Rozdział 21

608 30 9
                                    

Zamykam oczy i jedyne co słyszę to dźwięk strzału. Wiem, że trafiłam tam, gdzie chciałam trafić, skąd? Słyszę cichy, krótki jęk Lenning'a, a po chwili ciało lądujące głośno na podłogę.

Otwieram oczy i spoglądam na mężczyznę leżącego w kałuży krwi trzymającego się za brzuch. Z jednej strony jestem zadowolona, chciałam go zobaczyć w tym stanie od dłuższego czasu, a od niedawna chciałam żeby cierpiał jak mój tata. Jednak czuje pewne obrzydzenie do samej siebie. Zachowałam się dokładnie tak samo jak on. Nie chcę taka być.

-Nie uciekniecie stąd. Zostajecie tutaj, jesteście kluczem do wynalezienia leku- Lenning uśmiecha się szeroko, wygląda jakby już kompletnie oszalał. Podchodzę do niego powoli i gdy znajduję się już przy nim, kucam.

-Nie rozumiesz, że to już koniec? Nie wynajdziesz tego leku. A nawet jeśli by ci się to udało, zabijesz więcej osób niż uratujesz. - zauważam, że zaczyna słabnąć, jego powieki mimowolnie opadają, jednak stara się nie zasypiać.

-Zginiecie wszyscy. Ty i ci twoi przyjaciele- ciszę w budynku przerywa głośny alarm i krzyki żołnierzy. Odwracam się w stronę drzwi jednak nikt przez nie, nie wchodzi. Mój wzrok ląduje na Lenning'u.

Martwym.

Wstaję na równe nogi, mierzę jego ciało jeszcze parę sekund, aż w końcu wybiegam z pomieszczenia. Na początku nie zauważam nic podejrzanego, jednak po chwili dostrzegam coś, czego się nie spodziewałam.

Dwóch zombie atakuje jednego strażnika, a trochę dalej zauważam jeszcze trzech. Zastygam w bezruchu modląc się, że żaden mnie nie zauważył. Muszę wracać jak najszybciej do Jack'a i reszty.

A jeśli zombie już ich znalazło?

Kieruję się cicho w stronę drzwi, którymi tu weszłam, gdy zauważam ich w tym samym miejscu w którym ich zostawiłam oddycham z ulgą. Okazuje się, że zombie jest więcej niż tylko pięciu.

Jest ich mnóstwo, nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało że jest ich więcej niż żołnierzy.

-Gdzieś ty była Gwen? Oszalałaś? -Jack obejmuje mnie delikatnie, w jego ramionach od razu czuję się bezpieczna.

-Nie ważne, co się tutaj dzieje? Skąd oni się tutaj wzięli?

-Ludzie, rozpoczęli coś swego rodzaju buntu, otworzyli bramę, wypuścili zombie, które Lenning trzymał do badań. Garstce udało się uciec, jednak większość nie miała tyle szczęścia - wyglądam ostrożnie zza skrzyni i moim oczom ukazuje się chmara zombie polujących na wszystko co się rusza. Widzę straszną ilość niewinnych, martwych ciał.

Mężczyźni.

Kobiety.

Dzieci.

Ci ludzie chcieli tylko żyć normalnie.

Bez strachu.

Przebiegnięcie teraz w stronę bramy równałoby się z samobójstwem. Jednak przypominam sobie pewną, istotną rzecz.

-Musimy znaleźć coś, co wywoła niezły hałas.

-Nie słyszysz alarmu? Już jest wystarczająco głośny, twoja teoria się nie sprawdzi, Gwen. - Ethan spogląda na mnie takim wzrokiem, jakby patrzył na wariatkę.

-Alarm działa tylko w budynku, jest wygłuszony. Widzicie te głośniki? -wskazuje na dwa głośniki wiszące na ścianie budynku. -Napewno nie są jedyne, jeśli je włączymy będziemy mogli spokojnie przejść. Musimy spróbować. -wszyscy patrzą po sobie, czekając aż ktoś się odezwie, wiedzą że mam rację i że nie mamy innego wyjścia.

The Zombie World Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz