strefy. Myślałem że coś zostało w domu ale nic nie ma.

Geniusz. Chwila co?

-Strefy? Jakiej Strefy? - pytam zaciekawiona.

-Ty nic nie wiesz? Ci którzy przeżyli w tym żołnierze stworzyli Strefę Bezpieczną. Bez zombie.

Nic nie wiem o tej strefie, ale skąd on o tym wie? Czy ta Strefa w ogóle istnieje?

-Skąd wiesz że jest coś takiego?

-Mój ojciec był żołnierzem, był regularnie informowany. Gdy zginął kontakt się urwał, ale wiem gdzie to jest. Strefa znajduje się jakiś tydzień drogi stąd.

Tydzień. Jeśli chcemy trafić tam szybciej i przeżyć musimy iść w nocy, to niebezpieczne, w nocy zepsutych jest za dużo, nie damy sobie z nimi rady.

-To niebezpieczne. - szepczę i patrzę uważnie na chłopaka.

-Tam będę mógł żyć normalnie, bez zastanawiania się czy znajdę coś do jedzenia albo czy znajdę schronienie.

Chwila ciszy. Patrzymy na siebie bez słowa, w końcu znów się odzywa.

-Chodź ze mną. Razem napewno nam się uda, gdy tam dojdziemy będziemy żyć jak wcześniej.

Nic nie będzie jak wcześniej, ale waham się. Co jeśli to ściema? Nawet jeśli tam dojdziemy cali i zdrowi, to co dalej?

Mam żyć tak jakby nic się nie stało?

Szczęśliwa bez rodziców i Cody'ego?

Poza tym nie wiem czy mogę mu ufać, nie znam go.

-No nie wiem.

-Gwendolyn...

-Gwen - wcinam się, nienawidzę swojego pełnego imienia.

-Gwen... Wiesz, że zostanie tutaj to zły pomysł. W końcu w okolicy skończy się jedzenie, co wtedy? A tam? Tam będziesz miała zapewnione jedzenie, dom, lepsze życie niż w domku na drzewie.

Ma rację.

Wzdycham, rozglądam się nie wiedząc po co. Wygląda na to że muszę mu zaufać.

-No dobrze, spakuje wszystko i możemy ruszać. - odpowiadam cicho i ruszam w stronę domku, boję się.

Boję się tak bardzo jak tego dnia.

Nie mam wyjścia, jeśli chce przeżyć muszę z nim iść, może ta Strefa istnieje i moja obietnica zostanie napewno spełniona. Pakuję do plecaka wszystko co mam, w szczególności Lotka i zdjęcia. To najważniejsze co mam i nie mam zamiaru tego stracić. Gdy jestem gotowa do wyprawy schodze z drzewa i podchodzę do Ethana który siedzi na tarasie i czeka na mnie.

The Zombie World Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz