Rozdział 7

949 55 21
                                    

-Wstawaj mała, musimy iść - jego łagodny ton i gładzenie mnie po głowie jest dla mnie najlepszym budzikiem, mogłabym być przez niego tak budziona codziennie.

-Już wstaje - szepcze i powoli "odklejam" się od jego klatki piersiowej. Uśmiecha się i całuje mnie w czoło, w całej tej apokalipsie jest tylko jeden plus - gdyby nie ona nie poznałabym Ethan'a. Podnosimy się z podłogi i otrzepujemy spodnie, pełno tutaj piachu.

Chłopak łapie mnie za dłoń i wyprowadza z kościoła, Strefa jest coraz bliżej, już nie mogę się doczekać, rozpoczniemy nowe życie, razem.

-Myślisz że zombie się przemieściły? - pytam i zerkam za siebie, po upewnieniu się że nikt za nami nie idzie spoglądam na chłopaka.

-Raczej, czy Cody się przemieścił, prawda? - spuszczam głowę w dół i patrzę na nasze nogi które idą w tym samym tempie, ma rację, myślę o tym czy uda mi się zobaczyc Cody'ego, nawet jeśli teraz jest zepsutym.

-Nie mogę przestać o nim myśleć Ethan, cały czas mam go przed oczami. Myślę o tym że to już nie jest mój mały robaczek.

-Wiem co czujesz, też myślę o swojej rodzinie, o mamie, tacie, siostrze.

-Przykro mi. - przytulam się delikatnie do jego boku, doskonale wie co czuję, on też stracił najważniejsze osoby w swoim życiu. Kiwa delikatnie przecząco głową, ale z delikatnym uśmiechem.

-Teraz mam ciebie, cieszę się że nie olałaś mnie wtedy i wpuściłaś mnie do domku - cicho się śmieje, można w sumie powiedzieć że to dzięki mnie się znamy.

-Jesteś moim dłużnikiem do końca życia - chichocze, on za to całuję mnie w czoło.

-Fakt, będę cię zawsze chronił, obiecuję - jego uśmiech jest nieziemski.

-Mam taką nadzieję - puszczam mu oczko.
                                        
                                  *

Zbliża się godzina 20, więc szukamy jakiegoś schronienia, niestety idziemy znowu drogą gdzie dookoła znajduje się las, niestety musimy znowu ryzykować. Podchodzimy do najbliższego drzewa i siadamy.

-Będę się rozglądać, ty idź spać - oznajmia Ethan na co ja kręcę głową.

-Chodźmy spać oboje, obudzi mnie najmniejszy szmer więc jeśli będzie coś zbliżało się w naszym kierunku obudzę cię - on niechętnie kiwa potakująco głową. Wyciągam w jego stronę rękę.

-Daj broń. - jego mina mówi jedno: "po co ci broń?"

-Na wypadek gdyby ktoś szedł w naszym kierunku i trzeba byłoby go od pędzić.

Wyciąga broń i podaje mi ją, nie pierwszy raz trzymam w rękach pistolet, lubiłam jeździć na strzelnice.

Przytulam się do jego boku na co on obejmuje mnie ramieniem, zamykam oczy.
                                           
                                   *

Budzi mnie cichy szelest liści, ale od razu wiem  że to nie jest zombie.

Skąd?

Sama nie wiem. Po prostu to wiem.

Ściskam delikatnie pistolet i jestem przygotowana, pewnie chce ukraść mój plecak, nie ma mowy.

Słysze jak szelest robi się coraz głośniejszy, nagle czuje jak plecak delikatnie się rusza, od razu odwracam się i celuje prosto w głowę jakiegoś chłopaka, na oko gdzieś w wieku Ethan'a.

The Zombie World Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz