Rozdział 12

769 39 12
                                    

-Gwen pomóż mi! - widzę Cody'ego który stoi w kącie przerażony a w jego stronę zmierza zombie, po chwili zepsuty atakuje mojego braciszka, rozszarpuje mu brzuszek a potem widzę tylko krew. Mnóstwo krwi.

Cody leży na podłodze i szybko oddycha, do oczu napływają mi łzy, chce do niego podejść ale nie mogę się ruszyć. Nagle miejsce akcji rozgrywa się gdzie indziej. Nie jestem w żadnym konkretnym miejscu, jestem w pustce.

Po chwili widzę jak parę kroków przede mną robi się jaśniej a z mroku wychodzą moi rodzice. Nic im nie jest.

-Mama? Tata? - szepcze nie wierząc w to co widzę.

-Dlaczego uciekła, Gwen? - widzę na twarzy mojej mamy smutek, w pewnej chwili mam wrażenie że za chwilę się rozpłacze.

-Przepraszam, ja nie wiedziałam - mój głos się załamuje, mam poczucie winy, dlaczego wtedy wyszłam z domu?

-Zostawiłaś nas - w głosie taty słyszę żal, jest zawiedziony tym co zrobiłam.

-Nie wiedziałam że coś takiego się stanie, nie wiedziałam że możecie zginąć. - z moich oczu leci potok łez, czuję jak cała się trzęse. - Chciałabym cofnąć czas - chce do nich podejść, przytulić ich, nie czekam na wybaczenie, chce po prostu poczuć że znowu są przy mnie.
Bez żadnego słowa oboje zaczynają cofać się w mrok, wyciągam rękę w ich stronę.

-Proszę, zostańcie! - Nie mogę się ruszyć, chyba mnie nie słyszą bo moje wołanie nic nie daje i w końcu znikają w mroku. - Nie zostawiajcie mnie, proszę! - rozpłakałam się już na dobre, po chwili słyszę znajome warczenie a zaraz po nim zauważam kilku zepsutych biegnących w moją stronę. Rzucają się na mnie a ja zaczynam krzyczeć.

Budzę się cała zlana potem, obok mnie leży Jack, który gdy czuje że gwałtownie się podnosze od razu spogląda na mnie i również się podnosi.

-Co się stało, mała? - pyta wyraźnie zmartwiony, wycieram wierzchem dłoni mokre od potu czoło i przymykam oczy.

-To moja wina. - szepcze i przygryzam mocno wargę, on tylko marszczy brwi i odgarnia kosmyk moich włosów za ucho.

-Co jest twoją winą, Gwen?

-Zostawiłam ich, przeze mnie nie żyją.

- Jack od razu wie o co mi chodzi, siada i opiera się o drzewo, po chwili przenosi mnie na swoje kolana i mocno w siebie wtula.

-To nie jest twoja wina, gdybyś została z nimi mogłabyś skończyć jak oni, jak twój brat.

-Ale nie powinnam ich była zostawiać, powinnam z nimi być do końca. - zaciskam pięść na jego koszulce i mocniej się w niego wtulam, jestem taka słaba.

Jack podnosi dwoma palcami mój podbródek i patrzy głęboko w oczy. - Nie jesteś niczemu winna, widocznie tak musiało być.

Ma rację, nawet gdybym została to co by to dało? Skończyłabym tak jak Cody?

Zniknęłabym tak jak rodzice?
Kiwam głową delikatnie, czy to poczucie winy kiedyś zniknie?

Czy może się nasili?

-Idź spać spokojnie, jestem przy tobie i nie pozwolę żeby coś ci się stało, mała. - całuje mnie w czoło i przytula do swojej klatki piersiowej, posłusznie kładę na niej głowę ale nie przymykam od razu oczu. Widzę jak Ethan patrzy się na nas zdenerwowany i zaciska pięści. Nie rozumiem jego zdenerwowania, zmarnował swoją szansę a ja zmarnowałam na niego czas.

Zamykam oczy i po chwili zasypiam.
                                
                                   *

The Zombie World Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz